Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Katastrofa w Smoleńsku: Pomnik, instalacja, wideo

Jerzy Szerszunowicz
Piotr Wysocki, Krzyż, 2010 r., instalacja wideo
Piotr Wysocki, Krzyż, 2010 r., instalacja wideo
Monika Szewczyk, dyrektorka Galerii Arsenał w Białymstoku i szefowa Podlaskiego Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych mówi, czy artyści mogą się włączyć w godne upamiętnianie ważnych faktów historycznych.

Porozmawiajmy o sztuce

Porozmawiajmy o sztuce

Podlaskie Towarzystwo Zachęty Sztuk Pięknych od sześciu lat uzupełnia Kolekcję II Galerii Arsenał w Białymstoku - jeden z najlepszych w Polsce zbiorów sztuki polskiej i obcej powstającej po 1989 roku.

Kolekcja II to ponad 50 prac wybitnych twórców sztuki współczesnej, na czele z Mirosławem Bałką, Katarzyną Kozyrą, Wilhelmem Sasnalem, Leonem Tarasewiczem i Wojciechem Bąkowskim - tegorocznym laureatem Paszportu Polityki.

Tylko w 2010 roku prace z Kolekcji II prezentowane były m.in. w Nowym Jorku, Tbilisi, Bukareszcie, Belfaście, Pekinie i Warszawie. Kolekcja II nie jest prezentowana jako stała ekspozycja. Na co dzień publiczność nie ma do niej dostępu.

Od roku trwa dyskusja o katastrofie w Smoleńsku. W związku z niedawną rocznicą odżył temat godnego upamiętnienia tragedii, czyli gdzie i jaki pomnik miałby zostać postawiony. Czy Pani zdaniem współczesne sztuki wizualne miałyby coś do zaproponowania w tej materii?

Monika Szewczyk, dyrektorka Galerii Arsenał, szefowa Podlaskiego Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych: Jak najbardziej. Współczesne sztuki wizualne w sposób bardzo intensywny i adekwatny odnoszą się do spraw społecznych, pozostają w silnej interakcji z rzeczywistością, często ich materią są codzienne sytuacje, czynności. Można powiedzieć, że sztuka współczesna jest artystyczną formą zapisu tego, co dzieje się w życiu społecznym, w świadomości zbiorowej. Jednocześnie jednak zdaję sobie sprawę z tego, że to, co ma do zaproponowania sztuka współczesna, nie zaspokaja oczekiwań sporej części społeczeństwa.

Jakich konkretnie?

- Przede wszystkim zapotrzebowania na monumentalizm. Godne upamiętnienie jakiegoś ważnego faktu historycznego czy postaci kojarzone jest najczęściej z obiektem w przestrzeni publicznej, wykonanym z trwałego materiału - spiżu, kamienia czy choćby żelbetonu. Oczywiście ważna jest też wielkość mierzona linijką: wielki człowiek musi mieć wielki pomnik. Często przy tej okazji na drugi plan schodzi wartość artystyczna dzieła. Drugą niezwykle istotną sprawą jest brak zaufania do sztuki współczesnej i artystów w kwestiach etycznych, które w kwestii upamiętniania odgrywają niezwykle doniosła rolę.

Trudno się temu dziwić. Skoro do świadomości przeciętnego Polaka sztuka współczesna dociera głównie za pośrednictwem przekazów medialnych, które koncentrują się na skandalach i sporach wokół sztuki współczesnej. Efekt jest taki, że sztuka współczesna wielu z nas jawi się jako źródło anarchii, potencjalnych zamachów na tradycyjne wartości.

- To prawda. Ta część społeczeństwa, która oczekuje od artysty podejmującego temat katastrofy w Smoleńsku, pomnika, nie zgodzi się a'priori, bez wnikania w szczegóły, na to, by dzieło upamiętniające tę tragedię zostało zrealizowane na polu sztuki współczesnej. Jednak nie zawsze tak było. Jeszcze w latach 80., w czasie stanu wojennego, sztuka współczesna była bardzo silnie obecna i związana z Kościołem i wartościami chrześcijańskimi. To związanie wynikało nie tylko z faktu organizowania wystaw we współpracy z duchowieństwem, ale też w postrzeganiu sztuki jako nośnika wartości etycznych, wartości chrześcijańskich. Wśród wystaw opatrywanych etykietą "sztuka religijna" prezentowane były prace, które współcześnie mogłyby zostać zakwestionowane - jako niekoniecznie zgodne z etyką chrześcijańską i nauką Kościoła.
Nie powie Pani chyba, że na przykład Dorota Nieznalska mogłaby zaistnieć w takiej przestrzeni?

- Może niekoniecznie z "Pasją", która zawiodła ją aż do sądu, ale z innymi pracami nie byłoby chyba większego problemu.

Kwestia Nieznalskiej, to rodzaj gdybania - nie sprawdzimy już, czy jej dzieła zmieściłyby się w obrębie "sztuki religijnej". Dopraszam się konkretu.

- Ależ proszę: "Zrób to sam". Składniki pracy: gwóźdź, młotek, krzyż i figurka Chrystusa. Dzieło zmarłego przed kilkoma dniami Geta Stankiewicza. Gdybyśmy dzisiaj znaleźli tę pracę np. w warszawskiej Zachęcie, jestem prawie pewna, że rozgorzałaby wokół niej dyskusja. A przecież jest to dzieło z gruntu religijne - nie tylko przez nawiązanie do symboliki męki Chrystusa, ale przede wszystkim przez stawianie pytania o naszą duchowość, podnoszenie kwestii odpowiedzialności, winy za cierpienia bliźniego. To jest praca głęboko etyczna, religijna. Ale nie ma wątpliwości, że dla kontestatora sztuki współczesnej nie stanowiłoby problemu oskarżenie artysty i jego dzieła o "szarganie wartości". Jest to o tyle niepokojące zjawisko, że ci artyści, którzy odnoszą się do tematyki religijnej z pietyzmem i szacunkiem, dla których wiara jest istotnym i trudnym tematem, są narażeni na największe cięgi.

Nie przypominam sobie, by kogoś napiętnowano za malowanie wizerunku Matki Boskiej czy Chrystusa.

- Malowanie tzw. świętych obrazów, zgodnych z przyjętymi powszechnie standardami, to rodzaj bardzo potrzebnego rzemiosła, uprawianego na potrzeby sklepów z dewocjonaliami. Sztuka religijna, rozumiana jako działalność artystyczna podejmująca temat wiary, nie ma, a przynajmniej nie musi mieć wiele wspólnego z malowaniem wizerunków świętych.

Może być na przykład serią krótkich rejestracji wideo wykonanych między innymi przed Pałacem Prezydenckim w Warszawie, które pokazywane są na kilkunastu monitorach ułożonych w kształt krzyża? Czy pokazywana ostatnio w Galerii Arsenał praca Piotra Wysockiego "Krzyż" jest pracą religijną?

- Nie. To jest praca, którą można interpretować na różne sposoby, w czym tkwi jej niewątpliwa siła. To ważny, obiektywny zapis, który daje szansę analizy nastrojów społecznych. "Krzyż" prezentuje ścieżki narracyjne od rejestracji podniosłych momentów, takich jak msza, poprzez zapisy osobistych relacji świadków, aż po momenty ewidentnych nadużyć, wykorzystywania żałoby do celów politycznych i wystąpień antysemickich. Dla niektórych odbiorców "Krzyż" stanie się okazją do powtórnego przeżycia tragedii smoleńskiej, rocznej żałoby - przeżycia niezwykle silnego, wręcz katartycznego. Można też postrzegać dzieło Wysockiego w kategoriach lekcji patriotyzmu - mogą je tak odebrać zarówno ci, którzy opowiadali się za usunięciem krzyża sprzed Pałacu Prezydenckiego, jak i ci, którzy chcieli pozostawienia go tam za wszelką cenę.
Jak to możliwe? Doniesienia medialne przeczą jakimkolwiek szansom dialogu i porozumienia pomiędzy stronami konfliktu o krzyż.

- Jeżeli zaczynamy oceniać, zanim spróbujemy zrozumieć, dialog nie jest możliwy. Piotr Wysocki nie stworzył swego dzieła, by pokazać, kto ma rację, kto jest dobry, a kto zły. "Krzyż" to niezwykle stonowana, budząca wiele pozytywnych emocji próba zrozumienia tego, co się stało. Wysocki przystawia nam lustro, w którym możemy się przejrzeć jako naród, wspólnota, jako ludzie postawieni w obliczu tragedii.

Nie przecenia Pani przypadkiem zalet tej pracy?

- Spodziewałam się takiego zarzutu. Choć jest chybiony, to poniekąd zrozumiały: bo skoro zdecydowałam się na pokazanie pracy Piotra Wysockiego w Arsenale, to nie mogę o niej mówić krytycznie. A co za tym idzie, komplementując "Krzyż", mogę być dla wielu osób mało wiarygodna. Skoro tak, to pozwolę sobie odwrócić sytuację: czy wie Pan, kto jest współautorem "Krzyża"?

Nie. Myślałem, że autor jest jeden.

- I tak, i nie. W czasie nagrań na Krakowskim Przedmieściu Piotr Wysocki spotkał się, a potem zaprzyjaźnił z Mieczysławem Zielińskim - blisko osiemdziesięcioletnim harcerzem, który amatorsko od lat filmuje msze i uroczystości patriotyczne. Fragmenty nakręconych przez niego filmów są pokazywane w instalacji Wysockiego. Pan Zieliński jest przekonany (mówił o tym na otwarciu wystawy w Arsenale), że "Krzyż" jest pracą o takim ładunku duchowości, posiadającą tak pozytywną aurę, że wielu ludzi może się nawrócić w czasie oglądania. Dla niego "Krzyż" i jego prezentacja w jak największej liczbie miejsc jest rodzajem działalności misyjnej.

Zachodzi podejrzenie, że choć dzieło jest wspólne, to każdy z autorów miał co innego na myśli. Mówiąc brutalnie: artysta zmanipulował amatora.

- A może po ludzku sobie zaufali? Może w obliczu tragedii, która dotknęła nas wszystkich, artysta współczesny i sędziwy harcerz znaleźli nić porozumienia ponad wszelkimi podziałami? Może wykorzystali szansę, którą my, jako społeczeństwo, zaprzepaściliśmy? Czy nie lepiej zrobić takie założenie, zaufać w dobre intencje, zamiast szukać kolejnego spisku?

Jerzy Szerszunowicz jest dyrektorem Centrum im. Ludwika Zamenhofa w Białymstoku

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny