Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Katarzyna Wolak-Gąsowska i Rafał Gąsowski: Razem na scenie, razem w życiu. I wciąż są głodni współpracy

Agata Sawczenko
Agata Sawczenko
Katarzyna Wolak-Gąsowska i Rafał Gąsowski poznali się w Teatrze Wierszalin. I tu, na scenie w Supraślu, tuż po spektaklu Rafał oświadczył się Katarzynie.
Katarzyna Wolak-Gąsowska i Rafał Gąsowski poznali się w Teatrze Wierszalin. I tu, na scenie w Supraślu, tuż po spektaklu Rafał oświadczył się Katarzynie. Wojciech Wojtkielewicz
Z Katarzyną Wolak-Gąsowską i Rafałem Gąsowskim, aktorami supraskiego Teatru Wierszalin, rozmawiamy o spektaklach, miłości i o tym, jak ważna jest otwartość na innych ludzi przy jednoczesnym zachowaniu prywatności. – Długo nie opowiadaliśmy o sobie, bo chcieliśmy mieć pewność, że to nasza miłość, a nie emocje granych przez nas postaci – mówią.

Przed chwilą pozowaliście do zdjęć i powiedziałaś Kasiu do Rafała: Nie patrz tak na mnie, bo się drugi raz w tobie zakocham! Faktycznie - patrzy na ciebie pięknie. Czy pamiętasz, jak pierwszy raz usłyszałaś o Rafale?
Katarzyna Wolak-Gąsowska: Jako o aktorze usłyszałam o Rafale, kiedy studiowałam chwilę w Białymstoku. Nigdy jakoś wtedy nie było mi po drodze jechać do Supraśla. Gdy znalazłam się we Wrocławiu - tam też studiowałam - koleżanka aktorka pochodząca z Białegostoku zrobiła piękną prezentację na temat teatrów, m.in. Wierszalina. Wtedy zobaczyłam fragmenty spektakli i fotografie Rafała. Nie przyszło mi wtedy do głowy, że za parę lat spotkamy się osobiście.

Ale zwróciłaś wtedy na niego szczególną uwagę?
KWG: Nie chcę teraz czarować: wtedy był dla mnie po prostu jednym z aktorów.

Wcześniej często słyszałam, że Wierszalin to jeden z tych fascynujących teatrów... Wiedziałam więc, że i wyjątkowi aktorzy grają w wierszalińskich spektaklach.

Ale sama nie marzyłaś, by tu występować.
KWG: Szczerze? Nie. W ogóle z Podlasiem nie wiązałam swojej przyszłości: ani artystycznej, ani życiowej.

Ale w końcu dałaś się namówić, by tu przyjechać. Miały być dwa lata?

KWG: Właściwie to zaproszono mnie, aby zrobić zastępstwo w ,,Dziadach” podczas objazdu Teatr Polska. To był rok 2017. Zgodziłam się, ale cały czas myślałam, że wrócę do Wrocławia i tam zagram dyplom z moimi koleżankami i kolegami z roku. Dyrektor Teatru, Piotr Tomaszuk, wyszedł od razu z propozycją podpisania umowy na rok. A później to wszystko się już tak potoczyło, że trwa do chwili obecnej…

Pamiętacie, gdy spotkaliście się po raz pierwszy? Rafale, od razu tak pięknie patrzyłeś na Kasię?
KWG: Dokładnie tak!

Rafał Gąsowski: Wróciłem z wakacji. I natknąłem się w teatrze na Kasię, która przyjechała z Wrocławia.

KWG: Nieco przestraszoną dziewczynę w koczku na głowie, pamiętam też, że miałam na sobie szarą bluzę.

RG: Jakieś takie światło biło z jej oczu. Momentalnie zobaczyłem w niej coś wyjątkowego.

KWG: To było tak, że siedziałam w garderobie, koleżanki i koledzy wdrażali mnie do spektaklu „Dziady. Noc druga” w reż. Piotra Tomaszuka. I wtedy wszedł Rafał - nawet pamiętam, w co byłeś ubrany! - i skomentował mnie spojrzeniem: a cóż to za nowicjuszka? Wtedy tak mi się wydawało, a teraz się dowiaduję, że spojrzał zupełnie inaczej. Dyrektor od razu nas sobie przedstawił. Mnie, jako studentkę, która będzie zastępować jedną z koleżanek w spektaklach, a Rafała jako czołowego aktora Teatru Wierszalin. Ja oczywiście, jak tylko dostałam zaproszenie do teatru, śledziłam wszystkie rozmowy, wywiady, które były dostępne w sieci, chciałam się jakoś przygotować do spotkania z zespołem.

Bardzo szybko dyrektor Tomaszuk zaczął obsadzać was jako spektaklowe pary. Miał aż tak dużą intuicję?
KWG: Właśnie! To jest pytanie…

RG: Coś chyba jest na rzeczy. Jakoś podświadomie nas obsadzał i bardzo dużo graliśmy w parach. I to były takie pary zasadnicze, miłosne…

KWG:...Może też chodziło o nasz wygląd? Według niektórych jesteśmy podobni wizualnie, zbliżeni urodą.

RG: Często nam mówiono, że jesteśmy jak brat i siostra.

I od razu zaczęliście się w sobie zakochiwać?
KWG: Ja się trochę boję tak od razu cokolwiek nazywać. Im jestem starsza, tym bardziej się boję. Mogę powiedzieć, że to na pewno była fascynacja od pierwszego wejrzenia. Bo kiedy podaliśmy sobie ręce na powitanie, to spojrzeliśmy sobie w oczy w sposób naprawdę wyjątkowy… I wtedy pomyślałam: coś z tego może być.

RG: Ale daliśmy sobie też trochę czasu. Żeby mieć pewność, że to nie jest takie przelotne zauroczenie, które często się pojawia w tym zawodzie. My bardzo dużo pracujemy na emocjach, więc trudno czasem jest rozpoznać, czy są to emocje postaci - bo przecież tak się może zdarzyć, czy to emocje, które towarzyszą ludziom w prawdziwym życiu. To niezwykle istotne, by to odróżnić, rozpoznać. Jest wiele par, które w tym zawodzie się spotykały, wierzyły w to, że to ta prawdziwa, niezwykła miłość, a tak naprawdę to była pozorna miłość, ta, która była pomiędzy granymi przez nich postaciami, chwilowe zauroczenie, a nie prawdziwy związek. Dlatego my sobie daliśmy trochę czasu, zanim poszliśmy ten krok dalej… A później daliśmy sobie też trochę czasu, żeby ten nasz związek był tylko naszym. Żebyśmy mieli go tylko dla siebie. Zresztą długo chcieliśmy go mieć tylko dla siebie.

Dlaczego?
RG: Żeby poznać się między sobą. Żeby nie mieć tego całego świata, który wchodzi w związek. Żeby mieć czas, by ten związek osadzić, by miał nasz fundament - tylko nasz, związany z naszymi wspomnieniami, z naszymi chwilami. To długo trwało. Ale myślę, że to było bardzo ważne. I dopiero później uznaliśmy, że można już to pokazać całemu światu. To chyba stało się wtedy, kiedy poprosiłem cię, Kasiu, o rękę…

Z przytupem ogłosiliście światu tę waszą miłość!
KWG: A ja do dziś jestem zaskoczona!

RG: Kiedy czułem, że to uczucie rzeczywiście jest tak mocne między nami, że możemy zaprosić do nas tych innych ludzi, którzy są dookoła. Bo to jest bardzo ważne. W wielu związkach są takie sytuacje, że niby są dwie osoby, ale za dużo jest wszystkich wokół. Ktoś doradza, ktoś się wtrąca, powie coś: mama, babcia, przyjaciółka… I tworzą się takie związki nie do końca dwuosobowe. A to bardzo rzutuje na dalszy ciąg tych związków. Bo każdą miłość trzeba najpierw przeżyć we dwójkę, wyłącznie. Dla mnie to było bardzo istotne.

KWG: ...Gdybyśmy od razu zaczęli o sobie opowiadać, od razu się wspólnie pokazywać, to zaraz byłyby spekulacje, że na przykład właśnie dlatego jesteśmy obsadzani razem. A przecież to była ,,wypadkowa” naszego spotkania.

Rafał oświadczył się na scenie, tuż po spektaklu.
KWG: Wśród tylu ludzi!

Ale faktycznie to był chyba już właściwy moment, żeby się określić, żeby nie było ewentualnych domysłów w zespole. To już był ten czas. Rafał obwieścił to widzom i zespołowi jak rodzinie.

RG: Ale jak mogło być inaczej, jeśli dwoje aktorów gra ze sobą razem…

KWG: ...ślubowanie! Bo przecież Rafał oświadczył mi się po spektaklu „Ofiara Wilgefortis”.

RG: Chwilę wcześniej, przed oświadczynami, graliśmy parę. Jezus Chrystus obdarza dziewczynę swoją twarzą. Bo ona jest w nim zakochana, a cały świat jest przeciwko temu uczuciu. No i po tym wydarzeniu ja - jeszcze przebrany w perizonium chrystusowe - postanowiłem się oświadczyć. Wiem, że to było też takie oczyszczające dla widowni: ten związek, który na scenie prawie że się nie udał, tu, w prawdziwym życiu, nagle się objawia.

A dla was?
RG: Dla nas było bardzo ważne, że takie rzeczy dzieją się właśnie w tym miejscu, które nas połączyło.

Bo wasze życie z teatrem łączy się przecież niemal w każdym momencie.
KWG: W teatrze pracujemy ze sobą już szósty rok. Mieszkamy wspólnie troszkę krócej. Ale przecież szczęśliwi czasu nie liczą…

RG: Od tego czasu jesteśmy ze sobą 24 godziny na dobę: bo razem jesteśmy w domu i jesteśmy w pracy. Spędzamy razem wolny czas, jeździmy na wakacje. Wszystko robimy razem.

I dobrze wam z tym? Macie w ogóle możliwość oddzielić tak całkowicie pracę od domu?
KWG: Jest to oczywiście niełatwe. Ale trzeba sobie zadać pytanie, czy faktycznie musimy silić się na to, by wymyślać sytuacje, w których jak najczęściej jesteśmy odseparowani. Wydaje mi się, że jest nam to niepotrzebne, ponieważ bardzo dobrze się czujemy w swoim towarzystwie i jesteśmy przede wszystkim przyjaciółmi. Wspólne spędzanie czasu to dla nas pewnego rodzaju motor do dalszego działania, bo po prostu się lubimy. W pracy jesteśmy profesjonalistami, wiemy jak oddzielić te dwie rzeczywistości. Kiedy przygotowujemy się do premier lub cotygodniowych spektakli, każde z nas wie, co ma robić, mamy swoje zadania do wykonania: ja wchodzę w swoje buty, Rafał w swoje…

RG: Wydaje mi się, że dzięki temu, że razem pracujemy, łatwiej jest nam w życiu prywatnym. Znamy swoje problemy w pracy, rozumiemy je. Rozumiemy siebie jako aktorów. I rozumiemy, co boli tę drugą osobę. Wiemy, co to jest praca na emocjach. I wiemy, co to znaczy premiera. Potrafimy sobie we dwoje odłożyć pewne rzeczy związane z tym rzeczywistym życiem, bo się zbliżamy do premiery. I oboje to rozumiemy. Nie mamy tego problemu, że musimy to tłumaczyć tej drugiej osobie. To niezwykle komfortowe. Ale to, że razem pracujemy, sprawia, że wiemy, jak sobie pomóc. Bo przecież związek również polega na tym, że stale musimy się wspierać.

KWG: Ale musieliśmy się tego nauczyć. Bo to wcale nie było od początku takie jasne. Uczyliśmy się prosić siebie wzajemnie o pomoc. Bo ta prośba o pomoc, wbrew pozorom, nie jest łatwa.

A rywalizacja? Nie ma między wami rywalizacji?
KWG: Nie ma. Ja jestem kobietą, Rafał mężczyzną. Rafał ma o wiele więcej lat doświadczenia zawodowego, więc mam ten przywilej przyglądać się mu, uczyć się od niego.

Ale możesz też dostać większe brawa od niego. I co wtedy?
KWG: ...(śmiech)

RG: Ja się bardzo cieszę z sukcesów Kasi. Jest znakomitą aktorką.

Wydaje się, że już więcej czasu niż wy nie można razem przebywać. A wy piszecie jeszcze wspólne projekty!
KWG: Tak, jesteśmy wciąż głodni współpracy.

RG: Założyliśmy wspólną fundację. Stworzyliśmy projekt, w którym gramy we dwoje.

KWG: Jest nam bardzo dobrze pracować ze sobą: bo się znamy, lubimy, wielu kwestii nie musimy definiować, działamy na podobnych płaszczyznach, nadajemy na wspólnych falach. Ale jesteśmy też bardzo otwarci, aby współpracować z innymi artystami.

RG: Pierwszym takim naszym dzieckiem pozateatralnym było przedstawienie „Panie Malczewski”, które zrobiliśmy we dwoje. Choć właściwie we trójkę, bo jeszcze z kompozytorem.

KWG: ...We czwórkę, bo jeszcze z Anną Wieczorek, która napisała scenariusz.

I gdzie wystawiacie „Panie Malczewski”?
RG: Premierę mieliśmy we Wrocławiu. To było bardzo ważne, by Kasia mogła tam powrócić. Przecież tam studiowała.

KWG: Dzięki temu mogłam się jakoś rozliczyć z przeszłością, z tym, że stamtąd tak znienacka wyjechałam.

RG: A ja zawsze marzyłem, żeby wystąpić w Instytucie im. Jerzego Grotowskiego, na tej legendarnej scenie. Udało się, tam daliśmy premierę. A później trzy razy graliśmy to na naszym festiwalu „Między wierszami” w Supraślu. No i mamy plany na następne grania. Mamy też oczywiście plany na następny projekt. Nie tylko zresztą jeden.

Widzę, że jeszcze nie chcecie zdradzać szczegółów. Ale uchylcie choć rąbka tajemnicy.
RG: Na pewno coś się będzie szykowało na nasz festiwal „Między wierszami”, który będzie już doroczną imprezą. No i na jesień również coś planujemy.

KWG: Na razie podgrzewamy atmosferę, nie chcemy mówić za dużo…

RG: Bo zbieramy wszystkie nitki. Jak już będziemy pewni, jak to zrobimy, to będziemy to odsłaniać. Bo, że zrobimy, to jesteśmy pewni.

Nie myśleliście, by zmienić miejsce?
RG: Naszym miejscem jest Teatr Wierszalin. Ale premierę jednego z naszych projektów - to mogę zdradzić - z powodu głównej bohaterki, chcielibyśmy dać w Warszawie. To bohaterka związana ściśle z historią Warszawy. Chcielibyśmy więc, by po latach symbolicznie wróciła w konkretne miejsce Warszawy.

KWG: I dać zaznać jej duszy spokoju. To naprawdę wyjątkowa postać.

Ale Supraśl to też wyjątkowe miasteczko. Jednak tu nie mieszkacie. Codziennie wracacie do Białegostoku.
KWG: Ja jestem w Supraślu zakochana. I ten stan nie zmienia się od sześciu lat, odkąd tu przyjechałam. Od czasu, gdy przeprowadziłam się do Białegostoku, faktycznie jestem w Supraślu przede wszystkim w pracy, ale w okresie wiosennym i letnim bardzo lubię tu trochę dłużej zostać, pospacerować, odwiedzić przyjaciół. Supraśl to jest takie miejsce: ,,Forever in my heart”.

RG: Ostatnio było takie spotkanie supraskich ludzi kultury. I każdy mówił, od kiedy w tym Supraślu jest. Ja odruchowo chciałem powiedzieć, od ilu lat jestem tu w teatrze. Ale zaraz sobie uświadomiłem, że chyba już w tym Supraślu w planach byłem dużo wcześniej. Bo mój tato w latach 60. był tu w Liceum Sztuk Plastycznych. A później, jak byłem małym chłopcem, to mnie tu zabierał, chodziliśmy po Supraślu, ale i dalej, do lasu. To było dla mnie piekielne - on miał długie nogi, a ja, mały berbeć, musiałem za nim biec. Więc trochę też niezbyt dobrze wspominałem ten Supraśl. Ale później i tak tu wróciłem.

Nie chcielibyście zamieszkać tu, w Supraślu?
KWG: Wcześniej ja mieszkałam tu, Rafał w Białymstoku. I swojego czasu zastanawiałam się, czy narzeczonego werbować do Supraśla, czy wyjechać do miasta. Kiedyś bardzo lubiłam mieszkać w dużych miastach - wybierałam te największe. Przyjazd do Supraśla był dla mnie na początku nieco stresujący. To było coś innego. Dopiero gdy poczułam ten klimat, doceniłam, jakie szczęście mnie spotkało, że mogłam zwolnić i skupić się na tym miejscu i na tej drewnianej chatce, w której tworzymy. Kiedyś, pamiętam, zadałam pytanie Rafałowi: ,,Dlaczego by nie zamieszkać w Supraślu”? I on wtedy powiedział coś bardzo istotnego, że dla niego mieszkanie tutaj i jednocześnie pracowanie tutaj, w zawodzie jaki wykonujemy, to trochę jak przychodzenie do pracy w kapciach. I jest w tym jakaś prawda, bo dystans, który daje nam przebywanie na co dzień w innym miejscu, ta inna przestrzeń, robią dobrze dla głowy i dla życia osobistego.

RG: Ten dystans jest niezwykle potrzebny dla higieny pracy. Bo nasza praca jest bardzo intensywna. Zajmuje nas bardzo mocno emocjonalnie, intelektualnie, czasowo. Więc potrzebne jest jakieś ujście, rodzaj dystansu.

Rafał, a jak już wracacie do Białegostoku, wkładacie te domowe kapcie i nikt was nie widzi, to dalej tak pięknie patrzysz na Kasię?
RG: Nie mam wyjścia. Kasia tak pięknie buduje nasz dom, daje mi tyle uczucia, że nie sposób patrzeć na nią inaczej.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wielki Piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny