Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Katarzyna W. ukrywała się na Podlasiu

Magdalena Kuźmiuk, (bisu) [email protected] tel. 85 748 95 12
W środę rano policjanci przewieźli Katarzynę W. do komendy w Białymstoku. Ukrywała twarz w wysoko postawionym kołnierzu kurtki i pod wściekle różowym kapeluszem.
W środę rano policjanci przewieźli Katarzynę W. do komendy w Białymstoku. Ukrywała twarz w wysoko postawionym kołnierzu kurtki i pod wściekle różowym kapeluszem. Anatol Chomicz
Do niepozornego domu we wsi pod Białymstokiem policjanci wkroczyli wczesnym rankiem. Przyjechali nieoznakowanymi radiowozami. Od jakiegoś czasu wiedzieli, że ukrywa się tam poszukiwana listem gończym Katarzyna W. ze Śląska. 22-latka, podejrzana o zabójstwo półrocznej córeczki Magdy, zniknęła nagle w połowie października.

Historią poszukiwań półrocznej Madzi z Sosnowca żyła cała Polska. Jej 22-letnia matka twierdziła, że została napadnięta na ulicy, straciła przytomność, a wtedy nieznany sprawca porwał z wózka jej dziecko.
W pokazywane w mediach łzy Katarzyny W. wierzyli wszyscy, w jej wzruszające dla wielu apele do porywacza, aby oddał Madzię. Katarzyna W. oszukała wszystkich. Kiedy cały zrozpaczony Sosnowiec szukał jej zaginionej córeczki, Madzia już nie żyła. Według późniejszych ustaleń prokuratury, Katarzyna W. udusiła dziecko, a potem ukryła jego zwłoki w ruinach w miejscowym parku.

Wtedy szum medialny wokół Katarzyny W. nabrał rozpędu. Szybko zyskała ironiczne miano przestępczyni-celebrytki, tak często gościła na łamach tabloidów. W połowie października Katarzyna W. nagle zniknęła. Spekulowano, że przed groźbą spędzenia reszty życia w więzieniu, uciekła za granicę. Nikt nawet nie przypuszczał, że Katarzyna W. będzie ukrywała się w niepozornym domku we wsi na Podlasiu.
Turośń Dolna to wieś jakich na Podlasiu wiele, oddalona od Białegostoku o około 20 kilometrów. Główna ulica, sto domów jeden obok drugiego, szkoła, straż pożarna, może dwa sklepy.

Dom znaleźli w internecie

W środę rano Turośń Dolna stała się sławna na całą Polskę. To tu policjanci zatrzymali poszukiwaną od poniedziałku listem gończym 22-letnią Katarzynę W., podejrzaną o zabójstwo córeczki. Tu od miesiąca wynajmowała stary dom razem z 23-letnim Mariuszem K., mieszkańcem województwa łódzkiego.
- Kto by pomyślał, że ona trafi ze Śląska do nas - zastanawia się inna mieszkanka Turośni.
We wsi zawrzało. Mieszkańcy są zszokowani wiadomością, że to u nich ukrywała się Katarzyna W.
- Przyjechali we dwoje jakiś tydzień przed Wszystkimi Świętymi. Tylko z dwoma plecakami. Chłopak mówił, że są z żoną z Krakowa. Nie mieli ani łyżki, ani poduszki, ale od teraz będą mieszkać tu, studiować, poszukają pracy w Białymstoku. Dziwiliśmy się, że młodzi na wsi chcą żyć - mówi jedna z mieszkanek wsi, którą spotkaliśmy koło sklepu.

Mieszkańcy mówią, że dom do wynajęcia znaleźli przez ogłoszenie w internecie. Mimo że mały, drewniany i w nie najlepszym stanie, pasował im.

- Zapłacili za trzy miesiące z góry. Widocznie chyba naprawdę planowali tu dłużej zostać - mówi mężczyzna w średnim wieku.

Jego także dziwiło to, że skoro w miastach pracy nie ma, to kto przyjeżdża na taką zapadłą - jak to określił - wieś, by jej szukać.

- W dodatku, że chciało im się palić codziennie w kaflowym piecu, zamiast ogrzewać się przy kaloryferze w bloku w mieście - mówi.

Powiedział, że szukają spokoju

A Mariuszowi K. wieś się spodobała. Przynajmniej sprawiał takie wrażenie.

- Pytaliśmy go, czego on tu szuka, jak zima idzie. Że zimą ciężko będzie. Wiosną, latem można tu żyć. Mówił, że ta pora mu odpowiada i uśmiechał się - mówi mężczyzna w czapce.

Chyba nikt z mieszkańców nie wiedział, jak Mariusz K. ma na imię. Niektórzy przypominają, że powiedział, że ma 26 lat i dziewczynę, która będzie go odwiedzała, bo studiuje w Warszawie.
- Mi powiedział, że to jego żona - wtrąca inny mieszkaniec Turośni.

Jednym mówił, że studiuje medycynę, innym, że prawo. Mieszkańcy mają jednak o nim dobre zdanie. Na tyle, na ile można je wyrobić o człowieku, który sprowadził się do wsi przed niespełna miesiącem.
- Miły był, ale taki wygadany. Od razu skojarzyłam go z bohaterem takiego starego serialu - Tulipanem. Taki fircyk - uśmiecha się kobieta spotkana w sklepie.

Zakupy zawsze robił on. Ale na karteczce kobiecym pismem miał spisaną listę.

- Pytał o takie rzeczy, których my tu na wsi nie jemy. Jakieś sosy, wyszukane przyprawy, co tylko młodzi w mieście z nich gotują. U nas się kupuje podstawowe produkty - przypomina jedna z mieszkanek Turośni.

Ludzie mówią, że chłopak oferował pomoc przy różnych sprawach, w pas się kłaniał, a "dzień dobry" z daleka krzyczał. Cieszyło go, że tu we wsi wszyscy są przyjaźnie nastawieni.

- Podobał mu się tutejszy klimat. Był zachwycony. Mówił, że spokojniej niż w Krakowie. Bo tam miał już dość dzwonków tramwajów - przypomina sobie jedna z mieszkanek wsi.

Ale dom wynajęli tuż obok ruchliwej drogi prowadzącej do Łap.

- W tydzień po nich, we wsi pojawił się starszy facet, z kucykiem. Tak około czterdziestki. Powiedział, że jest ojcem tej dziewczyny. I że się u nich zatrzymał. Trochę to było dziwne, bo był chyba za młody, żeby mieć córkę studentkę - mówi siwy mężczyzna. - W ostatnią niedzielę chciał kupić ziemniaków, ale u nas w sklepach to ziemniaków się nie sprzedaje, bo każdy ma swoje. Zaproponowałem mu worek. I kupił. Powiedział, że chce dzieciom obiad ugotować, bo młodzi nie potrafią.

Rzekomy ojciec krzątał się też wokół domu, który Mariusz i Katarzyna W. wynajmowali na końcu wsi. Widzieli to najbliżsi sąsiedzi.

- Przed zimą kwiatki powyrywał, uporządkował - mówi starsza kobieta, mieszkająca w białym domu.
- Antenę telewizyjną ustawiał - dodaje jej mąż.

Inni mieszkańcy opowiadają, że mężczyzna twierdził, iż jest niemal ich ziomkiem. Bo 20 lat temu mieszkał w pobliskim powiecie. Potem wyjechał do Krakowa, gdzie prowadzi własną knajpę.
Katarzyna wychodziła tylko nocą

Katarzyna W. we wsi nie pokazywała się wcale. Tak twierdzą mieszkańcy.

- Podobno tylko nocą wychodziła. Zaczerpnąć świeżego powietrza - pokpiwa mężczyzna spotkany w sklepie.

Raz widziała ją sąsiadka. - Szła opatulona, szalik podciągnięty aż na nos, na głowie ciemny kapelusz. Tylko szpara na oczy.

Mówi, że od początku, jak obcy sprowadzili się obok nich, obawiali się takiego sąsiedztwa.

- My starzy. Nie wiadomo, kto tu z miasta przyjechał i czego szukał - kwituje.

Młodsi członkowie rodziny - którzy nie mieszkają razem - poradzili starszym, by nie nawiązywali żadnego kontaktu z przyjezdnymi. Bo nigdy nic nie wiadomo.

Podejrzenia sąsiadów od początku wzbudzał właśnie fakt, że w domku obok mieszka też kobieta, ale wcale jej nie widywali.

- Dziwne było to, że po południu, jak już się ciemno robiło, u nich światło się nie świeciło. Ciemno zupełnie. Ale paliło się za to w środku nocy - przyznaje starsza pani.

Opowiada, że tak było też w noc poprzedzającą zatrzymanie Katarzyny W. - Obudziłam się około w pół do trzeciej w nocy. Światło - a jak - paliło się - mówi.

Potem zasnęła. Obudziło ją parę godzin później głośne zamykanie drzwi samochodów.

- Podeszłam do okna, ale mignęło mi tylko ostatnie z odjeżdżających aut - mówi. Widać, że z lekkim rozczarowaniem.

Twierdzi, że wcześniej widziała w okolicy tego domu zaparkowane auto na katowickich numerach rejestracyjnych. Potwierdzają to też inni mieszkańcy wsi. Mówią, że podobnych aut - w ich przekonaniu radiowozów nieoznakowanych - pojawiało się w pobliżu nawet kilka.

Różowy kapelusz

Ze środowej akcji policjanci zdradzają niewiele.

- Do zatrzymania doszło dzięki ustaleniom funkcjonariuszy dokonanym w wyniku ich pracy operacyjnej - ucina podinsp. Andrzej Gąska, rzecznik prasowy śląskiej policji.

Sugeruje, że od jakiegoś czasu policjanci mieli Katarzynę W. na muszce i wiedzieli o miejscu jej pobytu. W ujęciu podejrzanej o zabójstwo córki funkcjonariuszom ze Śląska pomogli podlascy policjanci.
Po zatrzymaniu Katarzyna W. i Mariusz K. zostali przewiezieni do Białegostoku do komendy wojewódzkiej. Uwagę oczekujących dziennikarzy zwrócił wściekle różowy kapelusz, za którym podejrzana ukrywała twarz. Pomagał w tym też wysoki kołnierz zielonej wojskowej kurtki. Dziwiły inne szczegóły: perfekcyjnie pomalowane ciemnym lakierem paznokcie Katarzyny W. i jej dłonie osłonięte od zimna modnymi rękawiczkami bez palców.

Po kilkudziesięciominutowym pobycie w komendzie, Katarzyna W. została przewieziona do Aresztu Śledczego w Białymstoku przy Kopernika 21.

- Sprawdzono jej dokumenty, a dane wprowadziliśmy do systemu. Jej rzeczy, których nie mogła wnieść na teren aresztu, zostały przekazane do depozytu. Przeprowadzona została też rozmowa wstępna - mówi kpt. Michał Zagłoba, rzecznik prasowy Okręgowego Inspektoratu Służby Więziennej w Białymstoku.
Katarzyna W. trafiła do wieloosobowej celi. Tam przez pół godziny czekała na policyjny konwój. Przed wyjazdem do Katowic zdążyła zjeść obiad. Wczesnym popołudniem, z policjantami ruszyła w drogę powrotną na Śląsk. Niewykluczone, że wkrótce sąd będzie rozpoznawał wniosek śledczych o przedłużenie Katarzynie W. dwutygodniowego aresztu.

Jej towarzysz Mariusz K. był w środę przesłuchiwany. Potem został zwolniony. Jego zeznania zostaną przekazane prokuraturze w Katowicach, która wyjaśnia okoliczności zabójstwa małej Magdy. Ta prokuratura zdecyduje o przedstawieniu Mariuszowi K. ewentualnych zarzutów. Śledczy chcą też przesłuchać osoby, które wynajęły jemu i Katarzynie W. dom.

Wiedziałam, że to ta Kaśka

Jedni mieszkańcy Turośni Dolnej zaprzeczają, że domyślali się bądź wiedzieli, że Katarzyna W. ukrywa się w ich wsi. Inni snują domysły.

- To właśnie ci, co mają coś na sumieniu, będą ukrywać się w wiosce takiej, jak nasza - mówi pewnie kobieta z okolic sklepu.

- Ja od razu wiedziałam, że to ta Kaśka, która zabiła dziecko na Śląsku. Wiedziałam. Mówiłam o tym mężowi, dzieciom, ale oni tylko się śmiali - mówi jedna z bliższych sąsiadek Katarzyny W. w Turośni.
Teraz, gdy ma już pewność, że to dzieciobójczyni, kobieta śle gromy na Katarzynę W.

A jej mąż przyznał, że może trochę współczuje dziewczynie.

Historia Katarzyny W.

Ta sprawa wstrząsnęła całą Polską. Zaginięcie półrocznej Madzi z Sosnowca zgłoszono 24 stycznia. Początkowo matka - Katarzyna W., utrzymywała, że córka została porwana. Twierdziła, że na spacerze nieznany sprawca uderzył ją w głowę i straciła przytomność. W poszukiwania dziewczynki zaangażował się Krzysztof Rutkowski, były detektyw. To w czasie jednej z rozmów - która była nagrywana przez Rutkowskiego - Katarzyna W. wyznała, że dziecko zginęło w wyniku nieszczęśliwego upadku i uderzenia głową o próg. Mówiła, że córka wyślizgnęła się z kocyka.

Wtedy 22-latka wskazała miejsce, gdzie ukryła zwłoki. Katarzyna W. usłyszała zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci półrocznej córki. Kobieta została aresztowana, ale po kilkunastu dniach wyszła na wolność.

Przełom nastąpił w lipcu, kiedy prokuratura dostała opinię biegłych z zakładu medycyny sądowej. Ustalili oni, że śmierć dziewczynki nastąpiła w sposób nagły i gwałtowny. Madzia została uduszona. Ta opinia stała się podstawą do zmiany zarzutu - na zabójstwo. Katarzyna W. trafiła do aresztu, który 1 sierpnia opuściła dzięki decyzji sądu wyższej instancji. Wystąpiła wtedy w sesji zdjęciowej dla jednego z tabloidów, potem zniknęła. W październiku jej matka zgłosiła zaginięcie córki.

Od poniedziałku Katarzyna W. była poszukiwana listem gończym.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny