Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Katarzyna Nadolska - najlepszy polski arbiter wśród pań

Wojciech Konończuk
Katarzyna Nadolska szacunek kibiców zyskała nie tylko z powodu dużych umiejętności sędziowskich. Jest też atrakcyjną i pogodną kobietą.
Katarzyna Nadolska szacunek kibiców zyskała nie tylko z powodu dużych umiejętności sędziowskich. Jest też atrakcyjną i pogodną kobietą.
Strasznie się denerwuję, kiedy ktoś po meczu mówi mi: Jak na kobietę bardzo dobrze. Jeśli to ma być komplement, to bardzo nieudany - przyznaje Katarzyna Nadolska, najlepszy polski arbiter wśród pań.

W wieku 35 lat osiągnęła już niemal wszystko. Dwukrotnie była na Igrzyskach Olimpijskich, sędziowała finał mistrzostw świata kobiet i mecze polskiej ekstraklasy mężczyzn. Żaden inny nasz sędzia nie może pochwalić się takim dorobkiem.

- Ciągle mam motywację, bo znacznie łatwiej jest wspiąć się na szczyt, niż się na nim utrzymać. Staram się pracować najlepiej, jak umiem i będzie tak, dopóki sprawia mi to radość i pozwoli mi zdrowie - mówi pani Katarzyna.

W Radomiu nie było drużyny

Wszystko zaczęło się w jej rodzinnym mieście - Radomiu. Przyszła sędzia uprawiała siatkówkę, ale jej miłością była piłka nożna. Chodziła na mecze i marzyła, by spróbować swoich sił. W Radomiu nie istniała jednak żadna żeńska drużyna futbolowa. W prasie ukazało się za to ogłoszenie o naborze na kurs sędziowski, na który szczególnie zapraszano panie. Postanowiła spróbować i szybko okazało się, że ma wielki talent.

Od 1997 roku robiła błyskawiczne postępy i przeskakiwała kolejne stopnie kariery. Szybko znalazła się na liście arbitrów FIFA, była na igrzyskach w Atenach i ostatnio w Pekinie. W 2004 roku dostała prestiżową nagrodę - Oscara w stacji Canal +. Jest ceniona i szanowana w środowisku. Co trzeba zrobić, by osiągnąć sukces?

- To, co robię, staram się wykonywać najlepiej, jak potrafię. To moja pasja. Wkładam w to całe serce, bo bez tego to wszystko nie miałoby większego sensu - zaznacza.

Nadolska wyspecjalizowała się jako asystentka sędziego głównego, czyli, według starego nazewnictwa, "sędzia boczny". Wymaga to znakomitej szybkości, by nadążać za akcją, i refleksu, by na przykład zadecydować, czy był spalony, czy nie. Męskie mecze prowadzi też jako sędzia główny w IVlidze. W ekstraklasie jako asystent tak często nie występuje.

- Niestety, nasze przepisy są takie, że mężczyznom sędziują mężczyźni, a kobietom zdarza się to okazjonalnie. Nie powinno tak być, bo przecież wszystkie testy wydolnościowe i teoretyczne są podobne, więc skąd ten podział? Mam koleżanki w Rumunii, Włoszech, Francji czy Hiszpanii, które regularnie prowadzą mecze w ekstraklasie - opowiada. - Na pewno kobiecie trudno jest się przebić w profesji teoretycznie zarezerwowanej dla panów, a tak jest w przypadku sędziego piłkarskiego. Co nie znaczy przecież, że jesteśmy gorsze. Często się słyszy, że gotowanie jest zajęciem dla pań. A przecież najlepszymi kucharzami na świecie są panowie - przekonuje.

Pewne różnice w podejściu do arbitrów mężczyzn i pań ze strony piłkarzy, kibiców i działaczy jednak są. Przede wszystkim Katarzyna Nadolska jest kobietą o nieprzeciętnej urodzie i wzbudza dużo większe zainteresowanie publiczności, a także piłkarzy niż jej koledzy po fachu. Poza tym przy wszystkich paniach-sędziach zmienia się zachowanie zawodników.

- Rzeczywiście, kobiety łagodzą obyczaje, zresztą nie tylko na boisku. Rzadko, i to tylko wśród pseudokibiców, zdarzają się wulgarne odzywki, ale to świadczy jedynie o kulturze tych ludzi i staram się o nich nie pamiętać. Częściej są miłe, szarmanckie okrzyki. Bardziej jednak się cieszę, jeśli przeczytam lub usłyszę przychylny komentarz jakiegoś fachowca o mojej pracy. Strasznie się za to denerwuję, kiedy ktoś po meczu mówi mi: Jak na kobietę, bardzo dobrze. Jeśli to ma być komplement, to bardzo nieudany - opowiada pani sędzia.

Córki wolą muzykę

Ale kariera arbitra futbolowego to nie wszystko. Pani Kasia jest też matką, żoną i nauczycielką. Ma dwie córki - 15-letnią Asię i 11-letnią Adriannę. Wraz z nimi i mężem Maciejem Wierzbowskim, oczywiście sędzią piłkarskim, mieszka w Gdańsku.

- Nie mam wiele wolnego czasu, nawet gdy rozgrywki nie są prowadzone. Mamy szkolenia, treningi. To ta druga, ciemniejsza strona medalu - opowiada.
Asia i Ada oglądają od czasu do czasu spotkania, które prowadzi ich mama, ale jak na razie nie mają zamiaru pójść w jej ślady.

- Obie wolą muzykę i taniec, i to w tej dziedzinie rozwijają swoje talenty. Nie naciskam, by robiły to, co ja. Najważniejsze, by były szczęśliwe i mogły się realizować - uważa ich mama.

Pani Nadolska w miarę możliwości i przede wszystkim czasu stara się prowadzić normalny dom. Jej hobby to poezja i czytanie książek (ulubiony autor to ostatnio Paulo Coelho). Lubi gotować wyszukane dania, chociaż rzadko ma ku temu okazję.

- Nie mam jakiejś popisowej potrawy, ale muszę się starać, bo zwłaszcza Maciek to smakosz i znawca tematu. Gustuje w kuchni śródziemnomorskiej. My z córkami wolimy nasze polskie dania - opowiada Nadolska.

Wiele satysfakcji daje jej praca nauczycielki matematyki w szkole podstawowej. To nietypowe połączenie profesji, bo przecież na boisku trzeba wykazać się szybkością, sporo biegać, a decyzje podejmowane są w ułamku sekundy.

- Nie ma w tym nic dziwnego, kocham jedno i drugie zajęcie. Poza tym arbitrem nie będę już, niestety, zbyt długo, a nauczycielką jak najbardziej.

Co przychodzi łatwiej, dawanie czerwonych kartek na boisku czy stawianie jedynek w szkole?

- To bardzo skomplikowane porównanie. Obie decyzje są trudne, nie sprawiają mi przyjemności i muszę być do nich całkowicie przekonana. Różnic między moimi profesjami jest wiele, no i piłkarze nie są tacy niesforni i dokuczliwi, jak potrafią czasem być dzieci w szkole. Bo skutkuje to szybką sędziowską decyzją, a w szkole prowadzę długie rozmowy wychowawcze. Ale w obu sytuacjach daję sobie radę - uważa.

- Jestem urodzoną optymistką, ale nie oznacza to, że nie miewam chwil zwątpienia. Nikt nie mówi, że praca arbitra jest wykonywana kosztem wielkich wyrzeczeń, zdrowia, czasu dla rodziny. Często media niesprawiedliwymi ocenami potrafią odebrać pasję - mówi ze smutkiem.

Niczego nie żałuje

Sporo stresu kosztuje ją też otoczka wokół środowiska sędziowskiego. Wpływa to negatywnie na obraz wszystkich arbitrów. Ich autorytet mocno podupadł, więc niełatwo pracuje się w takich warunkach.

- To prawda, ale niczego nie żałuję. Zostanie sędzią piłkarskim było bardzo dobrą decyzją i nie wyobrażam sobie, bym mogła podjąć inną. Robię to, co kocham - kończy pani Kasia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny