Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kasztanowce - duma Białegostoku!

Andrzej Lechowski
Kasztanowce na Warszawskiej, ok. 1930 r. Ze zbiorów Muzeum Podlaskiego w Białymstoku.
Kasztanowce na Warszawskiej, ok. 1930 r. Ze zbiorów Muzeum Podlaskiego w Białymstoku.
Aesculus hippocastanum bialostociensis. Ta łacińska nazwa brzmi tajemniczo. A to białostockie kasztanowce. Szkoda, że już przekwitły, bo wtedy są najpiękniejsze.

Aczy obserwujecie Państwo walkę o życie tych drzew? Wiadomo. Szrotówek - ponury owadek, który zabija nasze hippocastanum. Aby temu zapobiec, większość białostockich kasztanowców ma pnie opasane specjalną folią. Czy to skutkuje? Oby tak. Myślę tak sobie jako historyk, bo kasztanowce to białostocka żywa pamiątka po Janie Klemensie Branickim.

W Europie drzewo to po raz pierwszy podziwiano w 1576 r. w cesarskich ogrodach Wiednia. Sprowadzono je tam ze Stambułu. W Polsce pojawiło się jako ozdoba magnackich rezydencji na początku XVIII wieku.

Branicki nie mógł przegapić nadciągającej mody. Najpierw w 1737 r. doniesiono mu, że w pewnej wsi "pod Janowem" niejaki szlachcic Trojanowski ma "małe drzewka kasztanowe" Hetman natychmiast polecił ich zakupienie. Ale jednocześnie dowiedział się, że mąż jego siostry Krystyny, podskarbi nadworny litewski Józef Sapieha, w swoich dobrach w Boćkach też ma już kasztanowce.

Natychmiast Branicki wysłał do szwagra swego zaufanego podstolego halickiego Józefa Kurdwanowskiego, aby ten "przymówił się" o drzewka. Ale wyszły z tego przymawiania, jak to często pomiędzy szwagrami bywa, nici. W związku z tym jeszcze w tym samym 1737 r. wysłannicy Branickiego kupili w Gdańsku 150 drzewek. Posadzono je w ogrodzie, tworząc szpaler zakończony malowaną perspektywą. Zaczynał się on za pawilonem włoskim, czyli tym, który stoi dziś na pograniczu boisk za akademikiem medyków (o zgrozo, ponoć są plany, aby tam budować kolejne budynki. Niech ręka boska broni!). Widzący ten szpaler znany osiemnastowieczny podróżnik Fryderyk Schulz pisał, że to aleja, "nad którą piękniejszej nie przypominam sobie, abym widział". Inne kasztanowce zasadzono przy jednej z białostockich ulic. Może była to ulica Warszawska, wówczas zwana Neustadt (Nowe Miasto). Na starych fotografiach widać na niej szpaler kasztanowców. Czyżby to była tradycja sadzenia tych drzew właśnie tu? Rozmiłował się w kasztanowcach Jan Klemens. W 1748 r. w Królewcu zakupił ich kolejną partię.

Tak to 272 lata temu w białostockim krajobrazie, ku jego ozdobie, a za sprawą Jana Klemensa Branickiego, pojawiły się te wspaniałe drzewa. Na wiosnę towarzyszą maturzystom, jesienią są największymi przyjaciółmi przedszkolaków.

Nikt przez całe dziesięciolecia nie myślał, że... No właśnie. W 1916 r. Białystok okupowali już Niemcy. W skutek ich rabunkowej gospodarki w mieście zaczął szerzyć się głód. Rozpoczęto reglamentowanie żywności, w tym pieczywa.

Mieszkańcom wydano kartki na chleb. Wyliczono, że dzienna porcja wynosić powinna około pół kilograma na głowę, czy raczej na gardło. Początkowo stać było okupanta na pewne zbytki. W swej "hojności" przewidział nawet przydział specjalnej mąki na macę. Wkrótce wszystkie te plany prysły jak bańka mydlana. Po prostu nie starczało, wywożonej do Niemiec, mąki. Wymyślono więc, że do chleba dodać można mielone otręby, sieczkę i słomę, a nawet siekane buraki. Wypieczony z tego bochenek wyglądem i konsystencją przypominał cegłę!

Jesienią 1916 r. z białostockich kasztanowców zaczęły sypać się kasztany. Takiej nadarzającej się okazji skrupulatni Niemcy przegapić nie mogli. Natychmiast wydali więc stosowny okólnik, w którym stwierdzono, że "pod karą grzywny nie wolno niszczyć kasztanów". I dalej komendant miasta rozkazywał. "Wszyscy, którzy są właścicielami drzew kasztanowych lub kasztany znajdą" (!) są zobowiązani dostarczyć je do punktu skupu. Wyznaczono go w gmachu monopolu spirytusowego na rogu Warszawskiej i św. Wojciecha, wówczas Monopolowej. Za każdy dostarczony kilogram kasztanów płacono niewielką kwotę. Następnie kasztany suszono, mielono i... już była mąka. Białostoccy piekarze nazwali tę kasztanówkę "substancją chlebotwórczą". Mieszano ją z niewielką ilością prawdziwej mąki, dodawano sieczki, słomy i chleb był gotowy (?).

Tak to historia czasem wykręca piruety. Branicki sprowadził kasztanowce dla fanaberii, nie myśląc przecież, że z tej "mąki" będzie jakikolwiek chleb. A nam pozostało tylko dbać o te piękne, historyczne w Białymstoku drzewa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny