Kurier Poranny: Pierwszy ważny moment w Twojej karierze wokalnej to...
Karolina Cicha: Diagnoza foniatry. Stwierdził, że powinnam zapomnieć o zawodowym śpiewaniu.
Bo...?
- Zagroził mi, że w młodym wieku zostanę rencistką, że stracę głos.
Uwierzyłaś?
- Tak. Diagnoza okazała się nietrafna. Dzięki temu poszłam na polonistykę.
Posłuchałaś lekarza i o mało nie zostałaś pracownikiem naukowym. Jednak po latach ciszy spróbowałaś zaśpiewać i z dnia na dzień stałaś się gwiazdą.
- Wszystko potoczyło się bardzo szybko. W październiku 2005 roku zdawałam do Akademii Praktyk Teatralnych w Gardzienicach. W marcu 2006 roku pojechałam na Przegląd Piosenki Aktorskiej do Wrocławia, zdobyłam drugą nagrodę i wszystko mi wypaliło, o czym ledwie odważyłam się marzyć.
Nie żałujesz tego opóźnienia?
- Śpiewanie, kariera estradowa to zajęcie strasznie rozpraszające. Gdybym zaczęła występować już w liceum, to nie wiem, czy woda sodowa nie uderzyłaby mi do głowy. Mogłam stać się zmanierowanym dziewczątkiem scenicznym - dzieckiem śpiewającym "po dorosłemu" o sprawach, których nie rozumie.
Teraz łatwiej jest radzić sobie ze stresem?
- To dziwne, ale moje sytuacje zawodowe są splotem głaskania i pozytywnych emocji. Oczywiście zdarzają się momenty niemiłe, sytuacje silnego stresu, ale nie ma to żadnych poważnych następstw. Leszek Kołakowski powiedział, że trzeba uważać się za człowieka przegranego, żeby być twórczym - z samozadowolenia nic wartościowego się nie rodzi. Jednak ja czuję się kreatywna, gdy czerpię radość z tworzenia. Kiedy coś wymyślam, zawsze robię to na bardzo wysokim, dobrym nastroju.
Sprawiasz wrażenie osoby, której nie sposób nie lubić. Musisz mieć dobry kontakt z publicznością.
- Pomiędzy piosenkami po prostu zaczynam mówić o tym, co czuję. Włodzimierz Staniewski, szef teatru "Gardzienice", powiedział mi, że to najgorszy punkt koncertu - skromna dziewczynka wyszła sobie i mówi, że jej miło, że publiczności się podoba. Kompletne złamanie konwencji. Jego zdaniem, wszystko powinno być
wyreżyserowane. Ja nie dostrzegam ostrej granicy pomiędzy sceną a życiem.
We Wrocławiu zaśpiewałaś "Rebekę" - utwór wykonywany przez galerie sław polskiej piosenki. Obiektywnie rzecz biorąc, szykowałaś się do popełnienia artystycznego samobójstwa. Zamiast przepaść, zachwyciłaś wszystkich oryginalnością.
- Udało się. Przydarzyła mi się kariera.
Jak się z tym czujesz?
- Jest ciekawie. Ale niełatwo.
Wsiadłaś sobie do ekspresu i pędzisz w nieznane...
- ...próbując zachować resztki tożsamości.
Tracisz panowanie nad swoim życiem?
- Może nie aż tak, ale to wszystko jest dla mnie dość trudne. Studia polonistyczne to takie zajęcie dla domatorów - czytanie, pisanie, spokój, zacisze biblioteki i własnego mieszkania. Człowiek, nawet stając się znany z nazwiska, pozostaje osobą anonimową, nie musi pilnować prywatności, walczyć o nią. Byłam do tego przyzwyczajona, było mi z tym dobrze. A potem w ciągu kilku miesięcy dostałam nagrodę we Wrocławiu i wygrałam Festiwal Piosenki Studenckiej w Krakowie.
Nagle zaczęłam funkcjonować jako osoba, która występuje przed publicznością, która wciela się w różne role. To zmusza do zmiany definicji samego siebie. Wcześniej nie zastanawiałam się, jaką sukienkę włożyć na jaką okazję, nie ważyłam słów, nie myślałam o tym, jak zostanie odebrane to, co zrobię.
Jaki masz program na dalsze życie? Na najbliższy rok?
- Nagrać płytę z wierszami Różewicza, znaleźć wydawcę, dokończyć pracę doktorską. Poza tym koncerty, przedstawienia. W czerwcu jedziemy z Gardzienicami do Norwegii, w lipcu do Grecji, nagrywać "Ifigenię", w listopadzie do Rygi...
Będzie czas, żeby się porozglądać, dokąd to wszystko prowadzi?
- Teraz jest taki czas. Przeszłam coś w rodzaju negatywnego podsumowania.
Kryzys wiary w siebie?
- Raczej korekta. Pierwszy raz, od kiedy zaczęłam na poważnie śpiewać. Przez ostatnie dwa lata byłam kompletnie zatopiona w działaniu, w koncertowaniu, śpiewaniu na festiwalach, pracy w Gardzienicach. Nie można tak bez końca.
Coś się stało?
- Nic konkretnego, wiosna taka... Suma drobiazgów. Uświadomiłam sobie, że potrzebuję jakiegoś opiekuna - menedżera, instytucji, która zajmie się reprezentowaniem mnie. Potrzebuję kogoś, kto by działał w moim imieniu, zajął się promocją, kontraktami, umowami - tym wszystkim, z czym sobie nie radzę. Zapisuję w notatniku terminy spotkań, nagrań, wpisuję w komórce przypomnienia, ale strasznie mnie to stresuje, rozprasza.
Pierwsze zadanie dla potencjalnego agenta?
- Znalezienie sponsora, wydawcy mojej płyty z tekstami Tadeusza Różewicza. Sama próbowałam coś w tej sprawie zrobić, ale szukanie dojść do wydawnictw, sponsorów, rozmowy o pieniądzach - to wszystko mnie przerasta.
Nagram, napiszę, wystąpię... A gdzie w tym miejsce na życie osobiste, prywatność, codzienny banał?
- Kupiłam sobie samochód, czarnego fiacika pandę. Jestem z nim bardzo związana, więc ostrzegam: każdą krytykę traktuję bardzo osobiście (śmiech).
Jesteś z kimś na stałe?
- Od ponad dziesięciu lat. Poznaliśmy się na początku liceum, przeszliśmy razem studia i dalej jesteśmy ze sobą.
Planujesz założyć rodzinę, mieć dzieci?
- Nie umiem mówić o dzieciach. Bardzo lubię dzieci, ale nie czuję się gotowa, żeby mieć własne. Mam jeszcze w sobie zapas wrażliwości, która czeka na wyartykułowanie... Najlepiej w muzyce. Trochę rzeczy ze mnie już powstało, ale cały czas czuję, że jestem na początku drogi.
Jaka jest stacja docelowa?
- Nie wiem... Chciałabym mieć własny zespół, zaistnieć na rynku muzycznym, rozwijać się. Zobaczymy, co z tego wyniknie. Trzy lata temu miałam zaplanowaną spokojną, przewidywalną przyszłość. Nagle wszystko skoczyło z miejsca, wywróciło się do góry nogami. Więc biorę wszystko, co przynosi życie, przyjmuję jak dar z nieba.
Dziękuję za rozmowę.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?