Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kampania wyborcza ruszyła. Nie wiadomo kto będzie kandydatem na prezydenta Białegostoku.

Aneta Boruch
Za rok o tej porze będzie już wiadomo, kogo białostoczanie uznają za godnych zaufania na tyle, by wybrać ich do rady miejskiej.
Za rok o tej porze będzie już wiadomo, kogo białostoczanie uznają za godnych zaufania na tyle, by wybrać ich do rady miejskiej.
Białostoccy radni stali się w ostatnim czasie bardzo aktywni. Nawet ci, którzy dawno nie zabierali głosu na sesji, nagle wychodzą z cienia i przypominają o sobie. To znak, że kampania wyborcza rozpoczęła się już na dobre.

Za rok o tej porze będzie już wiadomo, kogo białostoczanie uznają za godnych zaufania na tyle, by wybrać ich do rady miejskiej. I mniej więcej w tym samym czasie okaże się, kto będzie w naszym imieniu rządził miastem przez kolejne cztery lata. Choć otwarcie nikt z radnych, ani tym bardziej władz miasta, do tego się nie przyzna, kampania wyborcza się zaczęła.

Widać to było wyraźnie już na listopadowej, zwołanej ekspresowo sesji rady miejskiej. Radni stali się nadzwyczaj aktywni. Wiesław Kobyliński z SLD wprost nie mógł wtedy rozstać się z mównicą, udowadniając szefowi rady, że nie mógł zwołać tak błyskawicznej sesji. Posunął się aż do stwierdzenia, że doszło do gwałtu. Na szczęście tylko na paragrafie szóstym regulaminu rady miejskiej.

Inni nie byli gorsi. I błysnęli np. podczas dyskusji o wyższych przyszłorocznych podatkach od nieruchomości. - Rzeczywiście tylko krowa nie zmienia poglądów, a jak widać, kobyła może - błysnął subtelnym dowcipem Rafał Rudnicki, szef klubu PiS, pod adresem Wiesława Kobylińskiego i opinii jego klubu w sprawie podatków.

A teraz co sesja, jest tylko lepiej. Nawet dawno niezabierający głosu radni wychodzą z cienia i przypominają o sobie. Na sesji 30 listopada dawno niewidziany na mównicy Marek Kozłowski zabrał głos przy okazji dyskusji o utworzeniu Studium Wokalno-Aktorskiego im. Czesława Niemena.

Otwarcie o kolejnych wyborach myśli już SLD. Widać to wyraźnie na stronie internetowej www.dziurawybialystok.pl. Tu oprócz zakładki "radni obecnej kadencji" można znaleźć i taką: "przyszli radni". Na razie widnieje tu jedno nazwisko - Bartosza Wojdy, 29-letniego prawnika.

Oprócz radnych w przyszłym roku będziemy też wybierać prezydenta miasta. Dlatego w Białymstoku ruszyła już giełda typowań na temat tego, kto będzie kandydował i w jakiej konfiguracji.

Na razie mówi się o dwóch opcjach. Pierwsza to taka, że silny kandydat, jakim jest obecny prezydent, wystartuje samodzielnie. Jest to o tyle możliwe, że zawsze mocno podkreślał swoją apolityczność i jest wiele argumentów za tym, by jej nie porzucać. Na to jednak potrzebne są przede wszystkim pieniądze na kampanijne wydatki i sztab ludzi, którzy będą w pocie czoła, jak mróweczki, na swojego kandydata pracować. A zebrać taką ekipę nie jest łatwo. Drugi wariant: Tadeusz Truskolaski zapisuje się do Platformy i startuje przy pełnym wsparciu tej partii.

Tadeusz Truskolaski twierdzi, że na razie do obozu Platformy nie przystąpił. - Ale nigdy nie mówię nigdy - zabezpiecza się. - Choć w tej chwili nie rozważam takiego kroku. Zresztą z nikim tego tematu ostatnio nie poruszałem, choć takie rozmowy były około pół roku temu z szefem regionu PO.

Rozmowy już były i zapewne będą następne. Usłyszeli to nawet uczestnicy obiadu z ministrem kultury Bogdanem Zdrojewskim, który gościł niedawno w Białymstoku. Zapytał on wtedy Roberta Tyszkiewicza, czy jest możliwe, że PO wystawi w nadchodzących wyborach Truskolaskiego. - Takie rozmowy będą z nim prowadzone - usłyszał w odpowiedzi. Smaczku całej sprawie dodaje fakt, że rozmowa ta toczyła się w obecności Tadeusza Arłukowicza, obecnego wiceprezydenta, a zarazem szefa miejskich struktur PO, który był kandydatem tej partii w ostatnich eurowyborach. I o którym wciąż mówi się, że może być alternatywą Platformy wobec Truskolaskiego.

Kiedy ten ostatni podejmie decyzję, czy stanie w przyszłoroczne szranki wyborcze na szefa miasta?

- W najpóźniejszym możliwym terminie, może w czerwcu? - zastanawia się Tadeusz Truskolaski. - To zależy, w jakim momencie będą podejmowane decyzje w PO, bo pewnie będę o to pytany.

Na razie lokalna PO jak ognia unika odpowiedzi na pytania o możliwe scenariusze w przyszłorocznych wyborach.

- Nie spieszymy się z tymi decyzjami, bo dziś najważniejsze dla nas jest to, aby dobrze rządzić jeszcze w finale tej kadencji samorządowej - mówi Robert Tyszkiewicz, szef podlaskiej PO. - Uważam, że dobre rządzenie jest najlepszą formą kampanii wyborczej.
Kiedy można spodziewać się jakichś konkretów? - Po wyborach władz partii, które będą trwały od lutego do kwietnia. A w maju, jak sądzę, nowe władze będą podejmowały decyzje dotyczące kandydatów na listach.

Czy może to być Tadeusz Truskolaski? - Każda opcja jest możliwa - enigmatycznie mówi Tyszkiewicz. Podobnie enigmatycznie odpowiada na pytanie o to, czy rozmawiał z obecnym prezydentem o zapisaniu się w szeregi PO.

Przed nami jeszcze rok. Rok kampanii i wyboru, który zadecyduje o losach miasta na kolejne cztery. Przez ten rok sporo się może zdarzyć.

W sytuacji, gdy po ostatnich aferach krajowych wizerunek partii rządzącej został lekko nadszarpnięty, coraz realniejszy wydaje się scenariusz, że na białostockim podwórku dobry kandydat PiS może wygrać. Takiego kandydata lokalny PiS ma. To Krzysztof Jurgiel, człowiek z prezydenckim doświadczeniem. - Nie wykluczam startu - mówi sam zainteresowany.

Różne scenariusze w cichości rozważa też już lewica. Ta również ma silnego potencjalnego kandydata na kandydata - Jarosława Matwiejuka. Jest tylko jeden problem: Matwiejuk rękoma i nogami broni się przed powrotem w samorządowe ławy. Woli od nich te poselskie. - Dziewięcioletni okres mojej działalności samorządowej uważam za trwale zamknięty - stanowczo mówi Jarosław Matwiejuk. - Nie planuję kandydowania na prezydenta Białegostoku. Uważam, że jestem potrzebny w Sejmie.

Mówi się, że lewica dostosuje swoją strategię do decyzji Truskolaskiego. Jeśli zdecyduje się on na start w wyborach jako kandydat niezależny, chce go poprzeć i nie wystawi wtedy własnego kandydata. Jeśli natomiast prezydent będzie kandydatem PO, lewica przeciwstawi mu swojego kandydata. Na razie zakulisowo wymienia się dwie osoby: Janusza Kochana i Barbarę Ciruk.

Nie brak jednak głosów, że czas na wpuszczenie świeżej krwi na scenę.

- W samorządzie pora na ludzi nowych, młodych, gruntownie wykształconych - twierdzi Jarosław Matwiejuk.

Jednak brak świeżej krwi to problem nie tylko podlaskiej, ale polskiej polityki. Dlatego z podejmowaniem decyzji będą mieć problem i partie, i wyborcy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny