Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kajakiem po Rosji. Spływ po rzece Wondze w Karelii

Alicja Zielińska [email protected] tel. 85 748 95 45
To była niesamowita wyprawa. Przez cały ten czas nie widzieliśmy żadnego zabudowania, żywego ducha. Tylko woda, lasy, dzika natura.
To była niesamowita wyprawa. Przez cały ten czas nie widzieliśmy żadnego zabudowania, żywego ducha. Tylko woda, lasy, dzika natura.
Płynęliśmy dwa tygodnie. Przez cały ten czas nie widzieliśmy żadnego zabudowania, żywego ducha. Tylko woda, lasy, dzika natura. Na horyzoncie gdzieś daleko majaczyły linie wysokiego napięcia. Trasa była bardzo trudna. W niektórych miejscach nie dało się płynąć, braliśmy kajaki na plecy i szliśmy pieszo brzegiem. Bywało że i po 2 km, przedzierając się między chaszczami - wspomina Edward Karpowicz spływ kajakowy po rzece Wondze w Karelii.

Przed tygodniem pan Edward opowiadał o swojej wielkiej pasji, jaką było kajakarstwo. Wspomnień ma tyle, że postanowiliśmy im poświęcić miejsce w kolejnym Albumie. Tym bardziej, że dotyczą niezwykłych wypraw wodnych po rzekach i jeziorach Rosji. Było to możliwe dzięki nawiązanym pod koniec lat 80. kontaktom między białostockim oddziałem PTTK i grodzieńskim klubem sportowo-turystycznym.

Pierwszy rejs zorganizowany przez Białorusinów był rzeką Szczarą do Niemna. To bardzo ciekawa rzeka, i piękna, dla kajakarzy wręcz wymarzona - podkreśla Edward Karpowicz. - Wypływa z jeziora Kołdyczewskoje na Wyżynie Nowogródzkiej, a jej długość wynosi ok. 325 km. W przeszłości tędy przewożono drewno i inne towary, rzeka ta łączyła Bałtyk z Morzem Czarnym i była ważna dla gospodarki.

Współpraca z białoruskimi kajakarzami była bardzo udana. Białorusini w turystyce wodnej są świetnie zorganizowani. Biwak zawsze był starannie przygotowany, wyznaczone miejsce na ognisko, obowiązki rozdzielone: jedna załoga kucharzy, druga sprząta, reszta ma wolne. Wszystko zaplanowane, porządek.
Jesienią my zorganizowaliśmy spływ Kanałem Woźnawiejskim do Biebrzy, i ich zaprosiliśmy. Piękna trasa, roślinność mieniła się czerwienią. Cudowne widoki. Potem Białorusini przyjechali do nas na spływ Dunajcem. My co roku jeździliśmy na międzynarodowy spływ kajakowy właśnie Dunajcem. No i oni wtedy wygrali prawie wszystkie konkurencje, bo kajakarstwo tam jest traktowane bardziej wyczynowo, sportowo, nie jak u nas turystycznie, a to jest różnica.

Z rejsów organizowanych przez Białorusinów pamiętam też spływ rzeką Kotrą. Nie byłem jeszcze wówczas w Wilnie, więc poprosiłem, by tak to zorganizowali, abyśmy mogli zwiedzić Wilno. To był początek lat 90, Litwa walczyła o niepodległość i wyjście ze Związku Radzieckiego, trwał stan wojenny. Nie mieliśmy paszportów, więc aby dostać się na Litwę, wpadliśmy na pomysł, że skończymy spływ Wilią, gdzieś około 20 km przed Wilnem i do miasta pojedziemy pociągiem podmiejskim. W ten sposób mieliśmy nadzieję uniknąć kontroli celnej. I rzeczywiście w pociągach podmiejskich dokumentów nie sprawdzali. Udało nam się, byliśmy we wszystkich zakątkach związanych z polskością w Wilnie, w Ostrej Bramie, na cmentarzu Rossa. W tamtych czasach to były wzruszające przeżycia.

Kolejny niezapomniany spływ miałem w 1992 roku po Jeziorach Siligierskich w okręgu twerskim. Ta kraina położona jest w centralnej części Niziny Wschodnioeuropejskiej, pomiędzy Moskwą a Sankt-Petersburgiem. Znajduje się tu bardzo dużo rzek i jezior. Stąd m.in. Wołga bierze swój początek. W okolicy jest do zwiedzenia wiele miejsc o znaczeniu historycznym, także bliskie sercu Polaków, m.in. Ostaszków - gdzie przetrzymywano i zgładzono setki polskich żołnierzy w czasie II wojny światowej. Podziwiać można też piękny monastyr.

Podpłynęliśmy tak, żeby zobaczyć obóz w Ostaszkowie. Miejsce to nie było jeszcze upamiętnione. Klasztor męski, gdzie więziono Polaków znajdował się w ruinie, bez okien i podłóg, ale solidne, ponure zabudowania robiły wrażenie, tym bardziej gdy się miało w pamięci straszne zbrodnie, których dokonało tu NKWD. Zatrzymaliśmy się tam na dwie doby. Akurat odbudowywano cerkiew, chcieliśmy obejrzeć, ale nie wpuszczono nas do środka. Kiedy pytaliśmy mieszkańców o Polaków rozstrzelanych tu w czasie wojny, odpowiadali, że nic nie wiedzą, bo wtedy tu nie mieszkali. Władze sowieckie celowo wysiedlili stąd ludzi i sprowadzano nowych, by nie znali historii. Z żyjących w tamtych czasach pozostał tylko jeden mężczyzna, on na pewno dużo wiedział, ale z nikim nie chciał rozmawiać. Widać było, że wciąż się bał o tym mówić.

Postanowiliśmy też pojechać do Miednoje. Okazało się, że oficjalny wyjazd przez biuro turystyki jest niemożliwy. Udaliśmy się więc do miasta Torżok, nieopodal. Nas ośmioro i tamtejsza pilotka. Rozmawiamy z nią, ona zaintrygowana i zdziwiona pyta, dlaczego my akurat do tego Miednoje chcemy jechać, ciekawsze do zobaczenia jest miejsce, skąd wypływa Wołga. A my oczywiście dyplomatycznie jej tłumaczymy, że trzeba zwiedzać wszystko.
W Miednoje zwiedzaliśmy muzeum Puszkina. Byliśmy zaskoczeni, że w tej stosunkowo niedużej miejscowości, jest tak dużo kościołów i cerkwi. Z tym, że oczywiście wiele wtedy było nieczynnych.
Z Ostaszkowa wyruszyliśmy do Karelii na spływ po rzece Wonga. Karelia położona jest w północnej Europie, między Morzem Białym a Finlandią, na północnym zachodzie europejskiej części Rosji, na wschodzie obszaru określanego niekiedy jako Międzymorze Fińsko-Karelskie. Na terenie Republiki znajduje się ok. 66 tys. jezior, a także bardzo liczne rzeki i strumienie.

Płynęliśmy dwa tygodnie. To była niesamowita wyprawa. Przez cały ten czas nie widzieliśmy żadnego zabudowania, żywego ducha. Tylko woda, lasy, dzika natura. Na horyzoncie gdzieś daleko majaczyły linie wysokiego napięcia. Trasa była bardzo trudna. W niektórych miejscach nie dało się płynąć, braliśmy kajaki na plecy i szliśmy pieszo brzegiem. Bywało że i po 2 km, przedzierając się między chaszczami. W którymś momencie zobaczyłem tabliczkę. Upamiętniała kajakarza, który zginął w tym miejscu. Poczułem się nieswojo. Mówię do Białorusina: słuchaj, przywiozłem swoich kolegów na spływ i muszę ich zawieźć z powrotem, nikt tu nie zostanie.

Kolejny wyjazd na Wyspy Sołowieckie. Jako cel wyprawy wpisane było łowienie ryb oraz zwiedzenie Kiżi. Wyspa Kiżi określana jest jednym z największych w Rosji muzeów pod gołym niebem. Na tej małej wyspie na jeziorze Onega znajduje się około 90 zabytków tradycyjnej drewnianej architektury, między innymi: cerkwie, domki, młyny i spichlerze, zabytkowe kościółki. Prawdziwą perłą architektury jest Cerkiew Przemienienia Pańskiego, zbudowana bez użycia gwoździ. To jedna z najważniejszych dla religii prawosławnej świątyń, corocznie odwiedzają ja rzesze pielgrzymów. Atrakcję stanowi też wysoka na 30 metrów dzwonnica, jednocześnie najwyższy budynek na wyspie. Kiżi została wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO, to rzeczywiście bardzo malownicze miejsce z pięknymi widokami.
Jednak dotarcie na Wyspy Sołowieckie okazało się nie takie proste. Tylko raz w tygodniu pływał tam statek z Archangielska. Ale nasza pilotka była operatywna, przychodzi i mówi: za dwie godziny płyniemy. Dogadała się z miejscowymi, pożyczyli z firmy kuter i jeden z mężczyzn zgodził się nas tam zawieźć - 70 km od brzegu - taką trasą, byśmy mogli zobaczyć bieługę, jedną z największych ryb słodkowodnych. Osiąga do 5 m długości i 1500 kg masy. Bieługa ma bardzo duże znaczenie gospodarcze. Szczególnie ceniona jest jej ikra, czyli czarny kawior. I mieliśmy szczęście zobaczyliśmy bieługę. Miała ze 4 metry długości. Płynęła jakieś 200 metrów przed nami, następnie poszła głęboko w wodę i wypłynęła za nami. To dlatego, jak usłyszeliśmy, że strzela się do niej.

Dotarliśmy na wyspę. Nasz przewoźnik powiedział: czekam na was cztery godziny. Ruszyliśmy na zwiedzanie. W klasztorze mieszkają teraz mnisi. Jakie wrażenie? Trudno wyrazić słowami. To ogromna twierdza, przez miejscowych nazywana jest Kremlem. Do tej pory leżą tam armaty. Monastyr bardzo wcześnie stał się miejscem zesłania niepokornych, którzy sprzeciwiali się władzy. Ale Wyspy Sołowieckie szczególnie zasłynęły z tej złej sławy w czasach komunizmu. To tutaj znajdował się ten straszny Archipelag Gułag, gdzie w nieludzkich warunkach zginęły tysiące ludzi, w tym wielu Polaków. Stacjonowały tu wojska, radziecka Flota Północna. Dopiero wraz ze schyłkiem Związku Radzieckiego pozwolono powrócić mnichom.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny