Nasz kajakarz ma niezwykle bogatą kolekcję tytułów. W sumie zdobył 34 medale mistrzostw świata i Europy. W krajowym championacie 14 razy był najlepszy. W dorobku brakuje tylko jednego krążka - olimpijskiego.
- Pewnie, że marzy mi się podium igrzysk w Londynie, bo tak myśli chyba każdy sportowiec. Miałem już trzy olimpijskie występy i kilka razy brakowało bardzo niewiele. Najwyższy czas, by się udało - mówi utytułowany kajakarz.
Mało kto wie, że nasz mistrz w dzieciństwie bał się wody.
- To prawda. Jako mały dzieciak wszedłem na lód, który się załamał. Opiłem się wody i najadłem strachu. Uratował mnie starszy brat Tadeusz. Uraz po tym wydarzeniu pozostał. Gdyby wtedy ktoś mi powiedział, że będę pływał wyczynowo w kajaku, to pewnie roześmiałbym się - opowiada późniejszy chorąży polskiej reprezentacji na Igrzyska Olimpijskie w Pekinie w 2008 roku.
Trzeba patrzeć przed siebie
Już wtedy pokazał, że nie przez przypadek nazywa się Twardowski. Gdy miał 11 lat przełamał strach przed wodą i trafił na nabór do sekcji kajakowej Sparty Augustów. Początkowo rodzice nawet nie wiedzieli, że syn podjął treningi na wodzie. Matka domyśliła się, kiedy zaczęła znajdować pochowane w kątach mokre ubrania syna.
Sukcesy przyszły szybko. Jako 18-latek został mistrzem świata juniorów, co potwierdzało, że nie minął się z życiowym powołaniem. Potem była lawina osiągnięć w zawodach najwyższej rangi. Za dużo miejsca zajęłoby wymienianie wszystkich tytułów.
Na olimpijskich torach najbliżej szczęścia był w parze z Adamem Wysockim w 2004 roku w Atenach i cztery lata później w Pekinie. Skończyło się czwartymi miejscami, a do podium brakowało kilkunastu centymetrów.
- To już przeszłość i trzeba patrzyć przed siebie. Muszę najpierw zdobyć sobie miejsce w reprezentacji, a potem spróbować szczęścia w Londynie. To spore wyzwania - zapowiada kajakarz.
Pokonał chorobę
Niewiele brakowało, by los przerwał sukcesy Twardowskiego. Zachorował na skręt kiszek i potrzebna była poważna operacja.
- Wycięto mi jakieś dwa metry kiszek i wielu mnie skreśliło. Nie chodzi tylko o lekarzy, ale i ludzi ze związku kajakowego - wspomina zawodnik Cresovii Białystok.
Trudno się jednak dziwić, skoro lekarze mieli wątpliwości, czy ich pacjent będzie mógł w przyszłości normalnie jeść, a co dopiero pływać i to na najwyższym poziomie.
A jednak. Twardowski znów udowodnił, że jest prawdziwym twardzielem i sportowym gladiatorem. Powrót był długi, pełen bólu i wyrzeczeń.
- Bardzo pomógł mi w tym mój trener Andrzej Siemion. On cały czas wierzył, że mi się uda. Kiedy czasami miałem dość, mówił: Marek, przerwijmy trening, chodźmy na kawę i porozmawiajmy. Zawsze skutkowało - kontynuuje Twardowski.
Ku zdumieniu całego kajakowego świata wielki powrót stał się faktem. Latem minionego roku w węgierskim Szegedzie Polak pokonał wszystkich konkurentów w jedynkach na 500 metrów i sięgnął po złoty medal. Miało to niejako symboliczny wymiar, bo dokładnie pięć lat wcześniej Twardowski na tym samym torze także fetował tytuł najlepszego kajakarza globu. Teraz pokazał, że wrócił i że znów jest mocny.
- Trzeba wierzyć w siebie i walczyć z przeciwnościami losu. Mój przykład pokazuje, że to się opłaca - kończy Twardowski.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Dzieje się w Polsce i na świecie – czytaj na i.pl
- Polski samolot musiał nagle lądować na Islandii. Nerwowa sytuacja na pokładzie
- Gwiazdy „Pulp Fiction” na 30. rocznicy premiery filmu. Niektórych zabrakło
- Kokosanka pingwinem roku. Ptak z gdańskiego zoo bije rekordy popularności
- Sto dni do rozpoczęcia Igrzysk Olimpijskich w Paryżu. Co mówią mieszkańcy Paryża?