Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jurowiecka goodbye

Aneta Boruch
Po szesnastu latach działalności z ulicy Jurowieckiej znikną stragany, na których białostoczanie przyzwyczaili się robić niedrogie zakupy
Po szesnastu latach działalności z ulicy Jurowieckiej znikną stragany, na których białostoczanie przyzwyczaili się robić niedrogie zakupy Fot. Anatol Chomicz
Na Jurowieckiej starły się różne grupy interesów. Kupcy bronią swoich miejsc pracy. Jagiellonia budową galerii ma zamiar finansować drużynę piłkarską.

Miasto chce wreszcie zrobić porządek w centrum. Po szesnastu latach żegnamy bazar na Jurowieckiej.

Zagospodarowanie rejonu Jurowieckiej wzbudza od dawna ogromne kontrowersje. Najważniejsze sprawy to utrzymanie miejsc pracy handlujących tu kupców i finansowanie Jagiellonii, która awansowała właśnie do ekstraklasy. Miasto postanowiło definitywnie rozprawić się z problemem.

Pawilony od Zbimaru

Historia handlu przy Jurowieckiej sięga początku lat 90. Wtedy obok siebie, oddzielone tylko wąską uliczką, powstały dwa targowiska: jedno na ówczesnym placu Zgromadzeń, drugie na terenach należących do klubu sportowego Jagiellonia.

Grzegorz Młodzianowski wcześniej pracował jako budowlaniec, właśnie wrócił ze Stanów i zaczął szukać sobie nowego zajęcia. Postanowił, że zajmie się sprzedażą kosmetyków i chemii gospodarczej.

- Na placu Zgromadzeń zacząłem handlować z jednego stolika, później z dwóch, później pod parasolem, namiotem, a potem wykupiłem pawilon, w którym handluję do dziś - opowiada Grzegorz Młodzianowski. - W najlepszym okresie zatrudniałem cztery osoby. Mam tych samych klientów od piętnastu lat.

Alina Andruszkiewicz z administracji targowiska doskonale pamięta jego początki. - Białostocka firma budowlana "Zbimar" wybudowała trybuny na Krywlanach na wizytę Papieża i potem w ramach podziękowania miasto przekazało firmie w dzierżawę ówczesny plac Zgromadzeń - opisuje początki targowiska.- I Zbimar zaczął tu budować pawilony. W 1990 roku jeden kosztował w granicach 12-15 tysięcy dolarów. Stopniowo rynek zaczął się powiększać, pawilonów przybywało. W 1997 roku kupcy handlujący na placu zorganizowali się w stowarzyszenie i odłączyli się od "Zbimaru". Podpisali z miastem umowy na dzierżawę placu i zaczęli działać na własną rękę.

Od jabłek do sieci

Na początku na stołach wzdłuż Białki handlowano głównie warzywami, a od strony Fabrycznej odzieżą. Wiele osób, które traciły miejsca pracy w upadających wtedy zakładach, tu szukało zatrudnienia.

- Sami zrobiliśmy sobie tu miejsca pracy, zorganizowaliśmy stoiska, znaleźliśmy branże, wypracowaliśmy sobie klientów - mówi Maria Warwas.

Bożena Kulesza prowadzi z mężem gospodarstwo owocowo-warzywne, mają jabłka, gruszki, brokuły, kalafiory, truskawki, porzeczki. - Właściwie to pogoda zmusiła nas do prowadzenia nie tylko gospodarstwa, ale i handlu. Zaczęliśmy od rynku na Jurowieckiej, kupiliśmy jeden pawilon, po dwóch miesiącach drugi. Pierwszego dnia mojego handlu przyjechałam, wystawiłam skrzynki z jabłkami. Szedł znajomy i mówi: "Życzę ci, żebyś się utrzymała". No i utrzymałam się. Pomalutku rozrastaliśmy się, teraz mamy cztery stoiska, a potem stworzyliśmy sieć dostarczającą warzywa i owoce do sklepów.

Jerzy Sarnociński zaczynał przygodę z handlem na bazarze przy Bema, a gdy to targowisko zostało przeniesione na Kawaleryjską, wpadł w rozterkę, co robić - czy tam przechodzić, czy szukać czegoś innego. - Kupiliśmy pawilon na placu Zgromadzeń i postawiłem tu współpracownika, a sam stałem na Kawaleryjskiej. Potem, gdy Kawaleryjska praktycznie padła, siedziałem półtora roku w domu, ale dzięki temu pawilonowi na Jurowieckiej jakoś się przetrwałem i do dziś utrzymuję z tego rodzinę.

Kupcy przypominają, że dzięki nim pracę mają też inni - pracownicy, hurtownicy, dostawcy, firmy usługowe. Jak obliczyli, od nich zależy byt nawet pięciu tysięcy białostockich rodzin.

Klub towarzyski

Nie ma białostoczanina, który nie robiłby zakupów na Jurowieckiej. Bo tam jest taniej. To także giełda towarzyska. - Ludzie przychodzą do nas po prostu po to, żeby sobie porozmawiać - mówi Maria Warwas. - Znamy naszych klientów od piętnastu lat. Znamy ich życiorysy, przez tyle lat zdążyliśmy nasłuchać się i o dzieciach, i o wnukach, o tym, gdzie kto pracuje. Wiemy o tym wszystkim nie jak jakiś urząd śledczy, tylko jak człowiek o człowieku. Jesteśmy bardzo zżyci z naszymi klientami. Rzadko trafia się osoba, której twarzy nie kojarzymy. Sama znam co najmniej kilka osób które mieszkają we Wrocławiu, Warszawie, Krakowie, które gdy przyjeżdżają do Białegostoku, to pierwsze kroki kierują do nas.

Warwas handluje odzieżą używaną. - Naszymi klientkami są nawet panie z filharmonii, urzędniczki, lekarki. Nasi klienci czują się tu jak u siebie.

Bazar nie zniknie

Wyrok na Jurowiecką już jednak został wydany. Z końcem czerwca kończą się umowy dzierżawy kupcom z placu Inwalidów. Do września teren zostanie uprzątnięty, a później trafi na przetarg. Kupcy są rozgoryczeni takim postawieniem sprawy.

- Jesteśmy rozczarowani takim podejściem władz miasta do naszych potrzeb - nie ukrywa Maria Warwas. - A to my wybieraliśmy te władze. Jesteśmy zbulwersowani postawą miasta.

Miasto zapewnia, że robi co może, aby kupcy z placu Inwalidów znaleźli sobie nowe miejsce prowadzenia działalności.

- Bazar na pewno zniknie z centrum, ale ci ludzie nie zostaną pozbawieni możliwości pracy - deklaruje prezydent Tadeusz Truskolaski. - Chcę, aby handlowcy sami znaleźli swoje miejsce na mapie Białegostoku. Dlatego proponujemy im różne lokalizacje, m.in. na Kawaleryjskiej czy przy Giełdzie Rolno-Towarowej na Andersa.

- Władze stwarzają tylko pozory, że chcą nam pomóc - twierdzą kupcy i przypominają, że w ciągu tych lat nie czekali bezczynnie na rozwój wydarzeń. - Od lat próbowaliśmy ocalić to miejsce - przypomina Warwas. - W 1999 roku wystąpiliśmy z koncepcją zagospodarowania tego ryneczku. Stworzyliśmy własny projekt okazałej, eleganckiej galerii handlowej, który wcale nie szpeciłby miasta. Niestety, władza nie chciała z nami na ten temat rozmawiać. Odkąd Jagiellonia wystąpiła z pomysłem budowy na swoich terenach galerii handlowej, my poszliśmy w odstawkę.
Mieszkanie za stragan

Różne interesy starły się też na targowisku, mieszczącym się na terenach należących do Sportowej Spółki Akcyjnej "Jagiellonia". Ten rynek także działa już kilkanaście lat.

- Zostaliśmy tu zaproszeni przez władze miasta i Jagiellonii, które widziały w tym sposób na finansowanie klubu - mówi Maria Pajołek, która handluje tu od początku powstania targowiska. - Gdy powstawał bazar, to za jedno na nim miejsce można było kupić 60-metrowe mieszkanie. Jedni kupowali mieszkania, a my kupowaliśmy miejsca pracy. I to my jesteśmy prawdziwymi sponsorami klubu.

Rzeczywiście, chodzi o niemałe pieniądze - do kasy Jagiellonii wpływa od kupców ponad milion złotych rocznie.

Zróbmy to wspólnie

Nie jest żadną tajemnicą, że na Jurowieckiej świetnie miewa się szara strefa - bez problemu można tu kupić papierosy czy alkohol z przemytu: i od Polaków, i od gości zza wschodniej granicy. "Papierosy, wódka..." - słyszy się dyskretny szept co krok.

- Rzeczywiście, taki proceder tam kwitnie - przyznaje Stefan Sochański, szef białostockiej straży miejskiej. - Kiedyś takich przypadków było dużo, teraz bardziej uważają. Nie możemy pracować po cywilnemu, więc z daleka widzą mundury, porzucają towar, a my go przejmujemy.

Handlujący są oburzeni, że to ich wiąże się z tym procederem, oskarża o nieporządek i psucie wizerunku miasta. - Płacimy dzierżawy i oprócz tego 400 złotych rocznie na rozwój klubu. To nie są małe pieniądze. My zajmujemy się wyłącznie naszą legalną działalnością. A szarą strefę można tu łatwo zlikwidować, są od tego odpowiednie służby. Sprawa wygląda tak, jakby komuś zależało na doprowadzeniu tego miejsca do takiego stanu, żeby wszyscy krzyczeli, że to hańba, że centrum miasta tak wygląda - mówią. I podkreślają, że zależy im na zrobieniu tu wspólnie porządku.

W tym tygodniu miasto oficjalnie ogłosiło, że do końca sierpnia sprzeda Sportowej Spółce Akcyjnej teren przy ul. Jurowieckiej. Spółka ma prawo pierwokupu, ponieważ jest jego wieczystym użytkownikiem. To pierwszy krok, aby mogła powstać galeria handlowa, która ma być źródłem finansowania klubu.

- Jeśli chcemy, żeby Jagiellonia odnosiła sukcesy za 10, 20 i więcej lat, to musimy jej zapewnić trwałe finansowanie - mówi Wojciech Strzałkowski, przewodniczący rady nadzorczej Jagiellonii. - I takim pomysłem na finansowanie jest właśnie budowa galerii, z której część zysków trafiać będzie do Jagiellonii. Niezrealizowanie tego projektu oznaczałoby nie tylko koniec snów o ekstraklasie, ale wręcz zepchnięcie Jagiellonii o kilka klas rozgrywkowych w dół. Dlatego nie możemy do tego dopuścić. Jagiellonia obliczyła, że rocznie potrzebuje dwunastu milionów złotych.

- Z innych źródeł - sponsorów, stacji telewizyjnych, spółka zyska pięć milionów złotych. Brakuje siedmiu milionów złotych. Wyliczyliśmy, że tyle powinny dać zyski z galerii - mówi Strzałkowski.

Kupcy są zbulwersowani tą decyzją. - O wszystkim zdecydowali bez nas - mówi Mirosław Szłabowicz. - Jagiellonia to taki sam podmiot gospodarczy jak my. Dlaczego prezydent chce dać klubowi na własność grunt, a zlikwidować tyle miejsc pracy?

Jednak nawet historycy, znający handlowe tradycje miasta, nie wypowiadają się dobrze o białostockim handlu w takiej formie, jak to ma miejsce na Jurowieckiej.

- To miejsce przynosi tylko wstyd - uważa dr Daniel Boćkowski. - Powinniśmy cywilizować miasto i porządkować je. Obiekty sportowe powinny służyć temu, do czego je wybudowano.

Prace przy budowie galerii mogą ruszyć nie wcześniej niż za dwa lata. Jagiellonia zapewnia, że do tego czasu kupcy mogą być spokojni o swoje miejsca pracy.

- Handlujący na stadionie przy ulicy Jurowieckiej mają podpisane umowy najmu z miesięcznym i trzymiesięcznym wypowiedzeniem. Jest jeszcze za wcześnie, żeby wypowiadać umowy - mówi Artur Kapelko wiceprezes zarządu SSA "Jagiellonia Białystok". - Będziemy elastyczni i na pewno nie zrobimy tego wcześniej, niż to okaże się konieczne.

- Cieszymy się, gdy Jagiellonia wygrywa, niech dalej się rozwija. Niech powstanie galeria handlowa, która jej w tym pomoże, ale z halą dla nas obok - uważa Maria Pajołek.

Kupcy z sąsiadujących ze sobą targowisk jeszcze nie złożyli broni.

Jesienią chcą przeprowadzić miejskie referendum w sprawie pozostania na dotychczasowym miejscu. Miasto chce załatwić sprawy gruntów przy Jurowieckiej do końca roku.

Komentarz

Aneta Boruch

Przed wojną Białystok, jak każde porządne miasto, miał niejeden targ: najstarszy przy ul. Bema, całkiem niemały na Bojarach, i targ rybny w okolicach dzisiejszej Skłodowskiej. I wszyscy byli zadowoleni.

Potem bazary zaczęły znikać jeden po drugim, a w początkach XXI wieku w mieście rozpętała się istna wojna o handel. Jej najbardziej zapalny punkt to targowisko przy Jurowieckiej, a właściwie tereny, na których ono sie znajduje, i ludzie, którzy tu pracują.

Niektórzy zadają pytanie: czy miasto powinno lekką ręką pozbywać się obecnie chyba najatrakcyjniejszych terenów inwestycyjnych w mieście? Jednak to miejsce nie może wyglądać tak, jak do tej pory. Trzeba je sensownie zagospodarować z korzyścią dla miasta i jego mieszkańców.

Ale co z ludźmi, którzy tu dotąd handlowali? W ich rozmowach z miastem zapanował pat. Tym z placu Inwalidów już kończą się umowy i już powinni mieć nowe miejsce do handlowania. Ci ludzie nie znają swojej przyszłości. Czas najwyższy, by ją poznali.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny