Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Julia Hartwig, polska poetka, eseistka i tłumaczka literatury pięknej opowiada o rodzinie

Z Julią Hartwig, poetką, rozmawia Waldemar Sulisz
jest polską poetką, eseistką i tłumaczką literatury pięknej.
jest polską poetką, eseistką i tłumaczką literatury pięknej. Profil na Facebook
Miłość kładę na pierwszym miejscu. Nawet, jak odchodzimy, to dalej kochamy i to jest największa siła naszego życia - mówi Julia Hartwig, poetka.

Julia Hartwig

Julia Hartwig

, polska poetka, eseistka i tłumaczka literatury pięknej. Jest córką fotografa Ludwika Hartwiga i Marii Birjukow, siostrą Edwarda, fotografika i Walentego, endokrynologa

Obserwator: Skąd w życiu pani ojca wzięła się Rosjanka Maria Briukow?

Julia Hartwig: - Ojciec miał w Moskwie zakład fotograficzny. Pewnego dnia przyszła do niego młoda, bardzo piękna kobieta. Długo ją fotografował, potem oświadczył, że zdjęcia się nie udały i że trzeba je powtórzyć w innym terminie. Kiedy przyszła po raz drugi, zobaczyła swoje portrety rozwieszone po całym atelier.

Wybaczyła podstęp?

- Tak, okazało się, że ze strony ojca było to uczucie natychmiastowe. Pobrali się, potem przyjechali do Polski i osiedlili się w Lublinie.

Co tak go w Marii zafascynowało?

- Była urodziwa, urzekł go jej sposób zachowania.

Mama była prawosławna?

- A my wszyscy zostaliśmy ochrzczeni w kościele rzymskokatolickim, czego domagała się nasza babka. Mama była osobą bardzo tolerancyjną, brała pod uwagę wszystkie możliwości w życiu. Jak prowadziła mnie do szkoły podstawowej, to wstępowała ze mną na pacierz do katedry lubelskiej.

Nie robiła rozróżnienia między kościołem katolickim i prawosławnym, zawsze uważała, że Pan Bóg jest jeden. Przy wielkich świętach chodziła do cerkwi na Ruską, zabierała mnie tam w czas Bożego Narodzenia. Tak że w dzieciństwie nasłuchałam się ich pięknych chórów, ponieważ liturgie były bardzo długie, to trochę się nacierpiałam. Święta obchodziliśmy według polskich obyczajów, mama dorzucała do nich rosyjski akcent kulinarny w postaci kulebiaka czy kutii, opłatek był polski.

Co pani dał rodzinny dom?

- Oddziaływał na nas w niewidoczny sposób. Mama umarła jak miałam 5 lat. Może dlatego wcześnie nauczyłam się, żeby podchodzić do życia tak, jakby ono miało nam dać coś dobrego. Jej się to nie udało. Dom dał mi swobodę, nikt nie sprawdzał, gdzie idziemy, nigdy tej wolności nie nadużyliśmy. To sprawiło, że cała rodzina wyszła na swoje.

W pani wierszach pulsuje spokój, zgoda na świat, harmonia. To też z domu?

- To jest w poezji, w życiu sięgnąć po to trudniej.

Dlaczego?

- Życie jest bardzo chaotyczne. Nigdy nie widać, żeby szło w jedną stronę. Ciągle trzeba dokonywać wyborów.

Skąd w pani wierszach tyle czułości?

- Odczuwam taką potrzebę, żeby przybliżyć sobie świat i ludzi. To jest właściwie jedyna możliwość, jaką mamy.

Więcej szczęścia jest w dawaniu niż w braniu?

- Tak.

W jednym z wierszy napisała pani, że życie jest wielkim krachem, bo kończy się śmiercią?

- Sprawa śmierci bardzo zaprzątała Miłosza, z którym byłam zaprzyjaźniona. W swoich wierszach sprzeciwiał się temu, że jest śmierć. Że człowiek się rozwija, rozwija i nagle wszystko zostaje mu odebrane. No, ale tak jest. Nie mamy na to rady.

Zostaje nam uczyć się pewnego stoicyzmu i kiedy nadejdzie ten ostateczny moment, starać się go zrozumieć. Tak być musi. Napisałam też wiersz o aniołach, a drugi o moim prywatnym aniele. Poetycko na to przystaję. Natomiast w życiu uważam to za piękną mitologię. Człowiek musi mieć silną wyobraźnię, żeby w to uwierzyć. A wie, że ma istnieć.

Czemu ludzie nie potrafią w życiu osiągnąć harmonii? Pędzą za pieniądzem, dobrami, mijają się?

- Ludzie gubią poczucie wartości. Zajmują się błahostkami, a zostawiają na boku rzeczy ważne. Potem za tymi ważnymi nie nadążają.

Wydała pani tyle książek, sprzyja pani życie, pracuje pani na pełnych obrotach. A najnowszy tom wierszy nazywa się "Gorzkie żale". Skąd ta przewrotność, bo niektóre wiersze są wręcz dziękczynne?

- Bo ja mam dziękczynny stosunek do życia. Wszystko, co mi się przydarza, jest dobrym wyrokiem losu. Tytuł rzeczywiście jest przekorny. Bardzo się przy nim upierałam, natrafiłam na opór. Zawsze nam dawałaś nadzieję w wierszach, a tu żale i to gorzkie - słyszałam. A tytuł zrobił karierę.

Następny tomik powinna pani zatytułować "Kiedy ranne wstają zorze"?

- Chętnie, chętnie. Witam każdy dzień z nadzieją.

Co w życiu jest najważniejsze?

- Miłość kładę na pierwszym miejscu.

Na czym ona polega?

- Polega na umiejętności wyrzeczenia się swoich spraw na rzecz drugiego człowieka. I na tym, że jest to uczucie bezinteresowne. Nic nie dostajemy w zamian, ale kochamy, przechowujemy to uczucie jak drogocenny skarb. Nawet, jak odchodzimy, to dalej kochamy i to jest największa siła naszego życia.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny