Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Józef Mojsa. W środku nocy wycięli mi numer na lawetę

Magdalena Kuźmiuk
Magdalena Kuźmiuk
Parkuję tu od 26 lat! Raz zapomniałem włożyć karty, a straż wezwała lawetę - mówił w kwietniu Józef Mojsa.
Parkuję tu od 26 lat! Raz zapomniałem włożyć karty, a straż wezwała lawetę - mówił w kwietniu Józef Mojsa. Andrzej Zgiet
Strażnicy miejscy wykazali się straszną nadgorliwością! Wezwali lawetę, choć sąsiad powiedział im, że od 26 lat mam prawo parkować na kopercie - denerwuje się Józef Mojsa. Po roku od interwencji dostał wezwanie do zapłaty za odwołany hol. I nie wie, na jakiej podstawie ma płacić.

Jak tak można? Myślą, że jak człowiek stary, to można go w konia zrobić? Tacy nadgorliwi ci strażnicy, raz-dwa wezwali lawetę, a teraz po roku każą mi za nią zapłacić? Na jakiej podstawie? - denerwuje się Józef Mojsa z Białegostoku.

Niedawno jego żona Wanda odebrała dwa listy polecone z urzędu miejskiego, a w zasadzie z departamentu gospodarki komunalnej. Urzędnicy poinformowali, że państwo Mojsowie nie uiścili opłaty za odstąpienie od holowania ich samochodu. Dali im siedem dni na opłacenie lawety: 150 złotych.

- Aż przysiadłam! Kompletnie nie wiedziałam, o co chodzi. Żądają pieniędzy za interwencję straży, która była prawie rok temu? - pyta ze zdziwieniem pani Wanda.

To było dokładnie 3 sierpnia ubiegłego roku. Dochodziła godzina 22. Państwo Mojsowie szykowali się już do snu.

- Byłem już w piżamie, żona też. Nagle domofon dzwoni. Powiedziałem, żeby nie otwierać, bo kto to dzwoni o tak później porze. Domokrążcy jacyś! - opowiada pan Józef.

Drzwi rzeczywiście nie otworzył, ale wyjrzał przez okno przed blok, żeby zobaczyć, co się tam na dole dzieje. Zobaczył, że na parkingu obok jego samochodu kręcą się jacyś ludzie z latarkami. Okazało się, że to strażnicy miejscy. Pan Józef szybko się ubrał i zszedł na dół, by dowiedzieć się, o co funkcjonariuszom chodzi.

- Okazało się, że ktoś życzliwy wezwał ich prawie w środku nocy, że ja łamię prawo, bo mój samochód zajmuje miejsce parkingowe przeznaczone dla osoby niepełnosprawnej. Coś takiego! Tylko, że to moje miejsce, zawnioskowane w spółdzielni, które zajmuję od 26 lat! - mówi pan Józef.

Fakt faktem, że za szybą tavrii nie było dokumentu uprawniającego Józefa Mojsę do parkowania na kopercie. To był jasny sygnał dla strażników, że auto powinno zostać odholowane.

- Szybko im pokazałem stosowne dokumenty. Pech chciał, że tego dnia byłem z nimi w spółdzielni i zapomniałem ich włożyć za szybę. Zmieniły się przepisy, dostałem nowe orzeczenie lekarskie, musiałem wyrobić nową legitymację. A do spółdzielni poszedłem, bo kazali to donieść, bym dalej mógł parkować na moim stałym miejscu. Przecież nagle pełnosprawny się nie zrobiłem - przyznaje pan Józef.

Opowiada, że dowiedział się, że tego wieczoru strażnicy spotkali przed blokiem jego sąsiada, który miał im potwierdzić, że pan Józef ma uprawnienia, by tu parkować. Ba, powiedział im również pod jakim numerem mieszka kierujący. Dlatego strażnicy wiedzieli, gdzie dzwonić.

- Powiedzieli mi, że za późno na wyjaśnienia, bo już laweta została wezwana i czeka. Jeśli nie chcę odholowania samochodu, to - jak mi powiedzieli - mam iść do laweciarza i rozmawiać z nim. Powiedziałem, że nie będę nigdzie chodził. Nie ja wzywałem lawetę i nie ja ją będę odwoływał - opowiada Józef Mojsa.

Zrobiło się małe zamieszanie, a po chwili strażnicy wręczyli starszemu kierowcy jakąś karteczkę do podpisu. Co to było? Pan Józef nie wie do dziś.

- Żadnego mandatu mi nie wystawili, bo nic o nim nie mówili. Nic mi też nie dali. Żadnego świstka. Wiem, że nie powinienem był nic podpisywać, ale było ciemno, późno, chciałem jak najszybciej zakończyć tę sytuację i wrócić do domu. Rano się zreflektowałem i pojechałem do straży miejskiej. Wydaje mi się, że rozmawiałem z samym komendantem. Zapewnił, żebym był spokojny, że sprawa jest już załatwiona - mówi Józef Mojsa.

I tak pan Józef spał spokojnie przez wiele miesięcy, do końca kwietnia tego roku. Wtedy otrzymał wezwanie do zapłaty za odwołaną lawetę.

- No przecież nie czekałbym rok i nie ryzykowałbym, że jeśli tego nie zrobię, będę miał sprawę u komornika! - denerwuje się właściciel tavrii.

O przebieg sierpniowej interwencji zapytaliśmy rzeczniczkę białostockiej straży miejskiej. W rozmowie z nami potwierdziła, że za szybą samochodu pana Józefa w widocznym miejscu nie było karty parkingowej, więc strażnicy wezwali holownik.

- W trakcie prowadzenia czynności stawił się właściciel auta i przedstawił wymagane uprawnienia. W związku z powyższym odstąpiono od prowadzenia dalszych czynności, również od holowania pojazdu, kierowca został pouczony - mówi Joanna Szerenos-Pawilcz ze straży miejskiej.

Dodaje, że dziś już nie jest w stanie stwierdzić, z kim Józef Mojsa rozmawiał 4 sierpnia ubiegłego roku i czy rzeczywiście był to komendant.

- Z punktu widzenia straży miejskiej omawiana sprawa została zakończona przez strażnika z chwilą odstąpienia od prowadzenia dalszych czynności - kwituje rzeczniczka strażników.

Zapytaliśmy też magistrat, dlaczego po prawie roku przesyła wezwanie do zapłaty? I na jakiej podstawie? Skoro na protokole odstąpienia od holowania pojazdu, który pokazał nam Józef Mojsa, a który - jak mówi kierowca - na jego prośbę skserował mu urzędnik w magistracie, nie ma podpisu użytkownika pojazdu. Są tylko podpisy strażnika miejskiego i laweciarza.

- Ksero takiego dokumentu dostałem teraz w urzędzie, kiedy poszedłem sprawę wyjaśnić, już po otrzymaniu wezwania. W domu nie miałem żadnego pisma z numerem konta, choć urzędnik twierdził, że powinienem dostać taki protokół od strażnika. Nie dostałem! Urzędnik jeszcze wyzwał mnie, starego, od kłamców! - pokazuje pismo pan Józef.

Po naszym zapytaniu, magistraccy urzędnicy wyjaśniali sprawę przez prawie dwa tygodnie. Okazuje się, że w ich aktach jest protokół odstąpienia od holowania tavrii... z podpisem Józefa Mojsy.

- Z dokumentów wynika jednoznacznie, że właściciel pojazdu został poinformowany o tym, że zgodnie z prawem zostanie obciążony kosztami związanymi z wezwaniem lawety. Potwierdza to podpis właściciela pojazdu na protokole - mówi Kamila Busłowska z biura komunikacji społecznej magistratu.

Odwołuje się do przepisu ustawy prawo o ruchu drogowym, który mówi, że „od usunięcia pojazdu odstępuje się, jeżeli przed wydaniem dyspozycji usunięcia pojazdu lub w trakcie usuwania pojazdu ustaną przyczyny jego usunięcia. Jeżeli wydanie dyspozycji usunięcia pojazdu spowodowało powstanie kosztów, do ich pokrycia jest obowiązany właściciel pojazdu”.

- Przepisy nie dają możliwości umorzenia naliczonej należności ani odstąpienia od jej wyegzekwowania - kwituje Kamila Busłowska.

Finał jest taki, że Józef Mojsa musi zapłacić. Inaczej miasto zwróci się do komornika o wyegzekwowanie należnych 150 złotych.

Przez prawie rok spał spokojnie

Jedna interwencja - dwa protokoły

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny