Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jesus Christ Superstar – rock opera wszech czasów wypełnia przestrzeń Opery i Filharmonii Podlaskiej (zdjęcia, wideo)

Jerzy Doroszkiewicz
Jerzy Doroszkiewicz
Rock Opera "Jesus Christ Superstar" od 29.02.2020 na scenie Opery i Filharmonii Podlaskiej przy Odeskiej 1
Rock Opera "Jesus Christ Superstar" od 29.02.2020 na scenie Opery i Filharmonii Podlaskiej przy Odeskiej 1 Jerzy Doroszkiewicz
Kto nie jest bez winy, niech pierwszy... – śpiewa Jezus na wielkiej scenie Opery i Filharmonii Podlaskiej. Archaiczne rockowe brzmienia mieszają się tu z ascetyczną acz pomysłową scenografią i znakomitymi kostiumami Doroty Sabak, by stworzyć oprawę dla wielkich przebojów schyłkowej ery hipisów. "Jesus Christ Superstar" od 29.02.2020 na wielkiej scenie przy Odeskiej to murowany hit teatralny na Wielki Post i nie tylko.

Bo warto pamiętać, że ten musical, choć słowo rock opera doprawdy wydaje się właściwsze powstał na fali ruchu hipisowskiego. I wydaje się, że białostocka interpretacja niemal równo w pół wieku po premierze oryginału, choć w innym anturażu wizualnym – doskonale oddaje tego ducha. To nic, że została przeniesiona z Teatru Rampa. Realizatorzy spektaklu: Jakub Wocial, Santiago Bello, Jan Stokłosa i, moim zdaniem, przede wszystkim Dorota Sabak, twórczo wykorzystali przestrzeń gmachu przy Odeskiej, by opowiedzieć dobrze znaną historię.

Fantastycznym pomysłem odpowiadającej za scenografię i kostiumy Sabak jest idealnie wyważone połączenie współczesnych metroseksualnych trendów męskiej mody z odniesieniami o 20 wieków wcześniejszymi. Jezus czy Piłat, nota bene, główny motor tej historii, chodzą w obcisłych spodniach, mają krótkie fryzury, wypielęgnowany zarost. Nie przypominają Jezusa Pantokratora sprzed podziału chrześcijaństwa, raczej facetów, którzy urwali się na lunch do wirtualnej rzeczywistości Jerozolimy. Czy to jawa czy sen? Wchodząca na salę publiczność widzi zakapturzone postaci, słyszy emitowany z głośników wicher – może z miejsca wejść w klimat tego, co dokonało się na Golgocie, tego co nieuniknione. Ale zanim Jezus zostanie ukrzyżowany, czeka ją wiele pięknych scen zbiorowych, no i pieśni, które 50. lat temu podbijały świat, a dziś, może niekoniecznie w tym archaicznym rockowym brzmieniu, nadal urzekają melodiami Andrew Lloyd Webbera.

Tę opowieść w spektaklu premierowym rozpoczął Łukasz Zagrobelny jako Judasz i ze swoją energią, nieskrywaną pasją do rocka, potrafi wytrwać do końca spektaklu. Doświadczony wokalista i aktor, kiedy trzeba śpiewa falsetem, ale przede wszystkim tworzy wyrazistą postać człowieka, który ma zdradzić. Jakub Wocial, reżyser, a zarazem pierwszoobsadowy Jezus ma niemniej trudne zadanie – śpiewając falsetem musi się mierzyć z legendą Iana Gillana, najlepszego wokalisty Deep Purple. Ja jednak zastanawiam się, czy Andrew Lloyd Webber nie mógłby pokusić się o zmianę partii wokalnych tych postaci. Po pół wieku w archiwalnych nagraniach Deep Purple wywołują nostalgię, na scenie opery wydają się być sztucznym poszukiwaniem łącznika między rockiem i klasycznym musicalem. Ale licencja jest licencją i można tylko gdybać.

Tymczasem kiedy na scenie pojawiała się Dorota Białkowska jako Maria Magdalena, jej interpretacja „Jak mam go pokochać” rzeczywiście zapierała dech w piersiach. Do tej roli wydaje się być idealnie obsadzoną postacią. Ciekawym za to zabiegiem jest obsadzenie śpiewającego basem Romana Chumakina. Wyraźny wschodni akcent dodał lokalnego kolorytu tej inscenizacji. Inscenizacji jednocześnie prostej, acz niezwykle efektownej.

Choreografie scen zbiorowych Santiago Bello naprawdę porywają, a przemyślne wykorzystanie w scenografii grubych lin i zwojów białego płótna, podświetlonych przez Tomasza Filipiaka robią olbrzymie wrażenie. Jakub Wocial jako Jezus dotykający twarzy ociemniałych, leczący chromych jest bardzo przekonujący, może właśnie dlatego, że przyodziany w biały strój kojarzący się przecież z medycyną. Choreografie wzburzonego tłumu, rewelacyjnie zaaranżowana Ostatnia Wieczerza (co prawda słabo widoczna z dostawek) czy proces i biczowanie Jezusa działają na zmysły. Idąc tropem oryginału, Dorota Sabak uczyniła Heroda kolorowym ptakiem, kojarzącym się z szaleństwami Eltona Johna. Do tego tancerki z burleski i półnadzy panowie jakby wypożyczeni z kabaretów dla panów z Berlina lat 20. XX wieku dopełniają najweselszej sceny rock opery. A i Bartłomiej Łochnicki w tym kostiumie czuje się jak ryba w wodzie i śpiewa wyśmienicie – jakby urodził się, by zagrać i zatańczyć tę rolę. Warto też zwrócić uwagę na pomysłowo zaprojektowane stroje tancerzy i tancerek. Od skórzanych biustonoszy, po delikatne białe sukienki, a jednocześnie błyskawiczne zakładanie szat z kapturami. Należy się wielki szacunek i osobne brawa za tak wytężoną pracę na scenie.

Podczas Ostatniej Wieczerzy sceniczny Jezus wypowiada słowa ustanawiające Eucharystię, kiedy zawiśnie na krzyżu, wypowiada chyba jedyne słowa bez melodii w tej operze – rzecz jasna „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?” trafiają w najczulsze struny wrażliwych chrześcijan i chyba nikt nie ma wątpliwości, że „Jesus Christ Superstar” to przesłanie miłości i na dzisiejsze, równie skomplikowane czasy. A przejmujące zakończenie, kiedy publiczność zostaje z krzyżem, na którym Jezusa już nie ma, a z głośników znów wieje przejmujący wicher, stanowi nie tylko memento biblijnej historii, ale też pewnego rodzaju ostrzeżenie. Bo jeśli stracimy czujność, zapomnimy o przykazaniu miłości bliźniego, zatracimy się w oglądaniu seriali, kto wie czy nie przegapimy czegoś, co niespodziewanie mogą przynieść wichry historii?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny