O Zdzisławie Marchwickim i jego rodzinie napisano już wiele. Czy zabijał kobiety, czy nie, pewnie na zawsze pozostanie już tajemnicą milicyjnych archiwów, za to Maciej Pieprzyca świetnie pokazuje przemiany, jakie zachodzą w najbardziej nawet uczciwych stróżach prawa. Kiedy jest ciśnienie na sukces – sukces być musi. A że umrze być może niewinny człowiek? To przecież dla dobra i spokoju ojczyzny – wówczas Polski Ludowej. Pierwsza część filmu, zmontowana w świetnym tempie, pokazuje jak mając ofiary, łatwo wskazać sprawcę. Dochodzenie milicyjne, z wykorzystaniem komputera Odra i gigantycznej nagrody pieniężnej trwa niecałą godziną.
Drugą część filmu zajmują przemiany młodego oficera prowadzącego śledztwo. Omamiony sławą, gratulacjami, zrobi wszystko, by przekonać podejrzanego, by przyznał się do zabójstwa. Uwięziony w iście kafkowskiej matni obywatel nie ma szans w starciu z machiną PRL-u. Ale czy dziś taka historia nie byłaby możliwa? Może dlatego kilka razy już eksploatowany w polskich filmach temat wziął na warsztat Maciej Pieprzyca. A że zatrudnił wybornych aktorów i dwie panie idealnie wyczuwające klimat mieszkaniowo-odzieżowy PRL-u – wyszedł film bardzo przekonujący.
Zamknięty, zrezygnowany, tragiczny w antycznym wymiarze Arkadiusz Jakubik w roli podejrzanego o seryjne zabójstwa jest na swoim zwykłym, nadzwyczajnym poziomie. Pierwszoplanowej roli doczekał się Mirosław Haniszewski, który wcześniej szlifował milicyjną kreację u Wajdy w „Wałęsie” i Szarka w „80 milionach”. Teraz w momentach cierpienia przypomina Jerzego Radziwiłowicza z czasów „Człowieka z żelaza”, momentami kojarzy się też mocne z Jerzym Stuhrem z czasów „Amatora”. Mistrzostwem świata jest drugoplanowa rola wiarołomnej żony domniemanego wampira – mówiącej ślunską godką Agaty Kuleszy. Operetkowy Piotr Adamczyk idealnie obśmiewa socjalistycznych szefów milicji. A wszystko w otoczeniu meblościanek, „designerskich” krzeseł ze skajowymi siedzeniami, marzeń o kolorowym telewizorze. By utrzymać wysoki status, awansujący milicjant nie będzie się wahał prześwietlić dossier kochanki, pomyśleć o wyrafinowanym szantażu, „sprzedaniu” najlepszego kolegi z pracy, a w jego wyznanie prawdy – pokajanie, nikt nie uwierzy.
„Jestem mordercą” ukazuje PRL w oparach papierosów, śmierdzący wódką, a przy tym szary, ponury, biedny i w gruncie rzeczy zaściankowy. I bardzo prawdziwy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?