Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jestem, bo jesteś. Stowarzyszenie Widok dało dzieciakom szansę na poszerzanie horyzontów

Agata Sawczenko
Agata Sawczenko
„Jestem, bo jesteś” to pilotażowy projekt mentoringowy dla 15 osób z pięciu miejscowości województwa podlaskiego: Białowieży, Szudziałowa, Supraśla i Śniadowa oraz ze Starosielc – dzielnicy Białegostoku, zwanej „Meksykiem”
„Jestem, bo jesteś” to pilotażowy projekt mentoringowy dla 15 osób z pięciu miejscowości województwa podlaskiego: Białowieży, Szudziałowa, Supraśla i Śniadowa oraz ze Starosielc – dzielnicy Białegostoku, zwanej „Meksykiem” Wojciech Wojtkielewicz
Pięciu mentorów i 15 młodych ludzi z niewielkich miejscowości województwa podlaskiego. Spotykali się przez kilkanaście miesięcy. Rozmawiali, poznawali kulturę i... wymyślali, co fajnego można by zrobić. Po to, by udowodnić, że osoby z tzw. prowincji też mają sprawczość, też mogą działać

Byli w rozgłośni radiowej, zorganizowali wystawę, oprowadzali wycieczki. Pisali, fotografowali, malowali. No i rozmawiali. Tych rozmów – i takich zwykłych, codziennych, i tych ważnych, pokazujących, że horyzont wcale nie kończy się tuż nad dachami domów miejscowości, w których mieszkają – w ostatnim roku przeprowadzili całe mnóstwo. Byli dziennikarzami, artystami, historykami, przewodnikami po swoich rodzinnych miejscowościach, no i odkrywcami. Odkrywali siebie, swoje możliwości, sztukę i to, że tak naprawdę żadnego człowieka nic nie ogranicza. Żeby się rozwijać – wystarczy chcieć. Jednak w tym rozwoju na pewno pomaga wyciągnięta pomocna dłoń.

Mapping na starym budynku przy Sobieskiego. Stowarzyszenie Widok pokaże przedwojenne zdjęcia Augustisa

Tę pomocną dłoń dostały dzieciaki – cała piętnastka – które uczestniczyły w nowatorskim projekcie białostockiego Stowarzyszenia Edukacji Kulturalnej Widok. „Jestem, bo jesteś” to pilotażowy projekt mentoringowy dla 15 dzieci i młodzieży z pięciu miejscowości województwa podlaskiego: Białowieży, Szudziałowa, Supraśla i Śniadowa oraz ze Starosielc – dzielnicy Białegostoku zwanej „Meksykiem”. Projekt jest efektem wcześniejszych doświadczeń tej organizacji, zebranych przez ponad 16 lat prowadzenia programu stypendialnego dla młodych. Inicjatorką programu, a także autorką oraz koordynatorką projektu jest Magdalena Godlewska-Siwerska.

– Chodziło o to, by wesprzeć dzieci i młodzież z potencjałem, zaszczepić im wiarę w sens pracy nad własnym rozwojem. Myślę, że wiele nam się udało. Projekt przetarł ścieżki, uchylił okna na dalszy świat. Pokazał, jak ważne jest przezwyciężanie swoich ograniczeń – podsumowuje Magdalena Godlewska-Siwerska.

By kultura była bardziej dostępna

Cel projektu to wspieranie rozwoju i talentów młodych ludzi mieszkających poza dużymi ośrodkami naukowymi i kulturalnymi. Zazwyczaj mają oni utrudniony dostęp do wiedzy. Przeszkodą w rozwoju bywa też status materialny rodziny lub zagrożenie wykluczeniem społecznym. Wszelkie nierówności i poczucie izolacji dodatkowo nasiliła pandemia.

Białystok. Na Ratunek starym domom. Historyczne spacery z gawędą o ludziach i budynkach [ZDJĘCIA]

Projekt miał zwrócić uwagę na społeczne „koszty zaniechania” rozwoju uzdolnionych dzieci i przeciwdziałać „nieuchronnej powtarzalność losu” osób, które nie miały szczęścia wychować się w idealnych warunkach.
W pierwszym etapie wybranych zostało pięć mentorek i mentorów. To osoby dobrze osadzone w środowiskach lokalnych, z dużą wiedzą i kompetencjami, cieszące się autorytetem. Mentorzy rozwijając indywidualne zainteresowania podopiecznych przekazywali im także swoje wyjątkowe umiejętności: literackie, dziennikarskie, artystyczne, historyczne.

Mentorami byli: Katarzyna Zabłocka – artystka i nauczycielka, Aneta Prymaka-Oniszk – pisarka, Miłka Malzahn – dziennikarka i pisarka, Kamil Mrozowicz – aktywista oraz Andrzej Gąsowski – historyk i nauczyciel.

To właśnie mentorzy – we współpracy ze szkołami, organizacjami pozarządowymi i placówkami kultury – wybierali swoich podopiecznych. Zostali nimi uczniowie starszych klas szkoły podstawowej (Białystok, Szudziałowo, Śniadowo) i początkowych szkoły średniej (Dom Dziecka w Białowieży i Liceum Plastyczne w Supraślu).

Urszula Dąbrowska: Białostoczanie lubią stare domy. I chcą je chronić

Mentorzy pracowali z grupami 3-osobowymi, spotykając się co najmniej dwa razy w miesiącu oraz komunikując się za pośrednictwem social mediów czy telefonu. Praca mentorów polegała na rozpoznaniu indywidualnych zdolności podopiecznych, a następnie proponowaniu zajęć wzmacniających te obszary (eksperymentów, wycieczek, szkoleń).

Dużym wsparciem okazały się też zasoby takich instytucji jak muzea, galerie sztuki współczesnej, uniwersytet. Dla większości uczestników był to pierwszy kontakt z tego typu placówkami i nauką akademicką. Najwięcej pozytywnych reakcji podopiecznych wywołała wizyta w rozgłośni radiowej i w Epicentrum Nauki oraz wyprawa do Białowieży czy Warszawy, a także zajęcia na Uniwersytecie w Białymstoku i warsztaty fotograficzne, np. fotografii otworkowej. Potwierdzają trzy uczennice z Liceum Plastycznego w Supraślu, którym mentorowała Katarzyna Zabłocka, nauczycielka i artystka wizualna.

– Stałam się odważniejsza – mówiła jedna z licealistek. - Zaczęłam pytać, a odpowiedzi jakie dostawałam były zazwyczaj bardzo życzliwe i prowadziły mnie dalej. Zrozumiałam, jak ważna jest w życiu pasja… i determinacja.

Pisarka Aneta Prymaka Oniszk mentorowała grupie chłopaków z Szudziałowa. – Wszyscy chodzą do jednej klasy, każdy ma ogromny potencjał i każdy z nich ma jakiś talent. Ale tak się złożyło, że każdy z nich dostał dość ciężki kapitał do niesienia: i rodzinny, i społeczny. Brak im wsparcia – opowiada. Ona starała się im to wsparcie dać. Tak, by poczuli się ważni, pewni siebie, mądrzy. Do tego wystarczy tak niewiele: chwila uwagi, pochwała czy pokierowanie spotkaniami tak, by chłopcy mogli pokazać swoją wiedzę, swoje umiejętności. Tacy byli dumni, gdy zaprosili do Szudziałowa grupę, którą prowadził inny mentor. Przygotowali się do tego spotkania, oprowadzili po miejscowości, opowiadali ciekawostki. Nawet nie podejrzewali, że tyle wiedzą. I że miejscowość, gdzie mieszkają, może być taka ciekawa! A innym razem pojechali całą grupą do liceum plastycznego w Supraślu, gdzie uczyli się pracy z fotografią, z powiększalnikiem, w ciemni. To niesamowite przeżycie – na własne oczy zobaczyć, jak powstaje zdjęcie. Tym bardziej w obecnych czasach, kiedy przyzwyczailiśmy się, że fotografie ogląda się na ekranie smartfona czy komputera.

– Przeprowadziliśmy warsztaty pt.: „Zobaczyć niewidoczne”. Zdjęcia powstawały w Szudziałowie i okolicy. Każdy stworzył potem swoje portfolio. Kiedy je oglądałam, dostrzegłam rzeczy, na które wcześniej nie zwracałam uwagi. Projekt miał nauczyć patrzeć uczestników, a okazało się, że nauczył patrzeć także i nas, mentorów – zauważa Aneta Prymaka-Oniszk.

Pokazali, że warto próbować

Dwie inne grupy – te prowadzone przez Kamila Mrozewicza i Andrzeja Gąsowskiego, były w radiu. Do dziś chłopaki wspominają, jak zapowiadali pogodę dla słuchaczy rozgłośni. Niesamowite przeżycie. A jak wiele dało! Pokazało, że umieją, potrafią, pozwoliło się otworzyć, uwierzyć w siebie i swoje możliwości. I pokazało, że warto próbować.

– Ale na początku musieliśmy zbudować zaufanie, dobre relacje – wspomina Kamil Mrozowicz, który prowadził zajęcia z chłopakami ze Śniadowa. – A potem wspólnie szukaliśmy potencjalnych możliwości rozwoju: i w ich miejscowości, i w Białymstoku, stolicy regionu.

Okazało się, że jego podopieczni – cała czwórka – są zainteresowani historią. Ale nie wkuwaniem dat, które często proponuje szkoła. Ich fascynowały opowieści – i te, które można znaleźć w historycznych książkach, ale i te mniej oczywiste, zawarte w grach czy muzyce. Zaczęli więc od odkrywania historii swojej miejscowości, a skończyli na... tworzeniu literatury. Na kanwie historycznych wydarzeń tworzyli swoje własne opowiadania. Ale to nie wszystko. Bo i tu były też fotografie. Takie niby zwykłe, ale i niezwykłe, bo przedstawiające uczestników projektu w nieoczywistych sytuacjach, pełne gry świateł. Te fotografie chłopcy pokazali całej społeczności Śniadowa. Projekt udało się bowiem zwieńczyć wystawą. Ale najważniejsze było to, że poznali, co to sprawczość. Że to, co wymyślamy sobie siedząc przy biurku w szkole, w domu kultury czy po prostu na ławce w parku, spokojnie da się wprowadzić w życie. Tak było z warsztatami fotograficznymi czy właśnie z wizytą w radiowym studio.

– To uczy demokracji. Pokazuje, że nie musi ktoś za nas decydować. Że warto próbować – opowiada Kamil Mrozowicz.

Uczyliśmy się od siebie nawzajem

Koordynatorka projektu Magdalena Godlewska-Siwerska przyznaje, że z zakończonego właśnie przedsięwzięcia jest bardzo zadowolona. O to przecież chodziło, by dzieci poznały kulturę, by za nią zatęskniły, by ją polubiły. Chodziło też o to, by poczuły się ważne, potrzebne, by uwierzyły w siebie, w swoje możliwości, w swoje umiejętności.

– Jeżeli człowiek w odpowiednim momencie życia nie będzie miał kontaktu ze sztuką, to nigdy nie będzie odczuwał jej braku, nie będzie odczuwał jej potrzeby – mówi Magdalena Godlewska-Siwerska. I podkreśla: – Sztuka uczy niezależności i wolności. Według mnie to dużo ważniejsze niż wrażliwość na piękno czy doznania estetyczne.

Pewnie, to nie było łatwe. Czasem w spotkaniach przeszkadzał kiepski dojazd z rodzinnych miejscowości uczestniczących w projekcie dzieci. Innym razem mentorzy widzieli, że dzieciaki już za nic nie mogą wysiedzieć na spotkaniu. Co i rusz tęsknie wyciągali szyje, by wyjrzeć przez okno na szkolne boisko, gdzie koledzy z klasy grali właśnie w piłkę. Były też miesiące, gdy uczniowie mieli tyle zajęć w szkole, tych narzuconych przez ministerstwo, że nie miały już siły na nic dodatkowego. W takich sytuacjach trzeba było na chwilę odpuścić, dać na luz, poczekać... Ale były i inne przeciwności. Jeden z uczestników po prostu wyjechał z miasteczka. Rodzice zadecydowali, że cała rodzina przeprowadza się na drugi koniec Polski. Chłopiec został wyrwany z projektu akurat w momencie, gdy faktycznie poczuł, jak sztuka jest dla niego ważna. I gdy sam zaczął odkrywać w sobie talent do malowania...

Podczas realizacji projektu wyzwaniem były też: pandemia i zdalne nauczanie. Trwała wojna w Ukrainie i kryzys uchodźczy na wschodniej granicy Polski.

Miłka Malzahn, dziennikarka, wokalistka i pisarka, pracę z czterema nastolatkami z placówki opiekuńczej w Białowieży zaczęła akurat wtedy, gdy ta miejscowość znalazła się w zamkniętej strefie przygranicznej.

– Nie miałyśmy możliwości organizowania wyjazdów, wycieczek. Zaczęłyśmy więc rozmawiać o wyobraźni, o tym, że warto z niej korzystać, by mieć realnie lepsze życie – opowiada mentorka.

Uczestnicy projektu, mimo licznych przeciwności, nie rezygnowali z realizacji planów, choć często wycieczki odbywały się tylko po najbliższej okolicy. Byli np. w Białymstoku, Supraślu, Białowieży, Poczopku. Ale i to doceniali, i to im się podobało.

– Było to dla nich strasznie ważne i bardzo rozwojowe – mówi Aneta Prymaka-Oniksz. – Ten projekt rozwojowy był także dla nas, mentorów – zauważa pisarka. – Uczyliśmy się od siebie nawzajem. I – co ważne – nadal mamy ze sobą kontakt – podkreśla z uśmiechem.

od 7 lat
Wideo

21 kwietnia II tura wyborów. Ciekawe pojedynki

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny