Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jeśli zostanie deportowany, to tylko łaska prezydenta może uratować ojca od rozłąki z synami

Julita Januszkiewicz
Julita Januszkiewicz
Europejski nakaz aresztowania (ENA), uproszczona forma ekstradycji istniejąca pomiędzy państwami członkowskimi Unii Europejskiej, umożliwiająca aresztowanie osoby podejrzanej lub oskarżonej o popełnienie przestępstwa albo już skazanej za nie, i wydanie jej do kraju, w którym zostanie postawiona przed sądem lub przekazana do wykonania wcześniej orzeczonej kary. Nakaz wydaje organ sądowy państwa starającego się o wydanie osoby (w zależności od kraju może to być sąd lub prokurator) lecz ostatecznie o wydaniu osoby decyduje organ sądowy państwa, na którego terytorium osoba przebywa.
Europejski nakaz aresztowania (ENA), uproszczona forma ekstradycji istniejąca pomiędzy państwami członkowskimi Unii Europejskiej, umożliwiająca aresztowanie osoby podejrzanej lub oskarżonej o popełnienie przestępstwa albo już skazanej za nie, i wydanie jej do kraju, w którym zostanie postawiona przed sądem lub przekazana do wykonania wcześniej orzeczonej kary. Nakaz wydaje organ sądowy państwa starającego się o wydanie osoby (w zależności od kraju może to być sąd lub prokurator) lecz ostatecznie o wydaniu osoby decyduje organ sądowy państwa, na którego terytorium osoba przebywa. pl.123rf.com
Marcin K. żył przekonany, że przewinienie sprzed 13 lat zostało zatarte. Był pewien, że w 2010 roku uzyskał ustną zgodę kuratora na wyjazd do Francji. Tam białostoczanin ściągnął rodzinę, doczekał się kolejnych synów. Teraz siedzi w areszcie w Grenoble. Dziś zapadnie decyzja o jego deportacji do Polski.

Nie wyobrażam sobie, że Marcina może z nami nie być przez dwa lata. Jak wytłumaczę to dzieciom? Przecież, nie mogę ich ciągle okłamywać, że tato jest w delegacji - płacze Monika (nazwisko do wiadomości redakcji).

Od dłuższego czasu nie może zaznać spokoju. Martwi się o przyszłość swojej rodziny. Ciągle zadaje sobie pytania, co się stanie kiedy jej dzieci stracą tatę, a ona ukochaną osobę?

Chodzi o jej partnera Marcina K. 28 lipca białostoczanin został aresztowany przez francuską policję w Montelimar na południu Francji - gdzie od sześciu lat mieszka z rodziną. Teraz mężczyzna przebywa w areszcie śledczym we francuskim Grenoble. Dziś zapadnie decyzja czy będzie deportowany do Polski. A to oznacza, że prawdopodobnie trafi za kratki na dwa lata. To pokłosie wydarzeń sprzed trzynastu lat. Pan Marcin popełnił wtedy największy błąd w życiu.

- Uczestniczył w napadzie. Jednak pokrzywdzonemu nic się nie stało. Z jego szyi został zerwany jedynie złoty łańcuszek - opowiada pani Monika.

Z wyrokiem wyjechał za chlebem

Jej partner zapłacił odszkodowanie. 26 września 2003 roku sąd skazał go na dwa lata więzienia w zawieszeniu na 5 lat.

- Od tamtej pory Marcin nigdy nie wszedł w konflikt z prawem - zapewnia pani Monika.

Jej partner musiał być pod dozorem kuratora. W marcu 2010 roku Marcin K. wyjechał do Francji. Zresztą, jak opowiada pani Monika, był pewien, że kurator nie miał żadnych zastrzeżeń. Ponoć ustnie miał zgodzić się na wyjazd. Do Francji mężczyzna ściągnął rodzinę: po jakimś czasie do Marcina K. przyjechała jego partnerka z najstarszym synem.

- Wyjechaliśmy, pewnie jak większość naszych rodaków, za pracą. Chcieliśmy w końcu zacząć normalnie żyć - przekonuje kobieta.

W Polsce była bezrobotna, a jej partner imał się różnych dorywczych prac. I to na czarno. W ojczyźnie nie mieli żadnych perspektyw na lepsze życie. Dlatego postanowili szukać szczęścia we Francji. W wyjeździe pomógł im brat pani Moniki, który mieszka tam od dawna.

- Oczywiście, że początki były trudne - przyznaje dziś pani Monika.

Przede wszystkim nie znali języka. Do tego inny klimat, zwyczaje, kultura. Wszystko było odmienne niż w Polsce. Syn musiał zmienić szkołę. Ale poradzili sobie. W końcu rodzina przyzwyczaiła się do życia w nowym miejscu. We Francji urodzili się dwaj młodsi synowie. Mają 5 i 2 lata. Najstarszy - 15-latek - niedługo rozpocznie naukę w liceum.

- To Marcin zarabia i utrzymuje naszą rodzinę. Pracuje ciężko jako budowlaniec, ale nie narzeka. Bo tu jest inaczej niż w Polsce. Każdy kto ma stałą pracę, nie musi się martwić, że zabraknie mu pieniędzy na jedzenie bądź zapłatę domowych rachunków - opowiada pani Monika, która zajmuje się domem. Chwali życie za granicą. - Zakochałam się we Francji. To piękny kraj, który dba o swoich obywateli - dodaje.

Z rodziną mieszka w wynajmowanym domu. Zresztą jak większość przyjezdnych.

Trudna przeszłość odezwała się

To rodzinne, spokojne życie zostało zakłócone. Wróciła do nich niezamknięta przed laty sprawa. W 2015 roku, jak opowiada pani Monika, do drzwi ich mieszkania zapukała francuska żandarmeria. Okazało się, że pan Marcin jest poszukiwany europejskim nakazem aresztowania. Rodzina była zszokowana. Była przekonana, że tamto przewinienie zostało już dawno zatarte.

- Dowiedzieliśmy się, że po naszym wyjeździe w 2011 roku kurator złożył wniosek, ponieważ Marcin nie zgłosił się na spotkanie z nim - opowiada pani Monika.

Kuratorka z zespołu kuratorskiego w Sądzie Rejonowym w Białymstoku (nie zgadza się na podanie nazwiska) tłumaczy, że skazany nie dopełnił obowiązku informowania sądu o swojej bieżącej sytuacji za granicą.

- Jeśli nasz dozorowany wyjechał poza granice kraju bez powiadomienia sądu i nie utrzymywał w okresie próby kontaktów z kuratorem, to ten automatycznie składa wniosek o zarządzenie wykonania kary - wyjaśnia kuratorka z zespołu kuratorskiego w Sądzie Rejonowym w Białymstok .

Mecenas Marek Boćkowski, który prowadzi sprawę Marcina K. potwierdza, że takie obowiązują przepisy.

- Doszło do naruszenia obowiązku kontaktowania się z kuratorem. 19 stycznia 2011 roku upłynął okres zawieszenia. Ósmego kwietnia tego samego roku Sąd Rejonowy w Białymstoku wydał postanowienie o zarządzeniu wykonania kary pozbawienia wolności - wyjaśnia Marek Boćkowski.

Nie ukrywa jednak, że jest zdziwiony sytuacją, w której znalazł się jego klient.

- Przecież od momentu wydania wyroku minęło ponad trzynaście lat. Mój klient ustabilizował swoją sytuację życiową i rodzinną. Zaczął pracować za granicą. Utrzymuje rodzinę. Nie wszedł w konflikt z prawem - mec. Boćkowski próbuje bronić Marcina K.

Sprawą ponoć zajmował się francuski sąd, który rozpatrywał dlaczego ta sprawa tak długo się ciągnie.

- Po trzynastu latach poszkodowany na pewno zapomniał o tym rozboju, a mojej rodzinie wali się całe życie. Przecież przez dwa lata podatnicy będą utrzymywali Marcina w więzieniu - nie kryje rozgoryczenia pani Monika.

Szefowa zespołu kuratorskiego uspokaja, że stabilna sytuacja Marcina K. na pewno będzie miała wpływ na jego bieżącą ocenę. Jednak przyznaje, że nie ma znaczenia fakt, że przestępstwo zostało przez niego popełnione w 2003 roku. Nie ulega to w żaden sposób przedawnieniu. Takie są przepisy.

Mimo to rodzina nie poddaje się. Wszędzie próbuje szukać sprawiedliwości. Na razie bezskutecznie. W ubiegłym roku mecenas Boćkowski za pośrednictwem Sądu Rejonowego w Białymstoku napisał nawet do prezydenta Andrzeja Dudy wniosek. Prosił go o ułaskawienie swojego klienta. Ale jak mówi, białostockie sądy zaopiniowały go negatywnie.

- Zamierzamy ponownie złożyć wniosek o odroczenie wykonania kary - zapowiada mecenas Marek Boćkowski.

Planuje też znowu prosić prezydenta RP o ułaskawienie Marcina K. Tym bardziej, że Andrzej Duda zrobił to wobec Mariusza Kamińskiego, byłego szefa CBA.

Pani Monika próbuje usprawiedliwić partnera. Twierdzi, że w ostatnich dniach tzw. cichego okresu zgłaszał się na spotkania z kuratorem, a mimo to sąd poszukiwał mężczyznę listem gończym.

- Naszym błędem było to, że nie mieliśmy od kuratora pisemnej zgody na wyjazd do Francji - przypuszcza pani Monika.

- Przed laty nie było tak restrykcyjnych przepisów. Kurator wyrażał zgodę na wyjazd, nawet ustną. Zaostrzone przepisy weszły w życie w 2013 roku. Skazani składają oświadczenie i zobowiązują się do kontaktu z kuratorem - tłumaczy procedury przedstawicielka sądu.

Jej zdaniem sąd musiał wiele razy kontaktować się z Marcinem K.

- Ten pan, albo ktoś z rodziny, powinien zareagować na korespondencję. Musiało nastąpić zaniedbanie. Po prostu zlekceważono sprawę - komentuje kurator.

Pani Monika w rozmowie z „Porannym” przysięga, że jej partner żadnych zawiadomień z sądu nie dostawał.

- Marcin pracuje legalnie. Poza tym wynajmujemy mieszkanie, od którego płacimy podatek mieszkaniowy. Dostajemy dopłaty do dzieci. To wszystko jest odnotowane w urzędach. Nie ma więc jak się ukrywać - tłumaczy kobieta.

Martwi się jak będzie wyglądało życie jej oraz dzieci po ukaraniu partnera? Będzie naprawdę ciężko. Rodzina zostanie bez środków utrzymania i na dodatek jeszcze z kredytem do spłaty. A synowie? Mocno przeżyją rozłąkę z tatą. Spędzają z nim każdą wolną chwilę. To on uczy ich jeździć na rowerze, pływać Razem majsterkują czy koszą trawę. Dzieci są bardzo zżyte z ojcem. A pan Marcin? Jak on sobie poradzi w Polsce sam? Przecież nie ma tam żadnej rodziny. Tymi myślami zadręcza się codziennie jego partnerka.

Dlatego napisała do naszej redakcji rozpaczliwy list. Chce opowiedzieć o nieszczęściu jakie spotkało jej najbliższych.

- Dlaczego sądy nie chcą nas wysłuchać? Może kryją błąd urzędnika? A może dzięki Waszemu artykułowi odezwie się ktoś, kto ma podobne doświadczenia. I podpowie nam, co można jeszcze zrobić - ma nadzieje pani Monika.

Bo ona sama jest bezsilna.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny