Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jeśli wsiadasz po kieliszku do auta i giniesz, robisz to na własne życzenie. Jeśli zabijasz innych - jesteś mordercą

Dorota Abramowicz
Dorota Abramowicz
Fot. Piotr Krzyżanowski/Polska Press Grupa
Najtrudniej jest, gdy na oczach dziecka giną rodzice. Nie jest ono w stanie zrozumieć tego, co się stało. Dlaczego mama, tata, siostra, brat nie ruszają się, nie wychodzą z samochodu. Przecież jechali przed chwilą razem na wczasy, z wczasów, do babci. To zdumienie, przeradzające się w niepokój, a potem cierpienie, widzą ratownicy, strażacy, policjanci, którzy pojawili się na miejscu wypadku - mówi Szymon Borodziuk, ratownik z trzynastoletnim doświadczeniem.

Często jeździł pan do wypadków drogowych?
Niestety, często.

Zostają w pamięci?
Nie wszystkie. Z setek zdarzeń drogowych pozostają z nami te najcięższe, najbardziej krwawe, powodujące największy dramat. Obawiam się, że gdyby ratownik lub strażak wracał myślami do wszystkich tego typu wspomnień, zwyczajnie by zwariował.

A do których pan wraca?
Szczególnie do wypadków z udziałem dzieci i młodzieży. To tkwi w człowieku przez długie lata. Pamiętam twarze, sytuacje, słowa, które wtedy padały. Analizuję zdarzenia, w których brałem udział. Zastanawiam się, czy wszystko zrobiłem dobrze. Czasem zastanawiam się, jaki był tego finał. Chociaż niekiedy finał jest z góry znany. Zostaliśmy kiedyś wezwani do zderzenia dwóch samochodów. W pojeździe dostawczym za kierownicą siedział młody chłopak, jak się później okazało, był trzeźwy. Drugim samochodem, osobowym, jechało małżeństwo. I nagle ich auto stanęło w poprzek drogi. Chłopak z dostawczaka nie zdążył zahamować. Zostaliśmy wezwani do trzech poszkodowanych osób. Zobaczyliśmy pobojowisko, z którym trzeba się było zmierzyć. Pojawiły się także inne zespoły ratownictwa medycznego i śmigłowiec LPR. Strażacy ze sprzętem hydraulicznym wycinali blachy, by ułatwić nam dostęp do poszkodowanych, sami też czynnie brali udział w działaniach ratowniczych. Mojemu zespołowi przypadł kierowca osobówki. Udało się mu przywrócić krążenie, ale w szpitalu z powodu obrażeń wewnętrznych zmarł. Młody kierowca z busa zginął na miejscu, pasażerka auta osobowego też. To nie jest łatwe, gdy widzisz, że z powodu trwającego ułamki sekund wydarzenia giną trzy osoby. Choć z drugiej strony i ja, i wielu kolegów, staramy się nie brać tych zdarzeń do siebie i nie analizować, nie zastanawiać się, bo naprawdę można by było popaść w depresję. Ilość wyjazdów do zdarzeń drogowych jest tak duża, że ze względu na nasze zdrowie psychiczne nie chcemy tego rozpamiętywać.

Co jako ratownicy widzicie, przyjeżdżając na miejsce wypadku?
Jeśli jesteśmy w pierwszym zespołem na miejscu zdarzenia, widzimy chaos. I wtedy, niezależnie od emocji, spowodowanych widokiem zmarłych i rannych, trzeba być opanowanym. Należy ocenić, co się stało, jaki był mechanizm wypadku, ile osób jest poszkodowanych, w jakim są stanie, czy trzeba wezwać dodatkowe zespoły ratownicze, ewentualnie Lotnicze Pogotowie Ratunkowe. Ten pierwszy ratownik musi także, jeśli jest to zdarzenie masowe, posegregować rannych. Jeżeli jest na miejscu tylko jedna karetka, a więcej osób poszkodowanych, należy zacząć od tego, który najbardziej potrzebuje pomocy.

Trwa głosowanie...

Czy pijani kierowcy powinni mieć zabierane dożywotnio prawo jazdy?

I zostawiacie bez pomocy innych rannych? To brzmi jak selekcja.
Nie selekcja, ale segregacja. W medycynie obowiązują protokoły do segregacji medycznej. System Start i Jump Start sztywno określa, jakie czynności podejmujemy w wypadku zdarzenia masowego czy mnogiego. Zapada decyzja, czy odstępujemy od czynności ratowniczych na miejscu i przechodzimy do kolejnego poszkodowanego, czy też nie.

Ostatnio wraca temat pijanych kierowców, powodujących dramaty na polskich drogach. "Dziennik Bałtycki" wraz z innymi mediami apeluje o bezwzględne stosowanie prawa i zaostrzenie kar dla siadających za kierownicę po alkoholu.
Wraca? Przecież ten problem nigdy nie zniknął! Mimo kolejnych zmian przepisów nadal ludzie po wypiciu alkoholu siadają za kierownicę. Pamiętam zdarzenie sprzed siedmiu lat spod Luzina, gdy kierowca pod wpływem alkoholu, z zabranymi uprawnieniami doprowadził do zderzenia, w którym w którym zginęła młoda kobieta w zaawansowanej ciąży, jej nienarodzone dziecko i mąż. Człowiek ten kilkakrotnie wcześniej był karany za jazdę pod wpływem alkoholu.

Potem gazety donosiły, że choć mężczyzna ów został skazany na 14 lat więzienia, zwolniono go po trzech, ze względu na stan zdrowia. Czy widząc takie dramaty, jak w pod Luzinem czy ostatnio w Stalowej Woli, ratownikowi nie drży ręka przed podłączeniem sprawcy wypadku kroplówki?
Naszym zadaniem nie jest wydawanie wyroków, tylko ratowanie ludzkiego życia. Na osądy nie mamy czasu. Ta osoba może być także poszkodowana i mimo, że była sprawcą wypadku, z przyczyn etycznych nie zrzuca się jej na koniec listy. Trzeba pomóc wszystkim, a to, kto był sprawcą i jaki był powód wypadku, oceni policja, prokuratura i sąd. Zdajemy sobie również sprawę z tego, że z punktu widzenia świadków jest to działanie niesprawiedliwe. Koledzy opowiadali, że czasem słyszeli dobiegające z tłumu głosy "zostawcie go, przecież to on do tego wszystkiego doprowadził". Czasem też pojawia się groźba samosądów, ale nie możemy na coś takiego pozwolić.

Oprócz alkoholu także środki odurzające mogą wpłynąć na reakcję kierowcy. Jesteście w stanie stwierdzić, czy osoba poszkodowana w wypadku jechała po zażyciu narkotyków?
To widać. Po kilku latach pracy w zespołach ratownictwa medycznego jesteśmy w stanie - na podstawie zachowania, mowy, reakcji źrenic na światło - uznać, że była taka możliwość. Policjanci, dysponujący szybkimi narkotestami, mogą to potwierdzić. Dowodem jest również wynik badania krwi przez laboratorium kryminalistyczne.

Stop pijanym kierowcom

Czy dzieci - ofiary wypadków - są traktowane przez ratowników tak samo, jak dorośli?
Poszkodowane dziecko nie jest małym dorosłym. Dorosły, jeśli jest przytomny, powie gdzie go boli i jaki to jest ból. Od dziecka tego nie usłyszymy. Poza obrażeniami fizycznymi mamy do czynienia z urazami psychicznymi. Trauma, związaną z tym, co się przed chwilą stało, czasem skutkuje katatonią. Dziecko zastyga. Dlatego zawsze wręczamy dziecku misia ratownika, który integruje się z dziecięcymi emocjami. Niejednokrotnie zauważyłem, że dziecko cały czas tuli misia, jakby chciało oddać mu swój ból i strach.

A pomoc psychologiczna?
Podczas akcji ratunkowej na miejscu wypadku nie ma takiej możliwości. Każdy z nas stara się jednak na swój sposób chronić dziecko przed tym, co może zobaczyć. Najtrudniej jest, gdy - tak jak podczas niedawnego wypadku na Podkarpaciu - na oczach dziecka giną rodzice. Nie jestem sobie w stanie wyobrazić, z jaką traumą muszą się mierzyć tak okrutnie doświadczone dzieci. l proszę mi wierzyć, że okruch nieszczęścia małego człowieka odkłada się w każdym z nas. Przeżywają to zarówno ci, którzy mają dzieci, jak i ci, którzy ich nie mają. Mamy świadomość, że dziecko zostaje poszkodowane w wypadku z winy dorosłych bądź dorosłego. l nie jest w stanie objąć rozumem tego, co się stało. Dlaczego mama, tata, siostra, brat nie ruszają się, nie wychodzą z samochodu. Przecież jechali przed chwila razem na wczasy, z wczasów, do babci. To zdumienie, przeradzające się w niepokój, a potem cierpienie, widzą ratownicy, strażacy, policjanci, którzy pojawili się na miejscu wypadku. A później medycy pracujący na oddziałach ratunkowych. Nie jest to łatwe.

Co robicie, gdy dziecko pyta, dlaczego mama się nie rusza i co się stało z tatusiem?
Mam taką zasadę, że pytany odpowiadam zawsze prawdę. Sprawdza się to jednak w stosunku do dorosłych. W przypadku dzieci nie mogę powiedzieć wszystkiego. Mówię więc, że zdarzył się wypadek i staram się pomóc dziecku i jego bliskim. Zrzucam obowiązek przekazania informacji, że rodzice nie żyją na osoby, które wiedzą, jak to zrobić w sposób odpowiedni i zrozumiały. Policjanci, ratownicy i strażacy to z reguły faceci gruboskórni, którzy jednak w głębi kryją uczucia. l niekoniecznie potrafiliby w sposób odpowiedni, zrozumiały przekazać siedmiolatkowi informację, że mama nie żyje. W zasadach medycyny ratunkowej zawarte są protokoły, które mówią, że powinien to zrobić jednak psycholog w towarzystwie osób bliskich dziecku, by to zrozumiało i nie pozostało z tą tragiczną wieścią samo.

Jak powinny zachować się osoby, które przed wami znajdą się na miejscu wypadku?
Zasady są proste. Dzwonimy pod numer alarmowy 112. Podajemy lokalizację i opisujemy to, co widzimy. Na przykład - zderzyły się dwa samochody osobowe, jeden się pali, drugi nie. Podajemy, ile osób jest poszkodowanych. Jeśli możemy, mówimy operatorowi, jaki jest ich stan. Czy oddychają? Są przytomne? l nie bójmy się udzielić pierwszej pomocy. Pamiętajmy też o zapewnieniu sobie bezpieczeństwa. Włączmy światła awaryjne, by ktoś na nas nie najechał. Nie możemy zapomnieć, że na autostradzie droga hamowania jest o wiele dłuższa. Zdarzały się przypadki, że osoba, która chciała pomóc, stawała się kolejną ofiarą.

Czy ludzie, niemający nic wspólnego z medycyną, umieją udzielać pierwszej pomocy?
Przed dziesięcioma laty był z tym problem, ale teraz sytuacja znacznie się poprawiła. Organizowane są kursy, szkolenia, coraz więcej osób zna podstawy pierwszej pomocy. l, proszę mi wierzyć, należy w miarę swoich możliwości starać się tego nauczyć z prostej przyczyny. Im więcej z nas będzie wiedziało, jak uratować drugiego człowieka, tym większe prawdopodobieństwo, że gdy sami będziemy potrzebować pomocy, spotkamy na swoje drodze kogoś, kto jej udzieli.

l na koniec - co by pan chciał przekazać tym, którzy zachowują się ryzykownie na drodze? Siadają za kierownicą po kielichu, narkotykach, jeżdżą zbyt szybko, agresywnie?
Wiem, że w Polsce jest problem z dostępnością do torów wyścigowych, na których w miarę bezpiecznie można się wyszaleć. Ale to nie jest wymówka. Tym bardziej kierowanie samochodem po wypiciu alkoholu czy zażyciu narkotyków jest skrajną nieodpowiedzialnością. Jeśli robisz to świadomie i sam zginiesz, stało się to na twoje własne życzenie. Jeśli jednak zabijasz przy okazji niewinnych ludzi, wówczas dokonujesz morderstwa, bo świadomie ryzykujesz życie innych. l mówienie - nie pijcie, nie jedźcie zbyt szybko przypomina walenie grochem ścianę do chwili, póki ktoś nie doprowadzi do tragedii. Jeden kieliszek, jedno piwo spowoduje dramat nie tylko tych, którzy zginą, zostaną ranni i ich rodzin, ale także sprawcy. Będzie musiał z tą myślą żyć do końca.

od 12 lat
Wideo

Stop agresji drogowej. Film policji ze Starogardu Gdańskiego

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny