Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jesień z Bluesem. Magda Piskorczyk wraca do Białegostoku

Jerzy Doroszkiewicz
Magda Piskorczyk w świecie znana jestjako "czarny głos w białym stroju“.
Magda Piskorczyk w świecie znana jestjako "czarny głos w białym stroju“. Irek Graff
Nie uczyłam się nigdzie ani grać, ani śpiewać. Nie uczęszczałam do żadnej szkoły muzycznej. Gram absolutnie ze słuchu - mówi Magda Piskorczyk.

Jak wspominasz swoją pierwszą wizytę w Białymstoku?
Magda Piskorczyk, artystka bluesowa:
Zimowo i biało. W Białymstoku rozpoczynałam swoją drogę muzyczną na profesjonalnej, dużej scenie. To tutaj właśnie wystąpiłam w konkursie podczas Jesieni z Bluesem w 2001 roku. Początkowo dom kultury odrzucił naszą kandydaturę, o czym dowiedziałam się w momencie, kiedy ostatecznie, w ostatniej niemal chwili, bo na dwa, trzy dni przed Jesienią, nas przyjęli. Ja nawet nie wiedziałam, że zespół, z którym wówczas występowałam wysłał demo. I niespodziewanie wygraliśmy. Pamiętam, że wtedy wszystkie festiwale wygrywał zespół Tosters, który zresztą bardzo lubiłam. Szkoda, że się rozpadli. Tak to u nas wówczas działało, bo profesjonalnych, osłuchanych i uznanych jurorów było zaledwie kilku. Kiedy zespół zaczynał zwyciężać na początku roku, tak już ciągnęło się do końca danego Anno Domini. Dlatego to było trochę zaskakujące a nawet zabawne, że wygraliśmy my. Tym bardziej że nigdy nie ciągnęło mnie do konkursów.

I co się działo po wygraniu Jesieni z Bluesem?

- Dokładnie rok później, w 2002 zaczęła się moja prawdziwa droga muzyczna. Mieliśmy zagrać, jako laureaci podczas Jesieni z Bluesem, ale zespół nie dojechał - szczęśliwie dla mnie. Był tylko gitarzysta - Marek Kapłon, a Sławek Wierzcholski namówił swoich kolegów z Nocnej Zmiany Bluesa, żeby uzupełnili skład mojego zespołu na scenie. Solowy debiut miałam zatem znakomity.

To Białystok był takim katalizatorem ważnych zmian w twojej karierze?

- Zdecydowanie tak. Wszędzie, gdzie mnie o to zapytają, mówię że zaczęłam na dużej scenie w Białymstoku. Później już nie brałam udziału w żadnych konkursach. Po prostu - nie miałam na to ochoty. Po zdobyciu tego jednego Grand Prix nie chciałam brać udziału w objeżdżaniu następnych konkursów i zbieraniu kolejnych fantów. Skoro się wygrało jeden konkurs, nie ma sensu jechać na fali i zgarniać nagrody i pieniądze, choć zespół bardzo tego chciał. Ja się z tego wypisałam.

To ty znalazłaś bluesa, czy blues znalazł ciebie?

- Mogę śmiało powiedzieć, że urodziłam się między innymi z bluesem, bo moja rodzina, odkąd sięgam pamięcią, słuchała takiej muzyki.

A kiedy świadomie wybrałaś życie wokalistki i postawiłaś wszystko na jedną kartę?

- Mam wykształcenie informatyczne i przez jakiś czas pracowałam w firmie komputerowej. Ale po jakichś dwóch, trzech latach zrezygnowałam z pracy i zajęłam się wyłącznie muzyką. Gdybym tego nie zrobiła, moja doba musiałaby mieć 48 godzin. Albo i więcej, bo chciałam ze wszystkiego wywiązywać się należycie.

Głos i umiejętność śpiewania to dar od Boga?

- Zdecydowanie tak. Wierzę, że talent pochodzi od Boga. Ale to nie wystarczy. Trzeba dużo ćwiczyć, aby daru nie zmarnować. A ja traktuję głos, jak każdy inny instrument. Jak zaczynasz grać na pianinie, ćwiczysz i rozwijasz swoje umiejętności. Tak samo jest z głosem. Zapewne pamiętasz, jak kiedyś śpiewałam, można się z tego szczerze uśmiać. Charczałam jak stary Murzyn i z perspektywy czasu jest to bardzo zabawne. Ostatnio Ola, gitarzystka w moim zespole, znalazła stare nagranie z jakiegoś festiwalu. Matko jedyna! Leżałyśmy na dywanie na próbie i tarzałyśmy się ze śmiechu. Myślę, że jestem dobrym przykładem na to, że talent to jedno, a praca to drugi nieodłączny element.

Bóg obdarzył cię głosem i talentem, ale czy ktoś uczył cię gry na gitarze?

- Nie, nie uczyłam się nigdy ani grać, ani śpiewać. Nie uczęszczałam do żadnej szkoły muzycznej. Gram absolutnie ze słuchu. Oczywiście znam akordy, ale kiedy komponuję, to nie zastanawiam się, jaki klocek ułożyć jeden po drugim - żeby pasowało. Nie traktuję muzyki matematycznie. Nie ma w tym oczywiście nic złego, ale mnie to nie fascynuje. Biorę do ręki gitarę i wynajduję dźwięki, jakie mi pasują do melodii, które rodzą się w mojej głowie.

Muzykowanie to domena facetów?

- Może kiedyś tak było, teraz słyszę, że brakuje wokalistów, facetów muzyków, bo kobiety ponoć zdominowały sceny. Ja osobiście nie miałam przypadków, żeby ktoś był totalnie niemiły, albo traktował mnie jak lalę, która nie wie o co chodzi. Może dlatego, że dużo wiem o sprzęcie i wiem jak chcę brzmieć i jak to brzmienie uzyskać. Ale nadal słyszę, że jest tak, że jeśli facet czegoś chce - to OK. A jeśli tego samego chce kobieta, zaraz mówią, że jest humorzasta. Ale ja się tym kompletnie nie przejmuję i nie myślę o tym. Tym bardziej, że mnie to nie dotyczy. A jeśli ktoś jest niekompetentny to może to być zarówno kobieta, jak i mężczyzna.

A typowo seksistowskie zachowania, nie patrzą na ciebie jak na zdobycz?

- Jeżeli jakiś seksista się trafi, to jest jego problem, nie mój, jeśli nie potrafi sobie poradzić z moją osobą. Kompletnie o tym nie myślę. Pamiętam, że tylko raz, przed laty na Jesieni z Bluesem w 2002 roku - znany zresztą muzyk, klepnął mnie w tyłek. Ja od razu klepnęłam go w twarz. I do tej pory bardzo się lubimy.

Na debiutanckiej płycie zagrał znany polski skrzypek jazzowy - Michał Urbaniak.

- Oj, nie chciałabym teraz "jechać" na nazwisku Urbaniak. Ponoć Michał ponownie wrócił medialnie do łask. A z Michałem wyszło zupełnie naturalnie. Wspólnie z moim dobrym znajomym Tomkiem Bielskim, który pomagał mi w sprawach menadżerskich, odwiedziliśmy Michała w domu. Tomek znał go od lat. Akurat wracałam z próby, miałam ze sobą gitarę. Michał powiedział, żebym coś zagrała i zaśpiewała. Potem dołączył ze swoimi pięknymi skrzypcami. Bez problemu przyjął zaproszenie na płytę. Taki widocznie miał kaprys, w jak najlepszym tego słowa znaczeniu.

Chcesz żeby ludzie znali cię tylko od strony muzyki? Celowo bronisz swojej prywatności?

- Na pewno nie jestem fejsbukową ekshibicjonistką. Choć lubię podzielić się moimi doświadczeniami z muzycznych podróży. Ostatnio zresztą miałeś okazję obejrzeć moją foto relację z Tajwanu. I nie sądzę, że trzeba ludziom opowiedzieć o tym, co dzisiaj kupiłam w warzywniaku czy gdzie indziej, żeby być bliżej nich. Ja utrzymuję kontakt z ludźmi przez moją muzykę albo rozmawiając z nimi po koncertach lub też prywatnie korespondując.

A wyszłaś za mąż?

- Nie. Choć jest w moim życiu osoba dla mnie bardzo ważna.

Wybór samotności to powinność prawdziwego artysty?

- Nie jestem samotna, ale nie chcę wychodzić za mąż. Kompletnie mnie to nie kręci. Nigdy nie marzyłam o białej długiej sukni z welonem.

A w świecie reklamują cię jako wokalistkę o czarnym głosie w białym stroju!

- No tak - na scenie lubię biel.

Spodziewałaś się, że muzykowanie pozwoli ci pojechać na krańce świata?

- Od samego początku wierzyłam, że będę podróżować z moją muzyką. Może dlatego odwiedziłam tak wiele miejsc, festiwali w świecie.

Ostatnio byłaś na Tajwanie. Tam słuchają bluesa?

- Słuchają i bluesa, i jazzu i są bardzo skupieni na muzyce. Zdziwili się na początku, że przyjechała dziewczyna z takimi włosami i głosem i namawia ich do klaskania i wspólnego tworzenia muzyki. Na początku byli bardzo nieśmiali.

Nie chcieli klaskać, pstrykać palcami, śpiewać?

- Byli zdumieni, że coś takiego można robić w czasie koncertu. Ale jak już zaczęli, to mimo że na festiwalu występowałam jako ostatnia i powinniśmy nie hałasować - bo sąsiedzi, bo policja, bo jeszcze coś innego - to skończyło się taki transem, że nawet policji się podobało. A szef policji zaprosił nas na rodzinny obiad i objazd po Tajpej. Muzyka zdecydowanie łagodzi obyczaje i ja w to wierzę. A ludzie na Tajwanie są niezwykle przyjaźni, mili, zadowoleni z życia.

Skąd twoje zamiłowanie do afrykańskich rytmów?

- Zawsze było mi po drodze z Afryką, pięknymi zaśpiewami stamtąd i cudownym ciepłym rytmem. Odkąd pamiętam, mocno mnie ta muzyka fascynowała i poruszała.

W Białymstoku przedstawisz program przygotowany w stulecie urodzin Mahalii Jackson. Trzeba było odwagi, by nagrać te pieśni?

- Dla mnie to była zupełnie naturalna decyzja. Chciałam je nagrać od kilku lat i akurat czułam się gotowa i dojrzała do moich interpretacji. To moja modlitwa. Kompletnie nie zastanawiałam się, czy ktoś będzie mnie porównywał do Mahalii czy nie, bo to jego sprawa, nie moja. Każdy ma prawo do własnej oceny i do porównań. A ja z kolei nigdy nie chciałam się upodobnić do kogoś, kim nie jestem. Jestem zadowolona z tego kim, z kim i gdzie jestem.

Kogo przywieziesz ze sobą do Białegostoku na koncert poświęcony Mahalii?

Sporą grupę wspaniałych muzyków. Chórek, który brał udział w nagraniu płyty, będzie oczywiście Ola Siemieniuk na gitarze, Adam Rozenman na perkusjonaliach, Wojtek Zalewski na kontrabasie, Stasiu Witta na klawiszach oraz Błażej Gawliński na perkusji.

Będziesz starała się wciągać ludzi do zabawy jak na Tajpej?

- Na pewno tak jak wszędzie, gdzie widzę, że ludzie tego chcą. Część się wsłuchuje, co jest cudowne i piękne, a u innych oczy się śmieją i widać, że chcą się poruszać na koncercie, ale się krępują. O ile pamiętam, w Białymstoku na pewno nie będzie tego problemu bo tutaj publiczność jest bardzo otwarta na muzykę.

I poczujemy, co sama masz w duszy?

- No pewnie. Na koncertach wyśpiewuję całą siebie, nie mam żadnych blokad.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny