Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jerzy Tomzik: Jazzu uczyliśmy się z Radia Luksemburg i BBC

Alicja Zielińska
Alicja Zielińska
Karnawał 1959 r. Bal gałganiarza. Ambia u szczytu sławy. Gramy w kwintecie: ja Jerzy Tomzik, Mirek Zdanowicz, “Gieniu” Danilewski, Jurek Głowacz, Andrzej Nowiński
Karnawał 1959 r. Bal gałganiarza. Ambia u szczytu sławy. Gramy w kwintecie: ja Jerzy Tomzik, Mirek Zdanowicz, “Gieniu” Danilewski, Jurek Głowacz, Andrzej Nowiński Archiwum
Ambia, założona przez studentów Akademii Medycznej,jako pierwszy zespół grał jazz w Białymstoku, nieuznawany po wojnie przez władze. Jednym z jej liderów był Jerzy Tomzik, muzyk, twórca Białostockiego Studia Piosenki i Podlaskich Warszatów Muzycznych, pod koniec lat 50. student AMB.

To jego życie, pasja, ale też historia artystyczna naszego miasta. Jerzy Tomzik ma kilka albumów wypełnionych zdjęciami muzyków, którzy występowali w Białymstoku w minionych latach. - Wszystko zaczęło się jeszcze na studiach w Akademii Medycznej - wspomina. - Przyjechałem do Białegostoku, by zostać lekarzem. Białystok dźwignął się z ruin wojennych, ale był jeszcze bardzo okrojony. Kończył się już przy hotelu Turkus, dalej rozciągały się pola. Nie było jeszcze alei Piłsudskiego (kiedy powstała, to przez wiele lat nazywała się Aleją 1 maja).

- Pochodzę z Częstochowy. Miałem kontynuować tradycje rodzinne, ojciec był dentystą. Ambicją rodziców było, by syn skończył medycynę, ale też rozwijał się muzycznie - uśmiecha się Jerzy Tomzik. - Moja mama była utalentowana muzycznie, grała na fortepianie i pięknie śpiewała. Uwielbiała Kiepurę, mam jeszcze nuty z jej podpisem z panieńskich czasów. Rodzice chcieli, żebym uczył się gry na pianinie. Ponieważ w latach 50. kształcenie muzyczne było w powijakach, to przychodził do nas do domu nauczyciel, który uczył mnie. Ale po jakimś czasie rodzice zdecydowali, żebym przeszedł na lekcje prywatne do pani Stefanii Borkowskiej, to była wielka nauczycielka w Częstochowie, chodził do niej Andrzej Jasiński, nauczyciel Zimermana. Trafiłem w dobre ręce i tam się zaczęło granie Chopina, Bethovena.

Na studiach ta moja pasja muzyczna musiała się więc odezwać. W Zakładzie Chemii Ogólnej, gdzie należałem do kółka chemicznego, u profesora Popowicza stał fortepian i tam grałem klasykę. Sonatę patetyczną, Księżycową Bethovena, profesor to lubił. Następnie doszło zainteresowanie jazzem, Ellą Fitzgerald. A że w tamtych czasach w Polsce ta muzyka była zakazana, więc my wyszukiwaliśmy na krótkich falach Radia Luksemburg, BBC i słuchaliśmy jej zachłannie. Trafiłem do grona kolegów, którzy byli zafascynowani muzyką Gershwina, przyjechał wtedy do Polski amerykański zespół czarnoskórych muzyków, ukazały się zeszyty Kurylewicza, Trzaskowskiego, zaczęliśmy grać ich utwory w studenckim zespole Ambia.

Ambia była pierwszym zespołem jazzowy na Białostocczyźnie. Najpierw prowadził ją Jerzy Kurpios, późniejszy pediatra, po nim przejął Witek Koczyński, a następnie ja - opowiada Jerzy Tomzik. - A grali Mirek Zdanowicz na saksofonie, na gitarze Andrzej Nowiński, potem znany urolog, na drugiej gitarze Tadeusz Jóźwik (po studiach pracował w Zakładzie Medycyny Sądowej), na kontrabasie Jerzy Głowacz, który przez wiele lat był radiologiem w Zambrowie, na perkusji Jurek Danilewski.

Ambia była znana w całym mieście, grała na zabawach sylwestrowych i na różnych imprezach. Słynne Bale Medyka, kostiumowe odbywały się w pałacu Branickich, a organizował je między innymi prof. Jan Stasiewicz, wtedy aktywny student medycyny.

Uczelnia przyznała nam pokój w akademiku, gdzie ćwiczyliśmy. Ten akademik w parku cieszył się dużym powodzeniem, bo znajdowała się tam stołówka. Stołowali się prawie wszyscy, także asystenci i profesorowie. Mieliśmy też swoje radio Supeł. To była jedna z najlepszych studenckich rozgłośni radiowych w Polsce. Robiliśmy audycje, puszczaliśmy na akademik muzykę jazzową, a podczas wypadków węgierskich w 1956 roku leciało nawet Radio Wolna Europa. Aż dziw, że nie zwinęli nas ubecy śmieje się Jerzy Tomzik. - Może dlatego, że nastała odwilż polityczna. Do władzy doszedł Gomułka, zaprzestano represji, ludzie mieli nadzieję na zmiany. W czasie wydarzeń październikowych przed pałacem Branickich odbyła się wielka manifestacja. Brali w niej udział także studenci. Pochód ruszył pod farę, a potem rozlał się na całą Lipową i poszedł aż do kościoła św. Rocha. Krzyczano: “Grodno, Wilno do Polski”, “Rokossowski do domu”. Studenci zorganizowali kwestę na Węgry, oddawali krew. Wtedy powstał taki dowcip: Po co de Gaulle przyjechał do Polski? Żeby francuskim kluczem odkręcać rosyjską śrubę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny