Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jerzy Rybnik: Żołnierze Wyklęci jak samuraje

Wojciech Wojtkielewicz
Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Obchody w Białymstoku.
Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Obchody w Białymstoku. Wojciech Wojtkielewicz
Tak jak są rodziny katyńskie, tak powinny być rodziny żołnierzy wyklętych. Domagamy się sprawiedliwości. Nie potrzebne są nam ordery. Chcemy jedynie zachowania pamięci o ludziach, którzy poświęcili swe życia dla ojczyzny. Satysfakcja, że barbarzyństwo nie uchodzi na sucho jest bezcenna.

Z Jerzym Rybnikiem z Komitetu Założycielskiego Rodziny Żołnierzy Wyklętych rozmawia Tomasz Mikulicz

W piątek w całym kraju obchodzony był Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Pan tymczasem jest synem śp. Aleksandra Rybnika. To jeden z partyzantów. Proszę o nim opowiedzieć.
Jerzy Rybnik, Komitet Założycielski Rodzin Żołnierzy Wyklętych:
- Ojciec miał dwa pseudonimy: "Jerzy" oraz "Dziki". W kampanii wrześniowej walczył w Armii Kraków. Później służył u gen. Franciszka Kleeberga. Kiedy armia tego ostatniego poszła w rozsypkę, ojciec trafił na Wileńszczyznę. Został cudem ocalony od wywózki na Sybir. W wagon, którym go wieziono uderzyła niemiecka bomba - zaczynała się akurat hitlerowska inwazja na Związek Radziecki. Ojcu udało się uciec. Na Białostocczyznę wrócił, kiedy tereny te zajęły już wojska sowieckie. Działał w Puszczy Knyszyńskiej. W lasach walczył do 1946 roku - aż do momentu, gdy pod Fastami dostał się do niewoli. Miał broń, ale był tak zaskoczony, że nawet jej nie użył. Okazało się, że został aresztowany, bo ktoś na niego doniósł do Urzędu Bezpieczeństwa. Schwytano go w Wielki Piątek. 11 września wykonano na nim wyrok śmierci. Ja urodziłem się 13 czerwca 1946 roku, kiedy trwał proces ojca.

Czy Pana rodzina miała nieprzyjemności w związku z tym, kim był ojciec?

- Miałem 10 lat, kiedy nauczyciel w szkole zapytał: "Czy to prawda Jureczku, że twój tata był bandytą? Tak napisali w gazecie". Wuj dostał dziesięć lat więzienia za ojca. Odsiedział pięć. Na ogół jednak ludzie odnosili się do nas z życzliwością. Matka była nauczycielką w domach dziecka i szkołach.
Gdzie teraz spoczywa śp. ojciec?

- Na cmentarzu wojskowym przy ul. 11 Listopada. Jakieś siedem lat temu, razem z Tadeuszem Waśniewskim, odnaleźliśmy miejsce, gdzie go zakopano po egzekucji. Było to w lesie obok Olmont. Miejsce wskazała nam osoba, która była wtedy prokuratorem. Zrobiła to w zamian za to, że nie zdradzimy jej nazwiska. Zaczęliśmy kopać. Ojciec leżał w jednym z dawnych dołów po ziemniakach i stanowiskach obronnych z czasów wojny. Komuniści wykorzystywali te miejsca do egzekucji. Mój ojciec zginął prawdopodobnie na schodach białostockiego więzienia. Źródła opisują, że właśnie w taki sposób zabijano skazanych. Kiedy ci schodzili w dół do lochów, z tyłu głowy padał strzał.

Nigdy nie widział Pan ojca. O tym jakim był człowiekiem dowiedział się Pan pewnie z opowieści matki.

- To prawda. Ojciec napisał jednak do mnie kilka listów. Prosił, abym nigdy nie zajmował się polityką i znalazł sobie przyzwoity zawód. Według niego polityka nie prowadzi do niczego dobrego, jeśli jest się patriotą. Nie posłuchałem jego rady. Wstąpiłem do "Solidarności". W pewnym sensie kontynuuję więc dzieło ojca w walce o niepodległość Polski.

Dziś jest Pan jednym z założycieli nowego białostockiego stowarzyszenia. Na początku lutego powstał Komitet Założycielski Rodziny Żołnierzy Wyklętych. Na razie liczy 10 członków.

- Trzeba było to zrobić już dawno temu. Zabrakło nam jednak odwagi. Tak jak są rodziny katyńskie, tak powinny byś rodziny żołnierzy wyklętych. Domagamy się sprawiedliwości. Nie potrzebne są nam ordery. Chcemy jedynie zachowania pamięci o ludziach, którzy poświęcili swe życia dla ojczyzny. Satysfakcja, że barbarzyństwo nie uchodzi na sucho jest bezcenna.

Zawsze kiedy powstaje tego typu komitet pojawiają się komentarze typu: Pewnie zrzeszają się po to, by wyrwać odszkodowania od państwa.

- Zapewniam, że nie będziemy występować o żadne odszkodowania. Sam nigdy tego nie robiłem i nie będę robił.

Co do żołnierzy wyklętych wielu ma jednak mieszane uczucia. Są znane relacje, że partyzanci chodzili po wioskach i wymuszali od ludzi jedzenie. A wieśniacy sami często nie mieli czego do garnka włożyć.

- Ojciec nigdy nie wspominał o czyś takim. Partyzanci mieli swoje wsie i znajomych ludzi, którzy dobrowolnie dawali im żywność. Nie ukrywam, że zdarzały się przypadki, że trzeba było coś zabrać, by przeżyć. Cel jednak był szczytny. Chodziło o walkę o wolną ojczyznę. A przecież musimy pamiętać, że największych grabieży dopuszczało się wojsko ludowe.

W naszym regionie działał Romuald Rajs "Bury", który zabijał ponoć bezbronnych ludzi tylko za to, że byli wyznania prawosławnego. Dziś wielu właśnie w tym kontekście postrzega wszystkich żołnierzy wyklętych.

- Nie będę się wypowiadał na ten temat, bo nie wiem jak było naprawdę. Niech ci, którzy to wszystko widzieli staną przed kamerą i powiedzą, że "Bury" i jego ludzie to byli bandyci. Ja pamiętam za to taką sytuację. Jest rok 1992. Na Rynku Kościuszki odbywa się spora uroczystość. Mam wygłosić krótką mowę, bo właśnie w ścianie kina Ton - gdzie odbywały się procesy pokazowe - wmurowano tablicę poświęconą mojemu ojcu. Idziemy z żoną, a przed nami kroczy dwóch czerstwych staruszków. I jeden do drugiego mówi: ten Rybicki to chyba podstawiony, bo myśmy go chyba dawno ubili.

Żołnierzy wyklętych nie kojarzy się jednak z wielokulturowością. Jaki Pański ojciec miał stosunek do mniejszości narodowej?

- Tego nie wiem. Ojciec nie mówił matce zbyt wiele, aby za bardzo nie angażować jej w te sprawy. Co do Prawosławnych to faktem jest jednak, że po powstaniu styczniowym, kiedy na Sybir wywieziono tysiące Polaków spacyfikowano te ziemie w ten sposób, że zafundowano tu wiarę prawosławną. Nie odnoszę się źle do żadnej religii, dopóki ta nie nadepnie mi na odcisk. Dzielę ludzi na dobrych i złych oraz mądrych i głupich, a nie na katolików i prawosławnych.

W czasach II wojny światowej i zaraz po jej zakończeniu mówiło się, że - jakkolwiek by to nie brzmiało - Katolicy chcą zemścić się na prawosławnych za wojnę polsko-bolszewicką.

- Mój ojciec nigdy nie mówił o żadnej zemście. Jako dowódca postrzegał ludzi jako donosicieli i sprzymierzeńców.

Z dzisiejszej perspektywy, ktoś może jednak spytać jaki sens był w walce toczonej przez żołnierzy wyklętych. Musieli przecież zdawać sobie sprawę, że jest ich garstka i nie mają szans z nową władzą.

- Mój ojciec o tym wiedział. Wiązała go jednak przysięga. Dziś tego nie rozumiemy, że jeśli ktoś przysięgał walczyć za ojczyznę, walczył do końca. Żołnierze wyklęci byli jak samuraje.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny