Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jarosław Kazberuk: Rajd Dakar rządzi się swoimi prawami

Sylwia Kowalczyk
Białostoczanin Jarosław Kazberuk (drugi z prawej) i Robert Szustkowski na mecie Rajdu Dakar
Białostoczanin Jarosław Kazberuk (drugi z prawej) i Robert Szustkowski na mecie Rajdu Dakar
Każdy Dakar to nowe wyzwanie. Będę je podejmował zawsze, kiedy tylko na to zdrowie pozwoli - mówi Jarosław Kazberuk, białostoczanin. On i Robert Szustkowski jako jedyna polska załoga samochodu osobowego ukończył rywalizację w tegorocznym Rajdzie Dakar.

Kurier Poranny: Co czuje człowiek, któremu czwarty raz udało się dojechać do mety Rajdu Dakar?

Jarosław Kazberuk: Ogromną satysfakcję i ciągle pokorę. Mój przyjaciel z Rajdu Camel i obecny pilot w polskich rajdach Wojtek Palczewski, jadący tegoroczny Dakar w Assistance, trafnie porównał nasze zmagania do codziennej wojny i mówił: - Biorąc udział w rajdzie pierwsze skojarzenia miałem z czasami wojny, kiedy załogi samolotów bojowych startowały rano do walki, po południu czy wieczorem serwis i mechanicy wypatrywali na horyzoncie z niepokojem, czy ich załoga wróci, czy nie. Tutaj jest tak samo. Codzienne wyczekiwanie - dojadą czy nie? Nerwy potęgował widok zjeżdżających do miejsc serwisowych innych zawodników, bardziej lub mniej uszkodzonych. Po ich stratach mogliśmy ocenić, jak ciężki był dany OS.

Który z Twoich Dakarów był najtrudniejszy?

- Nie ma łatwych Dakarów. Każdy z tych, które przejechałem, miał swoje dramatyczne chwile. Czasem tylko zapominam, jak one mocno dają mi w kość. Gdybym miał jednak je postopniować, wygrałbym ten pierwszy z roku 2002. Wtedy jechałem z Martyną Wojciechowską. Skalę trudności trasy zawsze określa procentowy wskaźnik uczestników na mecie. Jeśli nie przekracza trzydziestu, jest bardzo źle. W 2002 roku dojechało 25 procent stawki. Ponadto brakowało mi wtedy wszystkiego: dobrego auta, serwisu, doświadczenia w Dakarze. Wróciłem o 10 kilogramów lżejszy, a projekt zakończył się sukcesem. Wtedy oświadczyłem - nigdy więcej. Czas pokazał, że akurat w przypadku tego maratonu pustynnego takich deklaracji nie warto składać.

Na którym miejscu w skali trudności plasuje się ten ostatni?

- Dakar w Argentynie i Chile nie odbiegał od tych afrykańskich. Zaryzykuję stwierdzenie, że w wielu miejscach trasy były nawet bardziej wymagające technicznie. Temperatury i kurz na Atacamie były koszmarne, a wydmy w niektórych przypadkach swoją potęga i wysokością przewyższały te z Sahary.

Przejechałeś za kierownicą 11 z 15 odcinków. Takie były ustalenia między Tobą a Robertem Szustkowskim?

- Tak. Wystartowaliśmy, zakładając, że najtrudniejsze etapy, podobnie jak w poprzednich rajdach, przejadę ja, korzystając z wieloletniego doświadczenia. Jechaliśmy dobrym, równym tempem. Robert sprawnie nawigował. Na kilku odcinkach udało nam się wbić w okolice dwudziestki. To bardzo dobry wynik jak na ten samochód. Dowodem na to były wizyty komisarzy technicznych, którzy po każdym takim wyczynie sprawdzali nam auto pod kątem niedozwolonych przeróbek.

Który odcinek tegorocznego Dakaru był najbardziej męczący?

- Wszystkie były koszmarne. Liczyły sobie między 600-800 km ścigania po bardzo trudnym terenie, a na drodze stawał nam zawsze erg - czyli pasmo bardzo wysokich i trudnych wydm. Tam też zazwyczaj pojawiały się kłopoty techniczne. Na szczęście w tym roku niewielkie.

Był taki moment, że powiedziałeś sobie: mam dosyć, nie dojadę?

- Ja już takich momentów na Dakarze raczej nie mam. Za każdym razem startuje do tego najtrudniejszego rajdu na świecie na tyle umotywowany i przygotowany, że na kryzys mentalny nie ma miejsca. Podobnie jak w latach 2002 i 2007 w tym roku też miałem w rajdówce debiutanta. To dla nich musiałem być chodzącym autorytetem, doświadczeniem i podporą. Oczywiście, po kilku dniach zmagań zmęczenie fizyczne na tyle daje o sobie znać, że trzeba się zmuszać każdego ranka do zasiadania w kubełkach naszego pajero. Na szczęście po wjeździe na start wszystko automatycznie mija. Pozostajemy tylko my i ten jeden odcinek.

Jaka atmosfera panuje między uczestnikami Dakaru? Jest tam miejsce na koleżeństwo? Czy jesteście wyłącznie rywalami?

- W odróżnieniu do innych rajdów, Dakar rządzi się swoimi prawami. Ma też wyjątkową, niepowtarzalną atmosferę. Trudy pokonania każdego odcinka, łączna długość trasy, awarie i warunki, jakie tam spotykamy, powodują, że rywalizacja sportowa schodzi często na dalszy plan, dając miejsce walce o przetrwanie. Ta z kolei czasem wymaga pomocy i poświęcenia. Podczas takich sytuacji zawiązują się przyjaźnie na lata. Mam takich kilka, na całym świecie.

Czy jeśli w przyszłym roku nadarzy się okazja, wystartujesz po raz kolejny?

- Każdy Dakar to nowe wyzwanie. Będę je podejmował zawsze, kiedy tylko na to zdrowie pozwoli. Ten rajd to szczepionka na całe życie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny