Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Janusz Rewiński: Kiedy nie rozśmieszam, hoduję króliki

Katarzyna Kownacka, nto
Na wsi pędzenie kojarzy się zupełnie z czymś innym. Niedaleko mnie jest takie Centrum wyPędzeń...  - mówi Janusz Rewiński
Na wsi pędzenie kojarzy się zupełnie z czymś innym. Niedaleko mnie jest takie Centrum wyPędzeń... - mówi Janusz Rewiński Fot. nwmedia
Powiedziałem, że im mniej kultury, tym większy minister - opowiada Janusz Rewiński o spotkaniu na którym był również minister kultury. I się spóźnił.

Katarzyna Kownacka: Co się z Panem dzieje? Nie widać Pana ostatnio.

Janusz Rewiński, satyryk, słynny Misiek z kabaretu Olgi Lipińskiej i odtwórca roli Siary w filmie "Kiler": Bo ja, proszę pani, jestem nieodłączną częścią naszej rzeczywistości. Pan prezes TVP Piotr Farfał nie odnowił ze mną umowy na dalszy ciąg programu "Szkoda gadać". Kiedy odszedł z telewizji, pojawił się nowy prezes. Potem były protesty pana ministra Grada, który chciał wiedzieć, czy ten prezes jest naturalny, czy nienaturalny. W końcu rejestr sądowy wpisał nowy zarząd. A ja nadal czekam na propozycję. Na razie nikt nie dzwoni.

A chętnie by Pan wrócił.

- Ależ ja bym najchętniej stamtąd w ogóle nie odchodził! Polska telewizja publiczna to dla mnie naturalne środowisko. Satyryk to w końcu zawód publiczny i w miejscach publicznych powinien być uprawiany.

Czym się Pan zajmuje w tak zwanym międzyczasie?

- Jestem pełnowymiarowym rolnikiem. Siedzę na roli i jej doglądam.

Dużo ma Pan tej roli?

- Tyle, ile potrzeba. A w Polsce, by być rolnikiem, trzeba mieć wyższe wykształcenie i hektar ziemi. Ja mam jej nawet więcej.

Dużo więcej?

- A pani jest z gazety czy ze skarbówki? Nie mam na pewno 100 tysięcy hektarów, jak pan Piskorski. Mam ich dwanaście, wszystkie kupione od rolników. Co prawda Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa twierdzi, że mam mniej, ale to długa historia, na kolejną rozmowę, tym razem o rolnictwie. Bo życie rolnika w tym kraju bywa jak ten tygrys z rosyjskiego dowcipu - śmieszne i straszne.

Podobno swego czasu hodował Pan króliki.

- No tak, wspomniałem o tym w jednym czy dwóch wywiadach i tak się utarło, że hodowlą królików zajmuję się zawsze wtedy, kiedy przestaję się zajmować satyrą czy aktorstwem. Jak tylko kończy mi się albo nie odnawia jakiś kontrakt z telewizją, to gwałtownie zaczynam hodować króliki.

Te Pana też są pędzące?

- Na wsi pędzenie kojarzy się zupełnie z czymś innym. Niedaleko mnie jest takie Centrum wyPędzeń... A co do królików - moje są nadzwyczaj spokojne, ale dostarczają bardzo dużo zajęcia. A teraz oprócz nich mam też cztery konie, dwie kozy i owcę.

No i w związku z tym jest Pan w grupie tych szczęśliwców, którzy płacą KRUS.

- Tak, płacę. I bardzo go sobie chwalę. Tym bardziej że z płaconego przez artystów za komuny tak zwanego emerytalnego zabezpieczenia twórców po 1989 roku nie zostało nic. Zresztą kiedy jeszcze byłem młodym człowiekiem, to trochę pracowałem na etacie w teatrze, trochę w estradzie poznańskiej, a potem długie lata jedynie na umowę o dzieło czy umowy zlecenia. O emeryturze nie myślałem. Ale jak mi się kilka lat temu zdarzyła pierwsza dłuższa, bo bodaj trzyletnia przerwa w pracy, po rozstaniu z "Ale plamą" w TVN-ie, to pomyślałem: O kurczę! Mam prawie 50 lat, żadnych emerytalnych zabezpieczeń, a przecież być może zaraz przyjdzie mi iść na tę emeryturę. Zebrałem więc kilka kawałków ziemi i zostałem pełnoprawnym rolnikiem, który płaci KRUS.

Aż trudno uwierzyć. Przecież za czasów, gdy był Pan posłem z ramienia Polskiej Partii Przyjaciół Piwa, to był Pan zagorzałym liberałem.

- Słowo zagorzały w kontekście piwosza nie jest chyba najszczęśliwsze. A podczas swojej politycznej działalności byłem namiętnym piwoszem. I taką ideologię głosiłem. Dostałem za to nawet od kolegów z kabaretu Elita odznakę: VIP dla jaj. Bo też i dla jaj wdałem się w tę polityczną hecę.

Ale w pewnym momencie w wywiadach mówił Pan, że jak najbardziej poważnie stara się pełnić rolę posła.

- Skoro wlazłem między wrony, to próbowałem zrozumieć, co się tam dzieje. Uważnie słuchałem, obserwowałem, podpatrywałem. No i teraz to ja już tak ogólnie wiem, co to jest Sejm i o co tam chodzi.

To jest Pan w mniejszości. Czyli o co tam chodzi?

- No jak to?! To proszę posłuchać tych wszystkich komisji, ich śledczych i śledzonych. Piękna jest ta nasza wesoła demokracja, tylko może przyszedł już czas, że trzeba by się otrząsnąć i przejrzeć na oczy. Więc może dobrze by było ustawić taką kamerę prawdy i przejechać nią po twarzach tych wszystkich: pana premiera, posła Nitrasa, byłego wicepremiera Grzegorza Schetyny, pana Neumanna i tak dalej. Po oczach i twarzach łatwo poznać, do czego oni zmierzają i o co walczą.

A o co?

- Wychodzi to teraz jak szydło z worka. Po dwóch latach rządów, podczas kolejnych przesłuchań hazardowej komisji śledczej, okazuje się, że wcale nie chodzi o miłość. Chodzi o to, by wejść do piwnicy i ukraść konfiturę.

Czyli żeby się nachapać. Ale chyba nie pierwszy raz to tak wychodzi. Po konfitury sięgała każda kolejna ekipa, która się dorwała do władzy.

- Ależ oczywiście. A jak ktoś ma wątpliwości, to niech sobie odgrzebie stare gazety i zrobi taki rząd portretów z kolejnych ekip: Unii Wolności, SLD. Każda kolejna ekipa to był trochę inny typ ludzi, ale wszystkim chodziło o tę konfiturę.

Po co Panu w ogóle to było, ten Sejm? Moja mama, która bardzo Pana lubiła w roli Miśka w kabarecie Olgi Lipińskiej, kiedyś właśnie stwierdziła: no i po co mu to było!

- To proszę mamie powiedzieć, że choć było to dla jaj, to nie żałuję, że się zdarzyło. To było fantastyczne doświadczenie, także dla kraju. Udowodniło przy okazji, co się może zdarzyć przy takiej ordynacji. Tylko nikt z tego nie wyciągnął wniosków i niedługo po mnie zdarzył się żart dużo mniej śmieszny, a bardziej dramatyczny. W sejmie zasiadła Samoobrona. Ja się natomiast cieszę, że nigdy więcej mnie nie korciło, żeby tam wrócić. Zostawmy politykę. Mam newsa.

Jakiego?

- Otóż proszę sobie wyobrazić, że napisał do mnie jakiś sekretarz stanu, że mnie pan minister odznaczył srebrnym medalem zasługi Gloria Artis za wkład w polską kulturę.

No to gratulujemy!

- Ale ja się tego strasznie przeraziłem. Bo po pierwsze, to takie medale dostają ci, co się ich wysyła na emeryturę, a ja przecież liczę, że w końcu ten telefon zadzwoni. A po drugie, to w tym zawiadomieniu jest napisane, że wręczenie medalu jest 27 stycznia w budynku ministerstwa, w pokoju 106... A wie pani, jak to teraz bywa z zaglądaniem do jakichś pokoi.

I nie odbierze Pan tego medalu?

- Nie zamierzam. No chyba że pan minister od skarbu państwa, kolega pana ministra od odznaczenia, odbierze sobie z moich hektarów trzy słupy energetyczne, które tu kiedyś postawiono. Mnie one zawadzają i od ośmiu lat doprosić się nie mogę, żeby sobie je wzięli. Więc możemy zrobić wymianę: słupy za srebrną blachę. Tylko ten pokój 106. I ten pędzący królik.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny