Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Janusz Panasewicz: Kto wygra z Polską, zwycięży w Euro

Tomasz Malinowski
Janusz Panasewicz
Janusz Panasewicz Rafał Masłow
Granie z gospodarzem paraliżuje. Może decydować jeden gol. Jestem przekonany, że nasi piłkarze wstydu nie przyniosą. To jest fajna drużyna. Wszyscy w niej mają ochotę na sukces.

Co rockmana kręci prócz muzyki i śpiewu?
Janusz Panasewicz:
- O, wiele rzeczy, ale z tych ważnych najważniejsza jest piłka. I to od zawsze. Sport w ogóle, a piłka w szczególności, zajmowały większość mojego czasu. I tak już zostało.

Na Mazurach, w Olecku skąd Pan pochodzi, grywało się w piłkę? Myślałem, że królowało wyłącznie żeglarstwo.

- I tu się pan myli! Kopało się nie tylko futbolówkę. Tam dochodził biegun zimna, więc nie brakowało także naturalnych lodowisk. Byłem więc hokeistą i to nawet na niezłym poziomie. Działacze pierwszoligowego klubu z Torunia chcieli mnie do siebie sprowadzić i rozmawiali z moimi rodzicami. Ale nie zdecydowałem się. A w piłkę grałem w Czarnych Olecko, teraz są w trzeciej lidze, ale wtedy to była klasa okręgowa.

Włącz się do naszej akcji "Czytam, więc ...". Do wygrania nagrody!

Sądząc po posturze, musiał być z pana niezły kozak! Przez obronę pewnie nikt się nie przebił?

- Ale ja grałem z przodu, za skrzydłowymi; byłem - jakby dziś powiedziano - podwieszonym napastnikiem. W juniorach super się zapowiadałem i wiele nie brakowało, abym na poważnie zajął się piłką. Ale życie jakoś tak się ułożyło, że wybrałem coś innego.

Już trzydziesty rok jest Pan rockmanem, twarzą zespołu Lady Pank i jego najważniejszym tekściarzem. Ale o futbolu potrafi Pan mówić i pisać, nie przymierzając, jak rasowy publicysta?

- Najważniejsze jest wciąż muzykowanie. Piłka toczy się jakby drugim torem. Ale przez myśl mi nie przeszło, że wyręczam dziennikarzy. Stworzyłem na swoją modłę taką trybunę kibica. Koledzy redaktorzy często dzwonią do mnie, proszą o skomentowanie meczu, wydarzenia czy niecodziennego zjawiska, i tak to się odbywa. Poza tym często podczas tras koncertowych, spotykać się np. w hotelach z piłkarzami podróżującymi na mecze. Dużo wówczas rozmawiamy. Przez te trzydzieści lat na scenie miałem okazję spotkać zawodników, którzy tworzyli najnowszą historię polskiej piłki. Przez ten czas było i trochę sukcesów, i trochę porażek naszego futbolu. To się oglądało i o tym się dużo mówiło. Gdzieś przy piwku, jak spotkam się z dziennikarzami różnych mediów, ci natychmiast proponują, abym się tymi swoimi poglądami podzielił z innymi. Wiedzą, że mam do wielu spraw właściwy dystans. I przyznam się bez fałszywej skromności, że udzieliło mi się to pisanie. Nie przypuszczałem, że jest to aż tak wkręcające.
Skoro zna Pan na wylot naszych piłkarzy, to jacy oni są? Czy rzeczywiście, to rozwydrzeni i przepłacani młodzieńcy?

- Są tacy i tacy. Przepłaceni w dużej mierze na pewno. Oglądam polską ligę na okrągło i widzę, że wielu nie zasługuje na takie apanaże. A ja wiem doskonale, jaka jest wartość każdej pracy na polskim rynku - dobrego ślusarza, hydraulika czy ogrodnika. Gdy sobie porównam te zarobki do piłkarzy, nie wykazujących przy tym odrobiony talentu, a zwłaszcza zaangażowania, to wychodzi, że zarabiają niewspółmiernie dużo. Jest natomiast wielu zawodników, którzy swój zawód traktują bardzo poważnie. Weźmy za przykład naszych trzech muszkieterów z Dortmundu. Błaszczykowski, Lewandowski czy Piszczek to ludzie, którzy postawili na piłkę. Widać od razu, że w genach mieli zapisane dobrze grać. I rzeczywiście robią to, co potrafią, naprawdę na wysokim poziomie. Futbolowi podporządkowali całe swoje życie, bo wiedzą, że ten zawód będą uprawiać, góra, 10 lat. Ale takich piłkarzy w Polsce też znajdziemy, może nie jest ich tak dużo, ale gwarantują również profesjonalizm.

Alkohol wśród piłkarzy, te wszystkie aferki to wymysł dziennikarzy?

- Nie żebym się uchylał od odpowiedzi, ale zachęcam wszystkich do przeczytania książki "Spalony" Andrzeja Iwana, z którym często mam okazję rozmawiać. Fajny chłopak, o fajnym sercu. To poruszająca historia człowieka, który w tej nudnej i szarej rzeczywistości tak wiele wygrał, ale jeszcze więcej przegrał. Andrzej z przejmującą szczerością opowiada o uzależnieniach od alkoholu, hazardu, a nawet o próbach samobójczych. Tłem dla jego historii pozostaje piłka nożna widziana od środka, oczami w końcu wybitnego zawodnika i reprezentanta Polski.

Muzycy też nie wylewali za kołnierz?

- Tak, z piłkarzami łączyły nas pewne podobieństwa.

A może polski futbol stawiany jest wciąż pod pręgierzem, bo patrzy się na niego przez pryzmat PZPN?

- W dużej mierze tak rzeczywiście jest. Choć jak patrzę na Kubę Błaszczykowskiego, który dla mnie jest synonimem zaangażowania i ludzkiej przyzwoitości, to nie kojarzę go kompletnie z tym znienawidzonym związkiem. Widzę natomiast mądrość i łut szczęścia; dostrzegam chłopaka prowadzonego przez dobrego menedżera, któremu znaleziono właściwe miejsce do dalszego rozwoju. To jest totalne zawodowstwo.

Ale, gdy pojawia się skrót PZPN, to świat się śmieje.

- Ok, śmieje. I tu nie chodzi już o władzę, wyłącznie o Grzegorza Latę. To towarzystwo przypomina mi troglodytów. Do współczesności kompletnie nie przystających. Jakby czas przy ul. Bitwy Warszawskiej 1920 stanął w miejscu.

Słuchając "Maratonu", ostatniej płyty Lady Pank, trudno nie zauważyć odniesień do sportu.

- Sam tytuł, wymyślony przez Janka Borysewicza, jest bardzo sportowy. Ale zarazem dwuznaczny, bo pokazuje dystans, jaki pokonaliśmy na scenie. Ludzie od PR zwracali nam uwagę, że to nie jest dobry tytuł, bo maraton nie kojarzy się z czymś lekkim. W końcu trzeba przebiec te 42 195 m, a po drodze czyha kryzys i to nie jeden. Według nas jest to jednak tytuł bardzo adekwatny do naszej sytuacji. Nie żebyśmy się męczyli, ale bardziej chodziło nam o długość istnienia zespołu na rockowej scenie.

Ale to zacięcie do pisania posiadł Pan już dawno. Prawdą jest, że podczas pobytu w Stanach Zjednoczonych pisywał o futbolu amerykańskim?

- Rzeczywiście, postanowiłem połączyć wówczas przyjemne z pożytecznym. Mieszkając w Chicago chciałem poprawić swój kulejący angielski. Przesiadując w pubie stałem się namiętnym obserwatorem futbolu amerykańskiego. Byłem pod dużym wrażeniem, jak Amerykanie się nim pasjonują, w końcu bardzo prostą grą. Zafascynowało to mnie do tego stopnia, że zacząłem dorabiać sobie pisząc do polskiej gazety, takiej popkulturowej. Sam w sobie byłem dla wydawcy zjawiskiem; w końcu rock'n'drollowiec, interesujący się piłką nożną. Skąd się wziął ten futbol amerykański? A ja jak już coś robię, to dogłębnie. Wgryzłem się więc w dyscyplinę, analizowałem, komentowałem, wynajdywałem różne ciekawostki. I tak przez rok, co dwa tygodnie, pisałem; zabawnie to wyglądało, logo tego felietonu była moja głowa w kasku futbolowym z gitarą.

Ostatnimi czasy zaczął się Pan parać całkiem inną twórczością. Proszę zdradzić, co tak naprawdę ma Pan na myśli, gdy śpiewa takie piosenki, jak np. "7 niebo nienawiści", "Dziewczyny już z byle kim nie tańczą" czy "Zostawcie Titanica"?

- A to stara historia. Na potrzeby pewnego portalu przygotowałem kiedyś taką listę świątecznych przebojów.

Może posłuchamy...

- "7 niebo nienawiści": Jan Tomaszewski. Facet jest niemożliwy. Nienawiść, niechęć. Do wszystkich i wszystkiego. Pamiętacie, żeby ostatnio kogoś pochwalił? Nie pasuje mu po prostu wszystko. Świat mu nie pasuje. Destruktor.

"Dziewczyny już z byle kim nie tańczą": Reprezentacja Hiszpanii i jej mecz z Polską zakończony wynikiem 6:0. Hiszpanie po prostu z byle kim już nie tańczą. "Zostawcie Titanica": reprezentacja Polski. Tekst Grzegorza Ciechowskiego jest bardzo odpowiedni w kontekście reprezentacji Polski. Dajmy drużynie Smudy święty spokój, niech oni zajmą się dobrym przygotowaniem do Euro. Przecież to będzie gorący temat; w mediach, dyskusjach między ludźmi. Żebyśmy nie wywierali na piłkarzy presji. Ale umiejętność grania pod presją też jest ważna. Nie potrafię zrozumieć, jak podczas mistrzostw można izolować się od kibiców. Smuda zapowiada tylko trzy otwarte treningi, a Portugalczycy którzy mają Ronaldo czy Naniego - wszystkie. Co to za problem, żeby piłkarze wykopali w trybuny 50 piłek, porozdawali tyleż koszulek, zwłaszcza dzieciakom, które nie będą miały biletów na mecze! To jest właśnie promocja piłki.

Jest Pan człowiekiem wielkiej wiary, jeśli chodzi o występ biało-czerwonych na Euro?

- Myślę, że mamy wreszcie dobrą drużynę, młodą i wielce utalentowaną. Jesteśmy gospodarzami, wiemy w jakiej znaleźliśmy się grupie. To nie są wielkie drużyny. Jeżeli chcemy się liczyć, to myślenie, jak tu wyjść z grupy nie ma sensu. Po prostu wychodzimy z niej i już. Mówiłem to już gdzieś - kto wygra z Polską, zwycięży w całym turnieju. Wygrana nad naszym zespołem będzie na granicy możliwości czy dla Anglików, Francuzów, czy nawet Niemców. Granie z gospodarzem paraliżuje. Może decydować jeden gol. Jestem przekonany, że wstydu nasi nie przyniosą. To jest fajna drużyna, perspektywiczna. I wszyscy w niej mają ochotę na sukces.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny