Janusz Palikot: pieniądze na drogi są w armii i w Kościele

Janusz Palikot spotkał się w niedzielę w Białymstoku ze swoimi sympatykami. Na spotkanie z byłym posłem PO przyszło ponad 150 osób. Oto prezentowane przez niego argumenty na to, że pieniądze są marnotrawione i potrzeba tylko odwagi politycznej, aby je wydawać rozsądnie.

Premier ogłosił w grudniu, że nie będzie drogi Lublin-Białystok, Białystok-Augustów. Nie będzie tych wszystkich zaplanowanych wcześniej ekspresówek. Bo nie ma pieniędzy. Czyli mamy historyczne, niemożliwe w innych okolicznościach miliardy z Unii Europejskiej, ale nie potrafimy dać tych dziesięciu, dwudziestu procent wkładu własnego. Nic nie wskazuje na to, że w latach 2014-2020 dostaniemy porównywalne pieniądze z UE, a przynajmniej nie na tak korzystnych jak obecnie warunkach. Już trzeba będzie dać 40-50 procent wkładu własnego.

Janusz Palikot uważa, że rząd kłamie

Rząd mówi: nie ma pieniędzy, z pustego i Salomon nie naleje. To jest kłamstwo. Są pieniądze. Tylko żeby je wydobyć, potrzebne są decyzje wymagające odwagi.

Po pierwsze: trzeba wycofać wojsko z Afganistanu. To nas kosztuje półtora miliarda złotych rocznie. Prezydent Komorowski przedłużył obecność naszych żołnierzy w Afganistanie do 2014 roku. To oznacza sześć miliardów złotych. A sześć miliardów to jest akurat wkład własny w budowę dziewiętnastki - z Kuźnicy do Białegostoku, dalej do Lublina i Rzeszowa. To jest od razu do zrobienia. Czy premier i prezydent wytłumaczyli nam, dlaczego utrzymywanie misji w Afganistanie jest ważniejsze niż stworzenie warunków, aby w Polsce wschodniej dokonał się skok cywilizacyjny? Zamiast tego dyskutujemy o tym, kto jest odpowiedzialny za katastrofę smoleńską.

W ubiegłym roku na armię wydano 27 miliardów, w budżecie na ten rok zapisano już 29 miliardów złotych. Oczywiście, że wojsko jest potrzebne, dobrze wyposażona armia zawodowa. Ale czy my jesteśmy aktualnie zagrożeni wojną? Na szczęście Kaczyński nie został prezydentem i nie mamy wojny polsko-ruskiej. Na razie mamy tylko polsko-polską. Gdybyśmy w najbliższych latach brali po 10 miliardów z pieniędzy przeznaczonych na utrzymanie wojska i przeznaczali je na infrastrukturę, to dokonałby się skok cywilizacyjny w skali całego kraju.

W 2010 roku miliard sto milionów złotych poszło na pensje dla katechetów w szkołach. Czy nie jest czas na to, żeby poprosić Episkopat, aby w tak trudnych warunkach, w jakich znajduje się nasz kraj, kiedy musimy oszczędzać na przyszłości naszych dzieci, przez rok, dwa, trzy lata księża nauczali religii za darmo? Czy to jest takie wielkie poświęcenie?

Kościół zawsze wyciąga tylko rękę, żeby brać. Czy ktoś kiedyś słyszał, tutaj, w naszym kraju, w tych ostatnich trudnych latach, żeby Kościół powiedział: Tego nie bierzemy. Tu uczymy za darmo. Niech się przeniosą do trochę skromniejszych budynków z tych pałaców biskupich. Niech nie mają po sześć kucharek. Niech pokażą, na czym polega prawdziwa, taka chrystusowa cnota chrześcijańska. To nie są żarty. Nauka religii w szkole przez najbliższe cztery lata to koszt ponad czterech miliardów złotych.

Zamiast rozmawiać o tym wszystkim, mamy tragedię smoleńską od rana do wieczora podgrzewaną przez media. Zaraz będzie kampania wyborcza. Oto scenariusz: rocznica Smoleńska, sprowadzenie wraku Tu-154 do kraju. Kaczyński nie wytrzyma tej atmosfery i zażąda gwarancji, że on też zostanie pochowany na Wawelu. Będzie dyskusja. W maju beatyfikacja Jana Pawła II - podniosła atmosfera. Potem początek polskiej prezydencji w UE - to już o trudnych sprawach nie będzie wypadało mówić, bo oficjalne wizyty, bo trzeba dbać o wizerunek Polski. Smoleńsk, dzwony, kadzidło - tak będzie do wyborów. Chyba, że się obudzicie.