Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jan Paweł II w Białymstoku: Jedyna taka wizyta

Marta Gawina
Jan Paweł II w białostockiej katedrze. Od lewej: ks. Wojciech Pełkowski (już nie żyje), Stanisław Marczuk, Lech Rutkowski, Stanisław Prutis.
Jan Paweł II w białostockiej katedrze. Od lewej: ks. Wojciech Pełkowski (już nie żyje), Stanisław Marczuk, Lech Rutkowski, Stanisław Prutis. Archiwum prywatne Lecha Rutkowskiego
Ojciec Święty Jan Paweł II budził nadzwyczajne uczucia. Uśmiechnięty, serdeczny, nie czuło się żadnego napięcia. Z każdym witał się przyjaźnie. Było to wielkie wydarzenie w historii Białegostoku - mówi Lech Rutkowski, były prezydentem Białegostoku

- Kurier Poranny: Kiedy pojawiła się informacja, że do Białegostoku przyjedzie papież Jan Paweł II, co Pan sobie pomyślał?

Lech Rutkowski, prezydent Białegostoku w 1991 roku: Najpierw była radość, potem poczucie wielkiej odpowiedzialności: musimy przygotować miasto do wizyty Ojca Świętego, a to nie jest takie proste. Coś trzeba wyremontować, wymalować, przygotować najpiękniejszy w Polsce ołtarz. Na szczęście mieliśmy trochę czasu na przygotowania, bo o przyjeździe papieża dowiedzieliśmy się jesienią. Wizyta była w czerwcu w 1991 roku. Pamiętajmy, że w Białymstoku wtedy stały się dwa ważne wydarzenia. Matka Bolesława Lament została błogosławiona i powstała archidiecezja białostocka. Do tej pory byliśmy diecezją wileńską z administracją w Białymstoku.

- Jak w praktyce miasto się przygotowywało do przyjazdu Ojca Świętego?
- Wszystko musiało być zapięte na ostatni guzik, dlatego spraw do załatwienia było bardzo dużo. Urządzić miejsce mszy świętej, pogrodzić sektory, przygotować zaproszenia, zabezpieczyć wizytę. Jeżeli chodzi o główne nabożeństwo, braliśmy pod uwagę kilka lokalizacji. Plac przed katedrą, pola przy kościele Świętego Ducha przy ul. Piastowskiej i lotnisko na Krywlanach. Wiedzieliśmy, że przyjadą do nas dziesiątki tysięcy ludzi. Dlatego ostatecznie wygrały Krywlany. Tak zdecydował komitet, złożony z przedstawicieli kurii i miasta, odpowiedzialny za wizytę papieża. Potem pojawił się pomysł z kopcem papieskim. Wpadł na to architekt Andrzej Chwalibóg, który zaprojektował też ołtarz.

- Nie brakowało rąk do pracy przy przygotowaniach do wizyty?
- Nie brakowało. To było tak spontaniczne, że nie trzeba było nikogo prosić. Mieliśmy chętnych do współpracy. Zastanawialiśmy się tylko, skąd wziąć pieniądze na to wszystko. Powstał nawet dowcip na ten temat. W tym czasie wojewodą był profesor Stanisław Prutis. Biskup Edward Kisiel, ówczesny administrator naszej diecezji wymyślił trzy rodzaje waluty na pokrycie kosztów pielgrzymki papieża: Prutis, gratis i Bóg zapłać.

- A konkretnie, to jak była finansowana wizyta?
- Mieliśmy pieniądze rządowe, miejskie i właśnie Bóg zapłać. Starałem się jak najwięcej wyciągnąć ze skarbu państwa. Mówiłem: przyjeżdża głowa państwa, trzeba nas wspomóc. Ale były też przedsiębiorstwa instytucje, które same się do nas zgłaszały. Na przykład filharmonia za darmo przygotowała całą oprawę muzyczną. Jedna z firm zrobiła ogrodzenie na lotnisku, podzieliła sektory. Potem dostała w dzierżawę Plac Zgromadzeń, żeby sobie zrekompensować wydatki. Za roboty w mieście płaciliśmy: za remonty dróg, w tym ulicę Legionową, budynków. Czasami była to tylko elewacja, żeby wszystko pięknie wyglądało.

Biskup Edward Kisiel, ówczesny administrator naszej diecezji wymyślił trzy rodzaje waluty na pokrycie kosztów wizyty papieża w Białymstoku: Prutis, gratis i Bóg zapłać.

- Centrum prasowe zostało zlokalizowane w dawnej siedzibie komitetu wojewódzkiego PZPR. Dlaczego właśnie tam?
- Taka ironia losu. Tam znajdowały się najlepsze połączenia i okablowania. Siedziba komitetu wojewódzkiego była też bezpiecznym miejscem, łatwo było je chronić. Tym bardziej, że przyjechało do nas sporo dziennikarzy z Polski i z zagranicy, także ze Wschodu.

- Na spotkanie z papieżem przybyło do Białegostoku trzysta tysięcy wiernych. Ta liczba zaskoczyła Pana?
- Spodziewaliśmy się tłumów, ale ta liczba faktycznie trochę nas zaskoczyła. Myślałem, że będzie jakieś 100, 150 tysięcy ludzi. A tu pogoda dopisała i mieliśmy dwa razy tyle osób na Krywlanach, w tym dużo pielgrzymów z Białorusi, Litwy, Rosji. Jeszcze zdradzę taką tajemnicę, że to Ojcu Świętemu bardzo zależało na wizycie w cerkwi i spotkaniu z prawosławnymi wiernymi. Chciał, by białostocka wizyta miała wyraz ekumeniczny. Jednak musieliśmy najpierw otrzymać zgodę arcybiskupa Sawy. Rozmowy nie były łatwe, ale udało się.

- Jak wyglądał ten historyczny dzień 5 czerwca 1991 roku, pamięta Pan.
- Już wcześnie rano tłumy zmierzały na Krywlany, ograniczona została komunikacja. W porównaniu do innych miałem łatwość w poruszaniu się po mieście. Około godz. 9 razem z żoną byłem już na lotnisku. Tu czekaliśmy na przylot Ojca Świętego. W oficjalnej dziesięcioosobowej delegacji był też prezydent Ryszard Kaczorowski, wojewoda Stanisław Prutis.

- Jakie były te pierwsze chwile z Janem Pawłem II?
- Budził nadzwyczajne uczucia. Był uśmiechnięty, miły, nie czuło się żadnego napięcia. Ojciec Święty stwarzał bardzo przyjazną atmosferę, z każdym się witał serdecznie. Więcej słów zamienił z prezydentem Kaczorowskim. Podczas powitania nie było jednak czasu na dłuższą rozmowę, bo zaraz miała się rozpocząć msza święta. W czasie liturgii siedziałem w pierwszym rzędzie, razem z innymi przedstawicielami władzy. Potem towarzyszyłem papieżowi w przejeździe przez Białystok. Ale cały czas czułem wielką odpowiedzialność za to, by wszystko wypadło dobrze, zajmowałem się więc wieloma innymi sprawami, kiedy trzeba było podjąć jakąś decyzję, zareagować. Po pierwsze zabezpieczenie wizyty. Choćby przejazdy, ruchy ludności. Trzeba było umożliwić ludziom jak największą płynność. Dla pielgrzymów pokonywanie trasy z lotniska do miasta było sporym wysiłkiem. Pamiętam też, że mimo zaproszenia nie byłem na obiedzie z papieżem w seminarium. W tym czasie sprawdzałem jak jest przygotowana cerkiew św. Mikołaja. I w kościele i w cerkwi starałem się być przed Ojcem Świętym, by nad wszystkim czuwać gdzieś z boku, sprawdzać, czy wszystko jest dopilnowane.

- A kiedy było już po wizycie, co Pan myślał?
- Czułem wielką ulgę, że się udało. Oceniono, że to była najlepsza wizyta w Polsce. Moje zadowolenie rośnie w miarę upływu czasu. Im więcej mija lat, tym bardziej jestem dumny z organizacji przyjazdu Jana Pawła II. Wizyta papieża była najważniejszym wydarzeniem mojej prezydentury i pewnie w całej historii miasta.

- W niedzielę minie 20 rocznica tamtych wydarzeń. Jak Pan spędzi ten dzień?
- Na pewno wezmę udział w miejskich uroczystościach. Będę też wspominał tamte chwile. Mam sporo zdjęć z wizyty papieża.

- Pamięta Pan szczególnie jakieś słowa papieża?
- Pamiętam kazanie Ojca Świętego na Krywlanach. Dotyczyło siódmego przykazania: nie kradnij. Pamiętam też słowa: Bogu dziękujcie. Ducha nie gaście. To było motto całej pielgrzymki papieża w 1991 roku. Dodam jeszcze, że z papieżem spotkałem się raz jeszcze po kilku latach. Jako prezes Jagiellonii miałem okazję pojechać do Watykanu i przekazać Janowi Pawłowi II emblematy naszej drużyny. Akurat Jagiellonia wygrała z Cracowią. Ojciec Święty pyta, jak tam mecz. Mówię: Cracowia przegrała. O jej, a to jego ulubiona drużyna, przypomniałem sobie. Arcybiskup Wojciech Zięba mnie potem nawet skarcił żartobliwie za to: A po co pan to gadał.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny