Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jan Leończuk: Zmierzamy ku analfabetyzacji

Aneta Boruch
- Na ziemi boleśnie doświadczonej jest to konieczność, wszak wszelkie "białe plamy” nikomu nie służą, stają się pożywką dla manipulatorów - mówi Jan Leończuk, dyrektor Książnicy Podlaskiej.
- Na ziemi boleśnie doświadczonej jest to konieczność, wszak wszelkie "białe plamy” nikomu nie służą, stają się pożywką dla manipulatorów - mówi Jan Leończuk, dyrektor Książnicy Podlaskiej.
Na Białostocczyźnie istnieje potrzeba "uzupełniania" historycznych niedopowiedzeń i stereotypów - mówi Jan Leończuk, dyrektor Książnicy Podlaskiej.

Obserwator: Książnica Podlaska w ostatnich latach coraz intensywniej rozwija współpracę zagraniczną ze swoimi odpowiednikami na Wschodzie. Co to daje obu stronom?

Jan Leończuk: Najdłużej współpracujemy z Biblioteką im. Wróblewskich Litewskiej Akademii Nauk w Wilnie. Nasze kontakty systematycznie się rozwijają. Wymieniamy się wydawnictwami, wydajemy wspólne polsko-litewskie wydawnictwo seria Folia Bibliothecalia - dotychczas ukazały się dwa tytuły w ramach serii. Gościliśmy też pracowników stamtąd na stażach zawodowych. Marzyliśmy o nawiązaniu takiej współpracy dlatego że jest to największy zbiór interesujących nas dokumentów i publikacji na Litwie.

Zależało nam, żeby połączyć to, co w pewnym momencie historii zostało rozdzielone szlabanami granicznymi. A przecież mieliśmy wspólną historię Wielkiego Księstwa Litewskiego, szlaki handlowe ciągnęły się z Wilna przez Koronę i dalej do Krakowa. Kontaktów było ogromnie dużo i zostały ślady tego w bibliotekach i archiwach.

Część dokumentów w zawierusze wojennej rzecz jasna zaginęło, ale niektóre ocalały. Nas bardzo interesuje w wymiarze regionalnym to, że tam zostały liczne dokumenty z życia regionalnego, białostockiego. Dlatego, że biblioteka Wróblewskich miała egzemplarz obowiązkowy i tam ocalały białostockie jednodniówki czy inne wydawnicze efemerydy.
Dopiero teraz dokonujemy głębokiej eksploracji tych zbiorów i dzięki tej współpracy możemy pozyskiwać kopie cyfrowe owych dokumentów w Wilnie. Tam są też przechowywane nawet księgi parafialne.

Dlatego ta współpraca z Biblioteką im. Wróblewskich jest dla nas bardzo cenna. To placówka naukowa o długiej historii, wspaniałej tradycji i bardzo wartościowych zasobach, porównywalnych z zasobami największych polskich bibliotek.
Dzięki dotychczasowej współpracy udało się pozyskać wybór kopii cyfrowych niektórych bardzo ciekawych materiałów z Wilna np. wybrane XIX-wieczne rękopisy związane z Podlasiem, statuty organizacji i instytucji białostockich z okresu międzywojennego oraz wybrane czasopisma i jednodniówki regionalne z okresu międzywojennego.

Wilno zatem nie tylko miało, ale i ma dla nas duże znaczenie, jeśli chodzi o historię i kulturę.

- Historia Księstwa Litewskiego i Korony była bardzo piękna i znacząca dla obu obecnych krajów. Dla Białegostoku także, choć nie zawsze potrafił on odpowiednio to wykorzystać. Po wojnie np. Białystok nie był w stanie przyjąć ewakuowanego Uniwersytetu Wileńskiego im. Stefana Batorego, bo Białystok był w ruinach. Nie było gdzie ulokować tej uczelni, dlatego znalazła się w Toruniu. A to była ogromna szansa dla Białegostoku.

I myślę, że teraz trzeba te wszystkie stare szlaki i ścieżki odnowić. Na tyle, na ile się da. Niczego oczywiście nie chcemy rewindykować z tamtej strony. Bo tam też są Polacy, są wpisani w literaturę i dorobek kulturalny Wilna. Nie zostawiajmy ich tam samych. Rzecz jasna, bez jakiegokolwiek podsycania nacjonalizmów.

Te jednak ostatnio często dochodzą do głosu w różnych sytuacjach i po obu stronach granicy.

- I jestem tym oburzony. Ale jeżeli w Białymstoku prokuratura prowadzi sprawę za hasło: Bóg, Honor, Ojczyzna, to coś się chyba urzędnikom pomyliło. Nie wolno takich rzeczy robić.

W najlepszym społeczeństwie zdarzają się niewłaściwe zachowania, ale nie można odium tego spychać na całe społeczeństwo.

Czuję się tym urażony, bo ja mam przyjaciół Wietnamczyków, Arabów, Murzynów z trzech krajów Afryki i innych. Ale w mojej wsi, gdzie przyjeżdżają, nigdy nie spotkało ich nic złego, co najwyżej zaciekawienie. I oni to rozumieją. Natomiast nigdy nie ma żadnej agresji.

Nie neguję - może gdzieś zdarzyły się niewłaściwe zachowania. Ale teraz zrobiono z Białegostoku miejsce, gdzie ponoć nagminnie zamalowuje się macewy swastykami i pisze rasistowskie hasła.

Sądzę, że podstawowy błąd jest taki, że kabotynizm w ogóle się nagłaśnia, wyolbrzymia się drobny fakt i z tego robi się, co rzutuje na wszystkich mieszkańców miasta. I zaraz inny gówniarz chce medialnie zaistnieć, bo myśli: no to ja pod osłoną nocy też coś na murze napiszę.

Oprócz Wilna Książnica nawiązała też kontakty ze swoimi odpowiednikami u innych wschodnich sąsiadów.

- Z Biblioteką Publiczną w Kłajpedzie współpracujemy od niedawna. Pierwsze kontakty nawiązaliśmy pod koniec ubiegłego roku.

W tym roku zorganizowaliśmy wizytę studyjną dla jej przedstawicieli. W ciągu kilku dni goście mieli okazję zapoznać się z działalnością Książnicy Podlaskiej i innych bibliotek Białegostoku, uczestniczyli w seminarium bibliotekarzy powiatu białostockiego w Czarnej Wsi Kościelnej. Juozas Šikšnelis, pisarz i rzeźbiarz oraz dyrektor Biblioteki Publicznej w Kłajpedzie spotkał się z czytelnikami w Książnicy Podlaskiej w ramach Środy Literackiej. Zostały nawiązane pierwsze dwustronne kontakty literackie - tłumaczenia tekstów polskich autorów ukazały się w czasopismach litewskich. Z kolei Książnica zamierza zamieścić opowiadanie J.Šikšnelisa w przygotowywanym właśnie tomie "Epei". Z naszych funduszy została przetłumaczona powieść "Horyzont wydarzeń" J. J.Šikšnelisa. Obecnie poszukujemy środków na druk.

Nawiązaliśmy też kontakty z Obwodową Biblioteką Naukową im. Karskiego w Grodnie. Po obu stronach granicy odbyły się konferencje z udziałem pracowników KP i Biblioteki w Grodnie. Trwa też wymiana publikacji, materiałów bibliograficznych i promocyjnych
To wynika z tego, że dawne Kresy Wschodnie Rzeczypospolitej nadal czują do siebie sentyment, mam na myśli ten w dziedzinie kultury.

- Tak, bo to przecież była wspólnota w kulturze. I dlatego tę wspólnotę trzeba odtworzyć tam, gdzie jej nie ma, reaktywować niejako. To jest konieczne.

Kresy to przecież także historie ludzkich losów, losów nieraz dramatycznych i nie można wymazać losów Polaków z Wileńszczyzny czy Grodzieńszczyzny. A my nie tylko przywracamy szlaki handlowe, ale też szlaki ludzkich kontaktów, bliskich serdecznych relacji, które istniały.

Jakie kolejne projekty Książnica chce zrealizować z zagranicznymi partnerami?

- Planujemy kontynuowanie współpracy w zakresie wymiany wydawnictw i w związku z digitalizacją podlaskich regionaliów znajdujących się w zasobach Biblioteki im. Wróblewskich. Pragniemy też poszerzyć kontakty ze środowiskiem literackim Litwy poprzez tłumaczenia literatury, spotkania z pisarzami.

Mamy też nadzieję na wspólną realizację projektu z Biblioteką w Kłajpedzie. Dyrekcja litewskiej biblioteki wystąpiła z wnioskiem do Ministerstwa Kultury Litwy o dofinansowanie projektu, którego celem jest przedstawienie polskiej publiczności twórczość fotografa Aleksandra Dapkeviciusa. Zmarł w 2007 roku a Biblioteka w Kłajpedzie ma jego archiwum. W ramach projektu odbędą się wystawy fotografii z cyklu "Ludzie", dyskusje "Fotografia portretowa i kod osobowy", wydane będą też przewodniki litewsko-polskie.

A wracając na nasze własne podwórko - jaka jest obecnie kondycja czytelnictwa w naszym regionie?

- Sądzę, że nasze województwo nie jest pod tym względem gorsze od innych części kraju, a wręcz odwrotnie. Bo na szczęście jeszcze nie zlikwidowano u nas Sienkiewicza jako obowiązkowej lektury i wielu innych klasyków.
Ponadto na Białostocczyźnie istnieje potrzeba "uzupełniania" historycznych niedopowiedzeń i stereotypów. Na ziemi boleśnie doświadczonej jest to konieczność, wszak wszelkie "białe plamy" nikomu nie służą, stają się pożywką dla manipulatorów. Odnotowujemy spory dopływ literatury historycznej, na którą czekają niecierpliwie nasi czytelnicy.

W rękach młodych ludzi jednak znacznie częściej można zobaczyć tablet czy smartfon niż książkę.

- One też mogą służyć jako narzędzia czytelnicze, tylko muszą być mądrze stosowane. Modę na nie trzeba po prostu przejść jak odrę w dzieciństwie.

Zauważyliśmy, że z tego powodu czytelnicy coraz rzadziej korzystają z encyklopedii czy innych kompendiów wiedzy, bo to mogą sprawdzić w internecie. Natomiast internet na pewno nie zastąpi tradycyjnej książki. Bo książek elektronicznych na razie jest niewiele. Myślę, że epoka Gutenberga tak szybko nie odejdzie.

Smutne natomiast jest to, że propagowaniu czytelnictwa nie służy szkoła - programy nauczania ograniczają literaturę do minimum. Jeżeli w ciągu trzech lat w gimnazjum jest zaledwie trzynaście lektur, w tym jedna to Bogurodzica i chyba tren Kochanowskiego, to skutek może być tylko jeden. Wychowamy w ten sposób analfabetów, których nie wiem, czy za oceanem przyjmą na zmywak.

To zmierza, niestety ku, analfabetyzacji społeczeństwa i to jasno trzeba powiedzieć.

Stąd między innymi wzięła się Akcja Porannego Czytam więc wiem.

- Każda akcja propagująca czytelnictwo jest godna pochwały, bo wtedy wychowamy świadomego czytelnika. Jeśli kogoś uda się zainteresować książką w młodym wieku, to sądzę, że później ów czytelnik będzie miał możliwość wybierania tego, co wartościowe, a co mniej i co w związku z tym można odłożyć daleko na półkę. Najważniejsze jest wyrobienie nawyku czytania - jeżeli się nie czyta albo robi to sporadycznie, no to chyba nigdy się go nie nabierze.

Uważam też, że, niestety, obecnie ze względu na rosnące ceny książek, stają się one towarem luksusowym. Żeby z budżetu domowego kupić miesięcznie kilka książek, to trzeba mieć ten budżet całkiem niezły.

To powoduje, że współcześnie nie ma nawyku budowania bibliotek domowych. Proszę zwrócić uwagę, że nawet w gazetach, gdzie podawane są propozycje urządzania mieszkania, nie widzę półek z książkami. A przyglądam się zawsze bardzo uważnie. Taki mebel właściwie nie jest przewidziany. Ale myślę, że to kwestia pewnej mody.

Na szczęście są też środki masowego przekazu, które propagują czytelnictwo. Ale tak, jak w przypadku akcji "Czytam, więc wiem" efekty nie będą od razu widoczne. Ale warto konsekwentnie od dziecka wpajać nawyk czytania.

Będąc dzieckiem, marzyłem o tym, by mieć biblioteczkę chociaż na 50 książek. I miałem je już w szkole średniej. Teraz mam ich 15 tysięcy. Bo czego się Jaś nie nauczył, tego Jan nie będzie umiał. Stara prawda w tym przypadku pasuje jak ulał.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny