Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jan Leończuk: Złe i dobre moce wciąż istnieją

Jerzy Doroszkiewicz
Jan Leończuk, pisarz, badacz wierzeń
Jan Leończuk, pisarz, badacz wierzeń
Do dzisiaj są na wschodzie Białostocczyzny ludzie, którzy odczyniają jakieś tam dziwne rzeczy. Mieliśmy przykład tego nieszczęsnego sedesu ustawionego na drodze, który przyczynił się do dramatycznego wypadku.

W jakie strachy wierzą ludzie w naszym regionie?
Jan Leończuk, pisarz, badacz wierzeń:
Myślę, że coraz bardziej przeraża nas drugi człowiek, trudno zajrzeć do jego wnętrza. Najbardziej boimy się siebie nawzajem. Jest coraz większa nieufność i ludzie coraz bardziej nie wierzą w słowa, obietnice. Zbyt wiele obiecywano, a czas płynie i każdy z nas buduje przestrzeń, w której szuka kogoś, komu można zaufać. To bardzo trudne acz konieczne.

Kiedyś więc ludziom żyło się łatwiej. Zamykali się w domach, w otoczeniu rodziny, a zły mieszkał na zewnątrz?

- Ten przeszły świat był zaludniony stworami mitycznymi, ale to wynikało z głębokiej potrzeby. Człowiek wówczas miał możliwość odróżnienia dobra od zła. Sądzę, że dziś niewielu byłoby w stanie to odróżnić.

Były u nas jakieś szczególne odmiany strachów?

- Nie. Był poczciwy diabeł, który siedział w spróchniałej wierzbie i jeżeli ktoś wracał z karczmy, gdzie stracił sporo grosza, no to go ów diabeł "poprowadzał“ po wszelkich bajorach, utytłał go. Dziś moglibyśmy powiedzieć, że taką osobę poniżył, ale wtedy po prostu wziął w swoje i obroty i z nim powędrował (śmiech). Tu bardziej chodziło o to, że diabeł pokazywał swoje istnienie. I próbował powiedzieć, co jest dobrem, a co złem. Kiedy człowiek gubił się w pijaństwie czy innych niecnych uciechach, diabeł służył do tego, żeby przywracać w świecie równowagę.

To była taka równowaga przyrody?

- Oczywiście. Ten stan pozwalał człowiekowi żyć i odróżniać dobro od złego. Dziś zło jest jeszcze bardziej rozpowszechnione i ukryte, bardziej nieokreślone.

A takie proste skojarzenia jak cmentarz - straszyło tam?

- Nie, bo cmentarz jest miejscem poświęconym. Ale są cmentarze, które nie mieszczą się w takim określeniu i tam zła siła się kumulowała i dawała o sobie znać. To mogiły, których pamięć ludzka nie jest w stanie określić, kto został w nich pochowany. Czasami są to miejsca, gdzie dokonano niegodziwości, mordu. Tam straszyło.

A w jaki sposób?

- Najróżniejszymi zdarzeniami. Patrząc w przeszłość można się zastanawiać, czy ci ludzie byli tacy naiwni. Nie, oni byli bardzo mądrzy i wiedzieli, że zło może wywoływać obrazy, które należały do tych, na szczęście niedostępnych rewirów, ale które powodowały, że świat ciemności dawał o sobie znać. To byli także ci, którzy próbowali wchodzić poprzez ciemne misteria w te światy. Ale oni byli napiętnowani. Wiejskie środowisko ich nie akceptowało. Ludzie się bali tych, którzy posiadali ową tajemnicę, te moce.

Na Podlasiu mieszkały czarownice?

- Mieszkały. Podejrzewam, że to wynika z najprzeróżniejszych zapisów, które się zachowały. Do dzisiaj są na wschodzie Białostocczyzny ludzie, którzy odczyniają jakieś tam dziwne rzeczy. Mieliśmy przykład tego nieszczęsnego sedesu ustawionego na drodze, który przyczynił się do dramatycznego wypadku. Rozumiem, że człowiek poszukuje ratunku, ale jest pewna granica, czy poszukujemy ratunku, kierując się ku dobru czy szukamy ratunku w złych mocach.
To są dwa różne światy, które się nie stykają, światy zupełnie odmienne. Człowiek w rozpaczy oczywiście próbuje ich dotykać, ale to jest jego nieszczęściem.

Ale wierzono chyba także w dobre duszki, domowe skrzaty?

- Oczywiście. To nie były tylko landszafty domowe, gdzie przez kładkę aniołowie przeprowadzają dzieci idące w jakimś pięknym rustykalnym otoczeniu. To nie tylko obraz Matki Boskiej i wilków, ten słynny obraz Stachiewicza, ale i było wiele innych opowieści. Bo święci też nie próżnowali i siły dobra nie były ukryte.

Ważnym miejscem w dawnych opowieściach o obecności sił nadprzyrodzonych były rozstajne drogi. Dlaczego?

- Na rozstajnych drogach zawsze stawiano krzyże.

Dlaczego właśnie tam?

- Myślę, że miały one znaczenie egzorcyzmujące. Człowiek, który czynił znak krzyża wychodząc z domu, podobnie jak się wchodzi w nieznaną przestrzeń, w ten sposób się zabezpiecza. Zło zawsze bało się znaku krzyża i to najprostszy egzorcyzm, który każdy z nas może czynić.

Rozstajne drogi prowadziły w nieznane i były tego synonimem. A tam, gdzie istnieje przestrzeń nieznana, pojawiają się różne nieznane postaci, z którymi nie wiadomo czy jesteśmy w stanie wygrać. Do dziś rozstajne drogi funkcjonują jako miejsce wyrzucania chorób. Często jest to zakopywanie czegoś. Nie zaglądałem w to, co proponują osoby, które odczyniają choroby, ale myślę, że jest to miejsce, gdzie krzyżują się symbolicznie dobre i złe moce. Może one są takim miejscem? Krzyżującej się nadziei i rozpaczy? Wszelakie opowieści - te zapisane i te, które pamiętam z dzieciństwa, dziś je analizując - po pierwsze były żywą barwną katechizmówką. Łatwiej przemawiały niż zwerbalizowane prawdy wiary. Był obraz, opis, była bliskość. Coś, co działo się w tych opowieściach nie było za siódmą górą, tylko gdzieś w pobliżu. Przyznaję, że w dzieciństwie obawiałem się tych nieznanych przestrzeni.

Co z takich opowieści pozostało w pamięci do dziś?

- W człowieku istnieje zakodowana ciekawość, która każe w ten świat wędrować albo kusi mirażami nierozpoznanego świata. Często poprzez niezbyt rozsądne zabawy w talerzyki, numerologię. Na szczęście istnieją bliscy, przyjaciele, rodzina - oni chronią. A próg domu oddziela od tego świata.
Czyli granice?

- Tak. Kiedyś pięknie napisał o owych granicach profesor Stoma w "Micie Alkmeny“. Kiedy grzebano kogoś w poświęconej ziemi, wszystko było w porządku. To działo się w naturalnym rytmie, ale grzebano też w połowie na cmentarzu, a w połowie na zewnątrz. Były również upiory, które odkopywano. To nie jest tylko wymysł literacki, jak w "Dolinie Issy“ Miłosza. Ten duch niespokojny, który szukał ukojenia, powracał, więc odkopywano go, przebijano osikowym kołkiem (czy odcinano głowę) i prawdopodobnie składano w nogach. Takie opowieści też notowałem w młodości.

A domy, w których rzekomo straszy?

- Takich opowieści też istniało dużo. Dziś podejrzewam, że to była kumulacja zła. Kilkanaście lat temu niedaleko Bociek - nie będę wymieniał miejscowości - był właśnie taki dom. Prawdopodobnie już go nie ma, bo nie dało się w nim mieszkać. Wędrowały tam meble, zimą z ogrodu wlatywały przez okna i tłukły szyby motyki, pozostawione na zagonie, z bryłą zmarzniętej ziemi fruwały po domu.

Co mogło być powodem tych niezwykłych zdarzeń?

- Ponoć zaczęło się od śmierci jednego z mieszkańców. Otóż dokonał on pewnej niegodziwości, profanacji. Żeby zdobyć celność strzelby, ćwiczył strzelanie do hostii. Dla mnie to diaboliczna wędrówka ku nieczystym mocom.

To tak jak z panem Twardowskim, który zaprzedał się diabłu?

- Właśnie. A Twardowski wcale nie był postacią osadzoną w mitach. Jak się przeczyta książkę Romana Bugaja, to rzeczywiście istniał taki ktoś, był studentem Akademii Krakowskiej, byli też ci, którzy zajmowali się alchemią. W legendach, które możemy traktować jako bajdurzenia starych ludzi było wiele prawdy.

Na przykład o niebezpieczeństwie zaglądania do studni?

- Czasem wciągała tam jakaś potworna żaba, czasem była to Baba Jaga. Wątki literackie mieszały się z lokalnymi opowieściami. Z przyjemnością czytam pierwsze tomy Federowskiego "Lud białoruski na Rusi Litewskiej“ wydane na początku XX wieku. Są tak interesujące i bogate, choć dotyczą z naszych terenów tylko dzisiejszej Sokólszczyzny, że aż dziw bierze, że tak niewiele z tamtych niesamowitych opowieści pozostało do dzisiaj. Skutecznie wypleniono owe badania ludowe, do których dziś powraca się tylko w ramach zajęć regionalnych. Te opowieści mówiły bardzo wiele o ziemi, na której się wzrastało, o mentalności tych ludzi. Poprzez wierzenia i nadzieje.

Czy obecność diabła umacniała w wierze?

- Nie. Chrześcijaństwo pozwalało wprowadzić w to miejsce cały poczet świętych i osób uduchowionych, które były pomocne. Ilu mamy patronów - od pożarów, od powodzi, od piorunów i tak dalej. To powodowało niebywałą więź między światem widzialnym i duchowym, ale ten świat był przychylny człowiekowi. Człowiek mógł tylko prosić i dziękować.

Stąd kapliczki przydrożne.

- I krzyże. Sporo jest elementów ukazujących głęboką wiarę ludu. Istotne jest to, że zło nie musi mnie dotykać, mogę być uodporniony na to, co otacza, co jest ciemne i nierozpoznane, ale i przyjmuję dopust Boży z pokorą. W życiu człowieka szczególnie ważne jest rozróżnienie dobra od zła. Dzisiaj jest to coraz trudniejsze. Kiedyś moją wiarę nazwano by ciemnotą. Ja się wcale tego nie wstydzę. Tak, jak są w świecie ludzie dobrzy i źli, to ważne jest, żebyśmy z tej przestrzeni wydobywali tych dobrych.

Jak w XXI wieku rozpoznać tego złego?

- Kiedyś jedna z kobiet, które wypytywałem o takie historie powiedziała mi: Panie, pan tu o diabła się pytasz? Tu wszyscy już diabłem zostali dotknięci. Lepiej poszukaj pan, bo może jeszcze się zdarzyć ktoś, kto miał do czynienia z aniołem, a nie z diabłem. Na niego pan patrz, jego pytaj i zapamiętaj, co on powie.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny