Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jan Kamiński: To poniekąd jest moja książka meldunkowa

Janka Werpachowska
Jan Kamiński
Jan Kamiński Archiwum
Bohaterowie "Książki meldunkowej" to osoby w moim życiu najważniejsze. Bo nic nie jest tak ważne jak to, czego się doświadcza po raz pierwszy w życiu. Cała reszta, to już tylko powtórki z rozrywki. Tak jak w Biblii: to co było na początku, jest najważniejsze. Bo z tego, co było na początku, wyrasta cała reszta.

Obserwator: Czytając tę książkę miałam pewność, że nie jest to świat przez Ciebie od początku do końca wymyślony; że nie jest to fikcja. Tylko jeden fragment - ale o tym porozmawiamy później - wymknął się tej ocenie. A jak jest naprawdę?

Jan Kamiński, autor książki "Książka meldunkowa",: To jest fikcja i nie-fikcja. Nie da się wykreować świata fikcyjnego bez jakiejś podwaliny w realiach. On musi być zbudowany na czymś.

Tytułowa książka meldunkowa istniała naprawdę?

- Ona istnieje. Prowadził ją mój ojciec, który był sołtysem. W grubym brulionie zapisywani byli wszyscy mieszkańcy wsi. Odnotowane są każde urodziny i każda śmierć. Wszystkich tych ludzi znałem. Oprócz mnie i moich dwóch sióstr wszyscy już nie żyją.

Odnalazłem tę książkę po śmierci ojca, na ruinach mojego rodzinnego domu. Przeglądałem ją wiele razy, wczytywałem się w nazwiska. Spis mieszkańców wsi, w której się urodziłem, stał się jakby przewodnikiem przez wspomnienia.

Postanowiłem każdą z tych osób dopuścić do głosu, udostępnić jej miejsce na opowiedzenie swojej historii. Starałem się, aby każda z tych opowieści wybrzmiała w języku osoby, która ją snuje. Dziecko mówi jak dziecko; facet z jajami mówi jak facet z jajami, a safanduła mówi jak safanduła.

W żadnym miejscu nikogo nie oceniam. Lubię ich wszystkich jednakowo. Nie ma w książce nazwisk, są imiona, przydomki. Bo może niechcący mógłbym kogoś skrzywdzić.

Zapewne każda z tych historii, zapisana jako pojedyncze opowiadanie, nie byłaby specjalnie interesująca. Dopiero kiedy się splatają, przecinają, zazębiają, jedna z drugiej wynika, uzupełnia ją - powstaje intrygująca opowieść.

To prawda. Opowieść jest intrygująca i wciągająca. Ale na pierwszych stronach tej książki trochę oszukujesz czytelnika. Czytam taki akapit: "Długo niósł mnie przez życie taki nurt, buntowniczo-sentymentalny, męczący dla mnie i dla mojego otoczenia, podszyty chłopcem, który za wszelką cenę chciał być mężczyzną, ale nie potrafił zrozumieć męskiego etosu. Obracałem się wśród takich chłopców. Wojtek, chłopiec czterdziestoletni, Włodek, z profesorskim tytułem, chłopiec pod siedemdziesiątkę, Boguś, jak Wojtek, czterdziestolatek. Jurek, stary koń, który jako chłopiec umarł". Czytam i spodziewam się, że dalej będzie o nich, o tych, których też znam lub znałam. A wiadomo, że nic tak nie zachęca do lektury, jak nadzieja, że znajdzie się w książce kilka pikantnych ploteczek, kilka dykteryjek o swoich znajomych. A tu nic z tych rzeczy. Może jednak ten przytoczony przeze mnie akapit to zapowiedź tego, że szykujesz coś na kształt swojej książki meldunkowej, w której zapisałeś ludzi ważnych dla Ciebie?

- Kiedy właśnie bohaterowie tej "Książki meldunkowej" to osoby w moim życiu najważniejsze. Bo nic nie jest tak ważne jak to, czego się doświadcza po raz pierwszy w życiu. Cała reszta, to już tylko powtórki z rozrywki. Tak jak w Biblii: to co było na początku, jest najważniejsze. Bo z tego, co było na początku, wyrasta cała reszta.

To poniekąd jest moja książka meldunkowa, bo wszystko, co mi się w głowie poukładało w sensie obrazów, emocji, stosunku do świata i ludzi, to właśnie wtedy, kiedy byłem taki, co to biega bez majtek, w kusej koszuli i chowa się w pokrzywach, kiedy traktor przejeżdża. Ale zacząłem, mam już na laptopie 20-30 stron książki, która dzieje się tu i teraz. Cierpliwości.

Jakich bohaterów tam spotkamy?

- Nie wiem.

Nie chcesz zdradzić?

- Naprawdę nie wiem. Z pisaniem to jest tak, jak kiedyś powiedział Gombrowicz: piszesz, i prawdę mówiąc nie wiesz, jaki będzie następny wyraz. Dobrze by było, żeby ten następny trochę się dziwił temu poprzedniemu, że jest właśnie taki. Gombrowicz radzi, żeby napisać dwadzieścia stron, przeczytać, napisać to jeszcze raz, i jeszcze raz, i wtedy być może się już coś fajnego pojawi.

Dalej to już po prostu pisać tak, żeby to pisanie było podobne do jazdy końmi, które poniosły. Niech niosą, uważaj tylko, żeby się ta fura nie wywaliła. Niech pędzą na złamanie karku. I taka to jest formuła. Naukładasz sobie w głowie - a potem: myk, coś się poprzestawia, poprzesuwa. Na ogół na lepsze.
Ci ludzie - jest to zresztą korowód niesamowicie barwnych postaci - których dopuściłeś do głosu w "Książce meldunkowej", wyrażają również Twoje emocje. Cały czas miałam takie wrażenie.

- Emocje, nawiedzenia, przeżycia. Oczywiście.

I dlatego zaskoczył mnie w tej książce motyw katastrofy smoleńskiej, pojawiający się w opowieści babki Urszuli, która zdaje Ci relację z tego, jak jest po drugiej stronie.

- I mnie zaskoczył. Nigdy nie sądziłem, że się kiedykolwiek odniosę do katastrofy smoleńskiej. Ale przyjechali kiedyś do mnie, do Jaryłówki, Piotr i Jarek. Siedzieliśmy do rana, zjedliśmy garnek bigosu i kłóciliśmy się tak ostro, że sąsiad Władek przybiegł mnie ratować, bo myślał, że chcą mnie bić. O patriotyzmy kłóciliśmy się.

Babka Urszula opowiada: "No i włączam alefa (gadżet, dzięki któremu mieszkańcy tamtej strony widzą wszystko, co się dzieje w każdym miejscu na ziemi i poza nią - przyp. J.W.), a tam prezydentów, generałów, biskupów, senatorów, profesorów pełno". I dalej o tym, jak mieszkaniec tamtej strony chciał nawiązać rozmowę z jednym z nowo przybyłych: "(...) podchodzi do takiego jednego, grubawego, co na wielkiego ważniaka wyglądał i, jak to on, zagaduje. (...) A ten natężył się jakoś w sobie, poczerwieniał, zabulgotał i mówi: - Paszoł won, tłumoku!". Na tym zakończę cytowanie, żeby nie odbierać czytelnikom przyjemności lektury. Musisz przyznać: mocne i jednoznaczne.

- Pierwotnie było "Spieprzaj, dziadu!", ale złagodziłem tę scenę. Zbyt wielu ludzi kocha jej bohatera.

Czy wizja tamtej strony, ze Starym, który najbardziej nie lubi sekciarzy i dlatego źle traktuje Tercjarza z Twojej wsi, a do Kodeksów w miejsce miłości wpisał Przyzwoitość - to Twoje wyobrażenie o tym, co nas czeka po śmierci?

- Nie, ja jestem ateistą. Mój pogląd na życie po życiu zamyka się w słowach "z prochu powstałeś i w proch się obrócisz".

Załóżmy jednak, że jest taki świat, o którym Ci opowiada babka Urszula, w którym każdy przyzwoity przybysz dostaje od Starego jednorożca i alefa i może zadecydować, w jakim okresie swojego życia ziemskiego chciałby bytować tam, po drugiej stronie. Co byś wybrał?

- Ja bym chciał jeszcze raz przeżyć wszystko od początku do końca, ze wszystkimi udręczeniami, jakie miałem. Ale na pewno chciałbym mieć alefa i różowego jednorożca. Zacytuję fragment recenzji Piotra Brysacza: "choćbyś nie wiem jak się nadymał i nabzdyczał na tym świętym i przeklętym świecie - to pozostanie na nim po tobie tylko pamięć. Pamięć innych. Jeśli pamiętać im się zechce... I lepiej wiedzieć o tym "przed" niż "po"".

Czytaj e-wydanie »Lokalny portal przedsiębiorców

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny