[galeria_glowna]
Jan Garbarek w Polsce koncertuje często i chyba chętnie. Ale czy ktoś w ogóle mógł się spodziewać, ze w mroźny wieczór pojawi się w Białymstoku? A jednak cuda się zdarzają.
Wypełniona do ostatniego miejsca sala kina Forum kwadrans po 20, 13 grudnia, zamieniła się w świątynię muzyki improwizowanej.
Bo Jan Garbarek nie gra czystego jazzu. On gra swoją muzykę. Osobną, wyjątkową, pełną odniesień do klasyki, ale też folkloru. Barwną i zupełnie pozbawioną mitycznego chłodu. Widać, że artysta uwielbia grać, a uśmiech niemal nie schodzi mu z oblicza. Nie mówi, nie stara się zabawić publiczności - po prostu gra.
I z miejsca widać i słychać, że jego firmowym instrumentem jest saksofon sopranowy. To z niego wydobywa najbardziej przejmujące dźwięki i to jego barwa jest rozpoznawalna przez fanów muzyka na całym świecie. I każdy niuans brzmienia, każdy oddech saksofonisty było świetnie słychać w sali kina Forum. Od paru lat muzyka jazzowa znakomicie sprawdza się w tym miejscu, a dźwięk jest wyjątkowo selektywny.
I tego było trzeba, żeby słyszeć z jaką biegłością grał na instrumentach klawiszowych Rainer Bruninghaus. Nawet w cokolwiek banalnych tematach cały czas pracował nad harmonią, by kolejne frazy nie zabrzmiały tak samo. Dopiero w partii solowej, zagranej na fortepianie, wypuścił się na zbyt odległą wycieczkę.
Od pierwszej informacji o koncercie najbardziej czekałem, żeby zobaczyć na żywo grę Triloka Gurtu. Wiadomo było, że Garbarek nie zawiedzie, ale mając za towarzysza jednego z najsławniejszych perkusjonistów świata, może zagrać coś niezwykłego. I właśnie dzięki panu Gurtu, można było przeżyć najbardziej zabawne momenty koncertu.
Hinduski muzyk zaczął niewinnie - od dialogu bębnów z instrumentem klawiszowym. Po kilkudziesięciu minutach dał solowe przedstawienie używając instrumentów perkusyjnych o fantazyjnych kształtach i tajemniczych nazwach, korzystając nawet z wiadra wypełnionego wodą. Do tego śpiewał przywołując z miejsca w pamięci najgorętsze fragmenty płyt Johna McLauglina z grupą Shakti. Było tak pięknie, że sam Jan Garbarek, uzbrojony w drewniany norweski flet seljefløyte, z niebywałą radością, także wszedł w dialog z instrumentami perkusyjnymi, a Gurtu, nabijał rytm, śpiewał, i jeszcze miał czas dyrygować publicznością. I chyba w pewnym stopniu ukradł część widowiska Garbarkowi.
Ale na tym polega magia prawdziwej muzyki, tkwiącej mentalnie w jazzie. jest miejsce na swobodę, improwizacje, radość i wspaniale zaaranżowane, niezwykle karkołomne rytmicznie fragmenty.
Ważniejszego artystycznie koncertu w Białymstoku nie pamiętam.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?