Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jakiej wizji Białegostoku nam potrzeba?

Dariusz Kiełczewski [email protected]
Naszego miasta nie stać na tracenie energii na niepotrzebne spory.
Naszego miasta nie stać na tracenie energii na niepotrzebne spory.
Marzy mi się na sam początek zwyczajny dialog, współpraca i poszukiwanie wspólnych, wypracowanych w dyskusji i w duchu kompromisu rozwiązań.

Z zainteresowaniem przeczytałem tekst Radosława Oryszczyszyna na temat "dylematu osiołka", w którym autor wyraził ubolewanie, że mieszkańcy miasta nie mają żadnej wizji jego rozwoju, a nawet jeśli mają pomysły i oczekiwania, to na ogół nie potrafią ich w odpowiedni sposób wyartykułować i podejmować merytorycznej dyskusji.

Miasto monologów

Zapewne w przypadku tak zwanego przeciętnego mieszkańca miast tak jest, ale osobiście odnoszę wrażenie, że w Białymstoku tych wizji rozwoju jest aż zbyt wiele oraz że dyskusji nad nimi się nie prowadzi, gdyż tej rozmowy raczej prowadzić nikt nie chce. Odczuwam wrażenie, że Białystok jest bardziej miastem wielu monologów niż dialogu. Prawie wszyscy mają przekonanie o swojej racji, więc nie są zainteresowani polemiką. To, co mnie uderza w moim mieście, to istnienie głębokich podziałów w niemal wszystkich sferach życia społecznego.

Nie chodzi tu tylko o narzucające się podziały narodowościowe i religijne. One istnieją, choć niewielu ma odwagę to przyznać. Bardziej politycznie poprawne jest podkreślanie tego, jak wspaniała jest wieloetniczność miasta i regionu.
Tymczasem istnieje też pewna koncepcja miasta o jednoznacznie ksenofobicznym obliczu, kulturowego monomiasta, w którym istnienie różnorodności spycha się na margines. Zamiatamy tę koncepcję pod dywan, ale odradza się ona w anonimowych internetowych komentarzach. Wspominam o istnieniu tej rzeczywistości, gdyż jest ona zdolna zniszczyć rozwojowe ambicje miasta. Wiąże się z nią nieufność do wszystkiego, co obce, a więc też zmian.

Oczywisty jest fakt, że w każdym środowisku toczy się spory i dyskusje. Jednak w Białymstoku są one szczególne, gdyż przekładają się na fakty organizacyjne. Tworzy się w danej dziedzinie życia wiele alternatywnych środowisk, które czasem współpracują ze sobą, lecz głównie konkurują. Ponieważ każde jest relatywnie słabe, w ostateczności prawie żadne nie wychodzi poza zasięg regionalny czy wręcz lokalny.

Charakterystycznym przykładem są losy pism literackich. Istnieniu pisma "Kartki" zawsze przecież towarzyszyła krytyka jego środowiska i jego poetyki oraz nieustanne próby tworzenia innego pisma, które niby miało być bardziej lokalne i tutejsze, a przecież, tak jak "Graffiti" i "Kultura", w ostateczności wpychało się w to samo miejsce, co "Kartki". Skończyło się tym, że właściwie nie ma już pisma żadnego. I "Kartki", i "Kultura" w sumie okazały się kolosami na glinianych nogach. Ten przykład można przenieść na wiele innych sfer (podaję go, ponieważ jest dobrą ilustracją tego, co się u nas zbyt często pojawia).

Sielsko i nowocześnie

Podział na wizję miasta romantyczną, ekologiczną, swojską, sielską i anielską oraz wizję modernistyczną, skonstruowany przez Radosława Oryszczyszyna, doskonale się w te białostockie podziały wpisuje. Sam autor zresztą też wydaje się optować za kontrastową i bezkompromisową wizją, uznając wszystkich, którzy chcą obie wizje pogodzić, za pogrobowców Andrzeja L. Lecz tenże, trzeba przyznać, znajduje się w dobrym towarzystwie. Godzenie tego, co ekologiczne, z tym, co modernistyczne, próbuje się czynić już od początku lat 90., a niektóre kraje osiągają już pewne sukcesy. Chodzi mi o budującą kompromis między rozwojem gospodarki a ochroną środowiska i tożsamości kulturowej koncepcję zrównoważonego rozwoju. O ile mi wiadomo, Białystok strategię zrównoważonego rozwoju nawet posiada. Symboliczne jest tu zdanie pana Oryszczyszyna, że zwolennicy nowoczesnego Białegostoku godzą się nawet na oddalenie od terenów zielonych, byle tylko miasto przypominało metropolię.

Akurat Białystok jest takim miastem, że jakieś pięć minut drogi od placu miejskiego znajduje się naprawdę duży park. Gdybym więc miał wyrazić jakiś pogląd o wizji rozwojowej miasta, zapewne proponowałbym coś pomiędzy obiema alternatywami. Gdyż, szczerze powiem, żadna jako jedyna mi się nie podoba.

Białystok? Znaczy Białowieża?

Zajmuję się zawodowo kwestiami ochrony środowiska i mogę śmiało powiedzieć, że wizja ekologicznego Białegostoku sprawdza się tylko połowicznie. Ludzie z zewnątrz na pytanie, co wiedzą o moim mieście, z reguły odpowiadają "Białowieża", choć to godzina drogi z okładem. Ale to dlatego, że ekologiczny Białystok jest kojarzony stereotypowo z ochroną przyrody i brakiem inwestycji (bo trzeba chronić przyrodę, więc porządnego zakładu przemysłowego się nie zbuduje), brakiem dróg (bo trzeba chronić przyrodę, a wszędzie parki i rezerwaty), z jedyną wymuszoną specjalnością, którą są produkty rolne, a także tradycyjne i regionalne. Wprawdzie rzeczywiście Parma jest znana głównie z sera i szynki, ale budowa przyszłości miasta w oparciu o kindziuk, kiszkę i przesławny eliksir z okolic Czarnej Białostockiej nawet do mnie nie do końca przemawia, choć gorąco popieram wszelkie proekologiczne i wszelkie regionalne i tradycyjne projekty, uważając, że różnorodność biologiczna i kulturowa mnie wzbogaca.

Supraska perła

Zarazem jednak wizja tego nowoczesnego Białegostoku, rozwijającego się po trupach lasów, jezior, bagien i skwerów, jakoś mnie też nie przekonuje. Wręcz przeciwnie, uważam, że byłoby to zaprzepaszczenie walorów, jakie miasto i region jednak posiadają, a które mogą być wykorzystane. Prowadzona ostatnio promocja miasta natchnęła mnie do przejrzenia podręczników do marketingu terytorialnego i okazało się, że potencjalnie Białystok jest świetnym miejscem do inwestowania. Nieruchomości są tu relatywnie niedrogie, jest duża ilość uczelni i studentów, którzy często są bardziej ambitni niż ich koledzy z bardziej renomowanych ośrodków (studiują w miejscach mniej renomowanych, zatem muszą bardziej się starać), płace są niższe, a wokół jest mnóstwo terenów zielonych, gdzie można wypoczywać (jeśli są stworzone do tego warunki).

Mamy zresztą prawdziwą perłę już za rogatkami miasta: Supraśl z uprawnieniami zdrojowymi, naturalne miejsce wypoczynku białostoczan. Jednak dotychczas jeździmy w inne miejsca, a w Supraślu właściwie nie dzieje się nic. Jak obudzić ten potencjał? A może właśnie współpraca? Może Białystok powinien pomóc Supraślowi w tej sferze, wykorzystując istniejące formy współpracy komunalnej, gdyż rozwój uzdrowiskowej funkcji Supraśla przyczyniłby się także do wzrostu jakości życia mieszkańców Białegostoku?

Moim zdaniem, trzeba zacząć przezwyciężać podziały. Jako pierwszy przykład nasuwa mi się na myśl sytuacja państwowych uczelni w mieście. Do tej pory nie udało się im stworzyć np. międzyuczelnianego kierunku studiów. Wynika to właśnie z trochę zbyt dużej jak dotąd osobności naszej uczelni: każda wznosi samodzielne inwestycje, które być może nigdy nie będą inwestycjami na naprawdę wielką skalę, ponieważ uczelnie chyba są na to za małe. Na szczęście pojawiają się przesłanki, by sądzić, że ten brak szerszej współpracy odejdzie w przeszłość i mam nadzieję, że podjecie odważniejszej i intensywniejszej współpracy jest kwestią czasu (wystarczy popatrzeć na budujący przykład Olsztyna).

Dolina Krzemowa Europy?

Trzeba też skończyć z poglądem, że rozwój zrównoważony to tylko ochrona drzew, lasów i bagien. To także przemysł, ale nieco inny. Nowoczesny właśnie.
W Karlsruhe w Niemczech powstało wielkie centrum technologiczne, w którym testuje się nowe technologie czystej produkcji (supernowoczesne i zarazem materiało- i energooszczędne, a więc proekologiczne), technologie gospodarki odpadami oraz wykorzystanie alternatywnych źródeł energii. Białystok jest naturalnie predysponowanym do tego miejscem jako centrum Zielonych Płuc Polski i miasto, gdzie znajduje się politechnika. Dlaczego więc miasto nie miałoby się stać takim centrum nowoczesnych technologii środkowej i wschodniej Europy? Mamy w mieście potężny problem z gospodarką odpadami: dlaczego nie wykorzystać tego jako bodźca do poszukania nowatorskich rozwiązań w tej dziedzinie i do tego, aby stać się wzorem dla innych?

Celowo wrzuciłem kamyczek do mojego własnego ogródka, gdyż zawsze uważałem, że gdy należy coś zmieniać, to powinienem zastanowić się, co sam chcę zmienić. Może brak wizji rozwoju miasta u ogółu mieszkańców nie jest tak straszną rzeczywistością, jeśli wizję mają władze i elity miasta. A czy ja sam mam jakąś wizję?

Marzy mi się na sam początek zwyczajny dialog, współpraca i poszukiwanie wspólnych, wypracowanych w dyskusji i w duchu kompromisu rozwiązań. Naszego miasta nie stać na tworzenie osobnych bytów i tracenie energii na niepotrzebne spory. A jednak obawiam się, że wciąż sporo energii w tej sposób tracimy.
Wizja potrzebuje też odwagi i wiary we własne siły. A jak jest z naszą wiarą? Mój przyjaciel z Niemiec, gdy rozmawialiśmy o moim mieście, a ja powiedziałem, że niewiele możemy, znajdując się na końcu Unii Europejskiej, uśmiechnął się i powiedział "To zależy, z której strony patrzeć". Rzeczywiście, patrząc od wschodu, jesteśmy przecież na samym początku, a w Suchowoli w pewnym kontekście nawet w środku.

Dariusz Kiełczewski jest profesorem na wydziale ekonomii Uniwersytetu w Białymstoku.
Śródtytuły pochodzą od redakcji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny