Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak wygląda mój kraj?

Redakcja
Piosenka patriotyczna nie musi być tylko domeną konserwatywnej – tej mniej uzdolnionej artystycznie – części społeczeństwa.
Piosenka patriotyczna nie musi być tylko domeną konserwatywnej – tej mniej uzdolnionej artystycznie – części społeczeństwa.
Bagnet, Moskal, Germaniec, Kościuszko, kosa, powstaniec, okowy i okupanci, ułani i emigranci. Polak, gdy śpiewa w patriotycznym tonie, stoi na baczność i prezentuje broń. Przy okazji prezentując zdziecinnienie. Trudno jest mi czasem uwierzyć, że nasz dzisiejszy patriotyzm jest taki wczorajszy.

Najczęściej piosenki patriotyczne są skażone historią na poziomie gimnazjum. I trzyma się ona ich mocniej niż Ordon reduty.

Może ta bieda przesłania bierze się z tego, że balansowanie na chwiejnej linie patriotyzmu niezbyt Polakom wychodzi. Zapytani o to, czym jest patriotyzm, zazwyczaj trzymamy się szkolnej formułki o miłości i przywiązaniu do ojczyzny. Rozwinięcie tej myśli przychodzi z trudem albo nie przychodzi w ogóle.

A wśród oficjeli mówiących o patriotyzmie dominuje ton podniosły i łzawy. I lekka niepewność w głosie, gdy wymyka się on kolejnym definicjom. A można najprościej: patriotyzm to garnek pełen strachu. Zwierzęcego lęku przed utratą - rodziny, tożsamości, kontaktu ze współziomkami. Podobną obawę odczuwa wilk opuszczający legowisko czy dziecko oddalające się od matki. Na tym strachu można zbudować wiele. Niestety, najczęściej w utworach z szuflady "patriotyczne" zagłusza się go megalomańską husarską przyśpiewką lub płaczem i zgrzytaniem zębów po najściach wrogów na kołyskę. A patriotyzm zostaje w dziecięcym pokoju, wśród dzielnych żołnierzyków i czołgów na baterie.

Dlatego jeżeli zaczniemy szukać piosenek "patriotycznych" w Internecie, trafimy głównie na składanki typu: "Pieśni podziemia i powstania warszawskiego", "Pieśni Wojenne - II wojna światowa", "Pójdziemy w bój'. I można powiedzieć, że to najszerszy nurt tej "sztuki". Ten sam od 150 lat. Już w 1863 r. Władysław Anczyc pisał:

"Oj, ostre, oj, ostre,
Ostre kosy nasze,
Wystarczą na krótkie
Moskiewskie pałasze."
(Krakowiak Kościuszki)

Niestety, do dziś piewcy wojującego patriotyzmu nie wymyślili nic bardziej odkrywczego. Nadal, jak od wieków, karmią się martyrologią.

A najlepszym tego przykładem jest płyta zespołu Lao Che z 2005 r. "Powstanie Warszawskie". Przepis wydawałoby się ciekawy: młodzi muzycy i niebanalna forma - koncept-album z utworami poświęconymi najtragiczniejszemu zrywowi naszej XX-wiecznej historii.

A wyszło co? Aż się chce zrymować…

Lao Che na "Powstaniu…" poległo. Album nie jest przełomowy muzycznie, za to jest niemiłosiernie wtórny tekstowo. Nadal przekaz sprowadza się do hasła: "Hej, kto Polak, na bagnety". Plus konieczny żal do Armii Czerwonej ("chociaż lewi jesteście, na prawym rzeki brzegu kucnęliście. Druzia... skurwysyny, nie przyszliście"). Okraszone zjełczałym nieco sosem zagrzewającym do walki:

"Do broni, Bracia Polaki,
Polsko Walcząca, Rodaki,
Ruszaj na Germańca,
Ruszaj na Germańca, jak do tańca!
Niech żyje Polska - Niepodległa!"

Nowością jest całkiem spory potok bluzgów pod adresem nazistów ("Gar gówna tym gównoryjom i prztyczek w nos (…) A tu zęby mamy wilcze, a czapki na bakier, tu się Prusakom siada na karku okrakiem! Do nich, kurwów!"). Muzycy z Lao Che narysowali też cieniem do powiek dystans do powstańców ("Na barykadzie, na Rejtana, jeden, drugi będzie w portki rżnąć, w portki rżnąć, w portki rżnąć!"). Nie ulegajmy jednak złudzeniu - to tylko prymitywny zabieg stylistyczny, byśmy dostrzegli, że powstańcy to: "morowe chłopaki, wiara dusz".

Pomijając jednak mainstream, delikatny jak erotyczne sny szesnastolatki, istnieje także hardcorowa odmiana krzewicieli polskiej myśli patriotycznej w muzyce. A może nacjonalistycznej? Szowinistycznej? No cóż - oni się nie przejmują szczegółami i uważają się za patriotów. Prawdziwych. W końcu uwielbiają polskie symbole narodowe.

"Nienawiść dziś płynie z naszych ust, tego się nie da wymazać z pamięci! Krew i honor ponad wszystko!!" - śpiewają mocne chłopaki z Honoru.
Tego typu twórczości jest sporo. Zazwyczaj sztandar nie wychodzi z gardła pieśniarza, więzy krwi są tak mocne, że podejrzewać można zakrzepicę, oręż ciągle w użyciu, tylko zwycięstw brak. Tak samo jak i włosów na głowach artystów, zrzeszonych w prasłowiańskich klubach wdzięcznej adoracji. Zespoły te łączy upodobanie do mocnego uderzenia, nie tylko w struny. Ich osobistą tragedią jest fakt, że nie mają co liczyć na masowego odbiorcę. Do większości słuchaczy ten geniusz rodzimej myśli narodowej nie dociera. Nic straconego - tego naprawdę nie warto poznawać.

Słuchając rozgorączkowanych nacjonalistów, można dojść do wniosku, że jesteśmy narodem pełnym ukrytych (i jawnych) kompleksów, leczonych za pomocą magicznego słowa wujka "Cięta Riposta". I tak jest w istocie. Wystarczy, że nas pochwali ktokolwiek spoza kraju, a wszyscy o tym trąbią z lizusowskim przytupem. Wystarczy przypomnieć sobie tę histerię na punkcie historii, gdy Walijczyk (Oh, my God!) Norman Davies wydawał swoją, łechcącą nas wersję historii Polski. Podobne szaleństwo przeszło jak burza kilka miesięcy temu, gdy Polacy usłyszeli po raz pierwszy Szwedów śpiewających o chwale polskiego oręża. Mowa o zespole Sabaton, który stworzył utwór o bitwie Polaków z Niemcami pod Wizną. Skoczny kawałek "40:1" sławi żołnierzy kapitana Raginisa, którzy stawili czoła czterdziestokrotnie liczniejszej armii pancernej Guderiana. I robi to z powermetalowym zacięciem i werwą.

Nic dziwnego zatem, że Sabaton został wyniesiony niemal na ołtarze przez portal Prawica.net. I jego jakże podekscytowanych fanów, którzy z zachwytem Kung Fu Pandy rozpływają się w wodach Biebrzy nad "40:1": "Ten teledysk powinien być odpowiedzią na każde faszystowskie kłamstwo naszych sąsiadów na temat naszego honoru i siły!" - obwieszcza z zapałem anonimowy internauta.
I wszelkie kompleksy odpływają w dal, gdy zespół z 35-tysięcznego szwedzkiego Falun ryczy i pieje o naszych dzielnych wojakach. Dochodzi do tego nawet, że rodzimy portal o staropolskiej nazwie Menforum występuje do prezydenta i premiera o odznaczenie Sabatonu (baczność!) Krzyżem Kawalerskim Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej. Szkoda, że przedtem nie sprawdzono, że obok "40:1" na tej samej płycie Szwedów znajdziemy utwór "Ghost division" - o geniuszu niemieckiego feldmarszałka Rommla i jego 7. dywizji. A zaraz obok mamy numer "Panzerkampf" o potędze Armii Czerwonej, dającej łupnia Niemcom na łuku kurskim. Sądzę, że gdyby niektórzy polscy słuchacze Sabatonu byli tego świadomi, pewnie torsje i zwroty byłyby nieuniknione. Refluks jak kota ze "Shreka" - prawdziwy "kłaczek". Zostałby tylko niesmak i echo: "I cóż, że ze Szwecji?".

Nie ma jednak co robić wyrzutów Sabatonowi za to, że lubi widowiskowe bitwy. W końcu nikt nie bije miłośników filmów wojennych.

Nikt też nie pobił Grzegorza Ciechowskiego, gdy zaśpiewał "Nie pytaj o Polskę". Mimo że nie jest to typowa piosenka patriotyczna.

"...taka zmęczona
i pijana wciąż
dlatego nie
nie pytaj mnie
dlaczego jestem z nią
nie pytaj mnie
dlaczego z inną nie
nie pytaj mnie
dlaczego myślę że...
że nie ma dla mnie innych miejsc
nie pytaj mnie
co ciągle widzę w niej
nie pytaj mnie dlaczego w innej nie
nie pytaj mnie
dlaczego ciągle chce
zasypiać w niej i budzić się".

Zniszczona życiem, niczym dworcowy menel, Polska jako obiekt miłości? Patriotyzm w tym wydaniu jest strawny, nietypowy i aż szkoda, że tak mało miał naśladowców. Jasne - wielu artystów kontestuje rzeczywistość, jak choćby Kazik Staszewski: "Jak jest w niedzielę nad ranem? Po sobotnich balach chodniki zarzygane. Polska. Mieszkam w Polsce".

Dziś w podobny ton uderzają zastępy hip-hopowców. Ale sama kontestacja to jeszcze nie patriotyzm. Musi być choć iskra przywiązania do kraju, miasta, podwórka lub trzepaka chociaż! I z tym - o dziwo - nie ma żadnych problemów. Nawet w Białymstoku.

Co prawda trudno doszukać się utworów, w których panieński świerzop, gryka jak śnieg biała i dzięcielina pała miłością do Polski, ale patriotyzmu lokalnego ci u nas dostatek.

"Białystok - mój stoku biały,
mury tego miasta mnie wychowały.
Białystok - jak to brzmi dumnie.
Będę z Ciebie dumny nawet w trumnie"

- śpiewa punkowy Kaganiec (utwór "Białystok"). I dodaje linijkę tekstu o królowej ulic - Lipowej. Pozytywny przekaz! Ale już za miedzą tak wesoło nie jest - klerykalizm, agresja i znieczulica opanowały Polskę i nie pozostaje nic innego, jak dramatycznie zapytać: "Ajajajajajaj ajajajaj, jak wyśpiewać mam, jak wygląda mój kraj?" (Kaganiec - "Mój kraj").

Ale nie tylko rodzimy punk sławi nasze miasto. Białostocki hip-hopowiec PIH (bardzo popularny w Internecie - aż 130 tys. odtworzeń utworów na portalu muzycznym MySpace!) niemal emanuje wzruszeniem:

"Białystok do końca - jestem z nim nadal,
To jest niezmienne jak dziesięć przykazań,
Jak w banku pewne - od zapowiedzi do czynu,
Możesz trzymać mnie za słowo
Ty sku... (ty) synu
Lojalność, szczerość w sercu, prawda w oczach
Łzy jak radość - nigdy na pokaz,
Nadał mi chillout
Surowy klimat,
Nie znajdziesz ciepła tam, gdzie panuje zima"

I mimo zimy w sercu każdego białostoczanina nastaje globalne ocieplenie. Jednak pozytywny przekaz w hip-hopie to raczej nisza niż reguła. Jeżeli przeciętny ziomal z blokowiska mówi o polskiej rzeczywistości, to raczej należy zejść mu z drogi, bo kipi od złości.

Niestety, poza lokalnym umiłowaniem miasta czy dzielnicy, patriotyzm zgrzyta między zębami dzisiejszych artystów jak ziarnka piachu. A przecież piosenka patriotyczna nie musi być tylko domeną konserwatywnej - tej mniej uzdolnionej artystycznie - części społeczeństwa. Słuchacze nie muszą być skazani na piszczącą biedę z bogoojczyźnianą nędzą. Niestety, zbyt często za tematy patriotyczne biorą się rzemieślnicy, a nie artyści. Nie bawią się konwencją, bo to zabawa próżniacza i wszeteczna. Wiadomo - nie wciska się flagi państwowej w psie kupy, to sądem grozi. Więc powstają siermiężne nuty i chropawe teksty. Za to prawe i bezpieczne.
Może to po prostu historia odbija się czkawką? W końcu w ostatnich kilku stuleciach Polska była niczym garderoba wędrownego cyrku, przez którą przewijają się niezliczone zastępy kuglarzy, dam z brodą, klaunów i rzesze zaciekawionej gawiedzi. Co tu się dziwić, że Polakom po tych licznych najazdach i wyjazdach trudno się zorientować, CZYM my w ogóle jesteśmy? I o jakim Polaku śpiewać? O tym, co mieszkał przed wojną we Lwowie lub tym z Wilna? Czy tym, który dziś polskość kultywuje w Grünberg in Schlesien? Przywiązać się do Breslau, czy płakać za stratą Morza Czarnego? Historia rozmyła granice. I sprawiła, że nasz dzisiejszy patriotyzm i patriotyczna piosenka są bardzo pokraczne. I niezbyt głębokie, jak to w cyrku bywa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny