Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak bluzgają politycy: Rezyduję tutaj na stałe i kręcimy lód. K... mać i to wszystko w łeb weźmie

Grzegorz Rykowski
Wrażliwych coraz mniej, stosowanie kodeksu wykroczeń w sytuacjach publicznych raczej nieużywane, a szerząca się tolerancja lub niemożność wręcz obezwładniająca.
Wrażliwych coraz mniej, stosowanie kodeksu wykroczeń w sytuacjach publicznych raczej nieużywane, a szerząca się tolerancja lub niemożność wręcz obezwładniająca. Fot. Krzysztof Białoskórski
Niewybredne bluzganie w rozmowach bardzo się w ostatnich latach upowszechniło, bo podobno taki język, jakie czasy. Zbyt łatwo jednak poddajemy się temu zjawisku.

To nieprzemijający temat. Wulgarny język, skrótowy, knajacki, przerażająco ubogi, wywołujący u wrażliwych słuchaczy więdniecie uszu.

Na opisanie jakiegokolwiek zjawiska, wydarzenia, problemu jego użytkownikom po prostu i dosłownie brakuje słów. Brakuje, bo nie mają ich w zasobie zbyt wielu. Przeto męczą siebie i innych. Cóż to by była za praca i droga przez mękę, gdyby mieli opisać jakieś wrażenie lub uczucie, skoro zwyczajnie faktów nazwać po ludzku nie potrafią. Więc powstają potworki językowe.

Widać też w wypowiedzi rzekomą dbałość o tajemnicę, bo są używane skróty myślowe, jak np. w rozmowie znanej (od pewnego czasu) posłanki:

"Rezyduję tutaj na stałe i kręcimy lód. (...) K... mać, tyle mam układów teraz wypracowanych, i to wszystko w łeb weźmie...". Silna kobieta, nie ma co, więc czemu te późniejsze płacze i postawa niecnie wykorzystanej? Albo z ust ważnego wiceministra : ".K... mać ! Przepraszam, ja pier...". Czytelnik stenogramu z podsłuchu może w tym miejscu dojść do wniosku, że urzędnik deklaruje, co właśnie w danym momencie robi. Jest to wniosek całkowicie błędny, bo to nie była rozmowa o seksie i jej przedstawicielkach, ale o wielkim biznesie. Inny ważny poseł, szef sejmowego klubu, a nie klubu go-go, toleruje rozmówców z tzw. biznesu, których język wręcz ocieka wulgarnością i, co najbardziej wyborcom uwłacza, jeszcze się przed nimi tłumaczy.

Niewybredne bluzganie w rozmowach bardzo się w ostatnich latach upowszechniło, bo podobno taki język, jakie czasy.

Zbyt łatwo jednak poddajemy się temu zjawisku. "Wulgarny język - jak twierdzi autorytet językowy w Polsce, prof. Jadwiga Puzyna - to brak szacunku dla innego człowieka, a często wyraz agresji". Ten brak szacunku dzieje się nie tylko wówczas, gdy jesteśmy adresatem wulgarności, ale także wtedy, gdy nasz rozmówca bez skrępowania operuje błotem, jak gdyby zakładając, że my też akceptujemy jego ułomny sposób wysławiania się i może posługujemy się językiem w sposób podobny lub tożsamy. Nadzwyczaj dziwi brak reakcji kobiet na bluzganie w ich towarzystwie, a niekiedy - jak się okazuje coraz częściej - przejmowanie wulgarnego stylu.

Utraciło na znaczeniu pojęcie "słowo nieparlamentarne", które, jak by nie było, wywodzi się z niegdysiejszej, najwyższej staranności w budowaniu wypowiedzi na forum parlamentu. W świetle przytoczonych wyżej przykładów pora się zastanowić, czym jest dzisiaj słowo parlamentarne i czy aby nie wzbudzi ironicznego uśmiechu. Na pewno jednak liczne przykłady obnażają dwa oblicza wielu oficjeli. Najpierw wystudiowana wypowiedź do kamery, a już za chwilę, po jej wyłączeniu i w swoim gronie, odreagowanie w języku na co dzień ulubionym.

Wrażliwych coraz mniej, stosowanie kodeksu wykroczeń w sytuacjach publicznych raczej nieużywane, a szerząca się tolerancja lub niemożność wręcz obezwładniająca.

Zjawisko nie jest nowe i przyszło razem z poszerzającą się od lat sferą kultury niskiej. Strażników też jakby niewielu. Ironię zmagań doskonale ilustruje anegdota z życia ludzi kultury. Znany w latach 50. scenograf, malarz i grafik Andrzej Stopka, współtwórca wielu wydarzeń teatralnych reżyserowanych przez Kazimierza Dejmka, został zaproszony na rozmowę do ministra kultury. Miał jednak fatalny zwyczaj często i odruchowo wyrażać się na "k". Przed wizytą jego żona Wicula zaklinała go, by powstrzymał się chociaż tym razem. Wspólnie ustalili, że będzie w tym miejscu mówił słowo "żaba".

Wizyta przebiegła poprawnie, ale przy wyjściu, odprowadzany przez ministra Stopka, potknął się o dywan i omal nie wywrócił. Oczywiście miał natychmiast ochotę soczyście zareagować, ale pomny przestrogi Wiculi wydusił jedynie "o.... żaba". Na to minister: "O k..., a skąd się tu wzięła żaba?".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny