Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jagiellonia i sztuka współczesna nie muszą być tylko z Białegostoku

Jerzy Szerszunowicz
, Ostateczne wyzwolenie, 2004 r. fotografia kolorowa, 2 szt., 120x181 cm
, Ostateczne wyzwolenie, 2004 r. fotografia kolorowa, 2 szt., 120x181 cm
Jakoś tak się składa, że piłkarzami Jagiellonii mogą być nie tylko mieszkańcy Białegostoku - mówi o sztuce współczesnej w Białymstoku Monika Szewczyk

Opowiadała mi Pani historię pewnego muzeum w Azerbejdżanie. Postawiono nowy gmach, a że miał być galerią/muzeum wyposażono go odpowiednio, czyli w dzieła sztuki. Uroda sytuacji opiera się na tym, że nie była to ani sztuka dawna (takowej w postaci dzieł klasyków najwyraźniej nie posiadano), ani też współczesna: dzieła pachniały jeszcze świeżą farbą, ale formalnie tkwiły w epokach minionych (np. obrazy "w stylu" Picassa, czy a'la Van Gogh). Z jednej strony zrozumiała i szczytna jest chęć twórców muzeum, by nadrobić zaległości i nieciągłości w rozwoju miejscowej sztuki, nawiązać do wielkich tradycji europejskich. Z drugiej uderza groteskowość takiego pomysłu: to trochę tak, jakby współcześnie wydać zaginione średniowieczne manuskrypty, napisać spalone przez syna listy Adama Mickiewicza czy wyrzeźbić jeszcze raz Venus z Milo z rękami.
Monika Szewczyk, dyrektorka Galerii Arsenał, szefowa Podlaskiego Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych: Zabawniej byłoby wyrzeźbić Wenus bez rąk... Obrazu dopełnia też fakt, że takie wypełnienie owego muzeum, nie było jedyną opcją. W Azerbejdżanie żyją i pracują artyści współcześni, którzy są znani w Europie, którzy mają świadomość tego, co w sztuce się do tej pory zdarzyło i świetne rozeznanie w nowych trendach. Krótko mówiąc, odrobili samodzielnie lekcję historii sztuki, w przeciwieństwie do twórców omawianego muzeum.

Mam wrażenie, że w Polsce też niekiedy ujawnia się azerbejdżański syndrom.
- Zdarza mi się ciągle trafiać na próby udowadniania wyższości Jerzego Dudy Gracza nad Arturem Żmijewskim, ale nie jest to tendencja powszechna. Osoby o tradycyjnym pojmowaniu sztuki zawsze łatwiej komunikują się z szerokim kręgiem odbiorców. W efekcie potrafią wpływać na podejmowanie określonych decyzji strategicznych i finansowych, a co za tym idzie na kształt życia kulturalnego w danym kraju. Był taki czas w Polsce, że np. na Biennale w Wenecji wysyłano twórców "bezpiecznych", którzy często byli wybitni i zasłużeni, ale trudno było posądzić ich dzieła o awangardowość. Decyzje zapadały arbitralnie. Obecnie dzieje się to w drodze niezależnych konkursów. W efekcie na najbardziej prestiżowej wystawie sztuki najnowszej, tegorocznym Biennale Sztuki w Wenecji Polskę będzie reprezentowała… izraelska artystka Yael Bartana.

Czy Pani zdaniem nie ma w tym zgrzytu?
- Gdyby chodziło o realizację marzeń, to moje jest następujące: wchodzę do polskiego pawilonu i znajduję tam świetną, rewelacyjną, odkrywczą pracę, wychodzę z pawilonu i spotykam ludzi, którzy mówią o polskim pawilonie i mają ogniki w oczach i na pytania, gdzie jest najciekawiej odpowiadają: "w polskim pawilonie". Złote lwy przyznawane są dla najlepszego pawilonu i my je wygrywamy. Wracam do kraju i z przyjemnością myślę o tej właśnie realizacji, i wracam do niej myślami po latach i nie mogę jej zapomnieć. To nie jest precedens, że w pawilonie narodowym prezentowane są prace "obcego" twórcy. Poza tym prezentacja, która znajdzie się w polskim pawilonie jest realizowana przy udziale Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, w Polsce, dotyczy naszych, polskich spraw.

Czy taki wybór nie jest świadectwem słabości polskiej sztuki współczesnej?
- Myślę, że przeciwnie - to jest świadectwo braku kompleksów i dobrej kondycji polskiej sztuki.

A to jakim sposobem?
- Kultury silne chętnie oglądają się w oczach przybyszów z zewnątrz: nie mają nic do ukrycia, są dumne z siebie i chętnie wysłuchają opinii na swój temat, nawet opinii krytycznych. Jeżeli coś/ktoś ma autentyczną wartość, nie widzi w krytyce zagrożenia, lecz kolejną okazję do poszerzenia własnej świadomości, a przez to umocnienia pozycji. Zbyt abstrakcyjne? Ok. Odwołam się do przykładu z zupełnie innej dyscypliny: czy widzi Pan sprzeczność w tym, że piłkarz reprezentujący barwy narodowe jest przybyszem z zupełnie innego kraju, wychowanym w innej kulturze, który często niezbyt sprawnie posługuje się językiem polskim, a pytania "Kto jest prezydentem Polski?", nie mówiąc o dacie bitwy pod Grunwaldem, nie warto ryzykować?

Kultura, to nie piłka kopana - tu nie liczy się tylko sprawność mięśni i intelektu - można oczekiwać też jakiegoś zakorzenienia w tradycji, świadomości spuścizny kulturowej, z której się wyrasta.
- Dobrze. Zgoda. Ale co w takiej sytuacji zrobić z Mickiewiczem, inwokacją do "Pana Tadeusza": "Litwo, ojczyzno moja...". My wiemy (czy aby na pewno? czy każdy Polak wie?), jak to rozumieć, ale dla obcokrajowca dziwne wyda się to, że Polacy nazywają swoją ojczyzną Litwę. Może po prostu chodzi o siłę artystycznego wyrazu, a nie kraj, miejsce, z którego się pochodzi? Nikt nie kwestionuje ani roli, ani patriotyzmu, ani narodowości i polskości poezji Mickiewicza. Przeciwnie, to jest kanon - kultury, języka, poezji polskiej.

Ciągle jednak nie daje mi spokoju pytanie: Czy nie stać nas na własnego, polskiego reprezentanta na Biennale w Wenecji? Tym bardziej, że polscy artyści i kuratorzy święcą triumfy poza granicami. Nie dało się z nich wybrać kogoś odpowiedniego, albo wręcz ograniczyć grupę, z której się wybiera, do obywateli Polski?
- Bardzo żałuję, że nie pojawił się na konkursie projekt pracy Joanny Rajkowskiej albo Wojciecha Bąkowskiego czy Normana Leto. Ale wymienieni artyści się nie pojawili. Nikt nie ograniczał dostępu, konkurs był otwarty, a zgłosili się ci, którzy uznali, że startowanie w takiej rywalizacji ma sens, albo współpracują z nieleniwym kuratorem, który ich odpowiednio zmotywował. Co do ograniczania do obywateli polskich, to postulat ten brzmi co najmniej niestosownie w kontekście święta sztuki jakim jest Biennale w Wenecji. Jakoś tak się składa, że piłkarzami Jagiellonii mogą być nie tylko mieszkańcy Białegostoku. Takie wymaganie byłoby, jak można przypuszczać, absurdalne nawet dla najbardziej zagorzałych kibiców Jagi. Zawodnikiem białostockiego klubu staje się ten, kto gra w jego barwach. I wszyscy chcą, żeby zespół grał jak najlepiej, zdobywał tytuły. Pana obawy co do stosowania analogicznego mechanizmu na poziomie sztuki współczesnej wynikają być może z faktu, że uważamy sztukę za rodzaj bardzo szczególnej działalności, obarczonej misją jednoczenia wspólnoty narodowej.

A tak nie jest?
- Jest, ale nie musi. Przede wszystkim współcześnie nie można wymagać od sztuki, żeby warunkiem jej uprawiania było realizowanie jakiejś misji. To, że ciągle są zgłaszane takie postulaty wynika stąd, że w polskiej świadomości społecznej funkcjonuje stary, jeszcze romantyczny model postrzegania roli artysty i sztuki. Przez całe dziesięciolecia i setki lat sztuka była rezerwuarem kultury, tożsamości narodowej, zastępowała nieistniejącą polską państwowość. Obecnie nie musi tego robić, może się rozwijać bez ograniczeń - i z tej wolności korzysta.

Czyli wypina się na misję, unika podejmowania odpowiedzialności za świat, w którym powstaje?
- Nieprawda. By to zrozumieć, trzeba cofnąć się do XIX wieku, gdy rola sztuki w kształtowaniu wspólnoty narodowej była tematem podstawowym i koniecznym. Wówczas to Julian Klaczko, znawca kultury i sztuki, sformułował opinię, że Polacy są wrażliwi przede wszystkim na słowo, na poezję, na muzykę, zaś sztuki wizualne nie są właściwym sposobem przekazywania treści dydaktycznych i nie pomogą w scalaniu narodu. W tym czasie tworzył Matejko, Grottger, powstawały całe cykle prac o charakterze romantycznym, mówiące o patriotyzmie, krzepiące serca. Jak można było nie zauważyć ich roli? Widocznie było to możliwe, bo nie wszyscy zauważyli. Dzisiaj nikt nie odważy się mówić o twórczości Matejki w innym kontekście, niż tylko wielkiego patriotyzmu i oddania sprawie narodowej. W jego obrazach dostrzega się kwintesencję, rezerwuar polskości, dumy narodowej, tradycji. A wówczas niejeden krytyk sztuki uważał, że Matejką nie warto się zajmować, bo on nic do sztuki, ani do kultury polskiej nie wnosi. Tak samo dzieje się współcześnie.

Prześlepiamy i dyskredytujemy Matejków XXI wieku?
- Niestety, tak. Jestem pewna, że w przypadku wielu dzieł, które dzisiaj ogółowi odbiorców wydają się kontrowersyjne, nietrafione, które budzą sprzeciw i posądzenia o szarganie świętości, fałsz lub kompletny brak wartości, mamy do czynienia z czymś tak istotnym dla naszej kultury i tożsamości narodowej, jak obrazy Matejki w XIX wieku.

Dlaczego brak nam przenikliwości?
- Nazwałabym to raczej dmuchaniem na zimne. Zakładamy, że jedyną adekwatną forma wyrażania idei jest język akademicki lub romantyczny. Zapominamy o tym, że klasyk Matejko mógł być przez współczesnych odbierany jako autor sztuki krytycznej - wystarczy przypomnieć takie płótna jak "Zabójstwo św. Stanisława" czy "Rejtan". Korzystając z metafory kulinarnej można powiedzieć, że są tacy, którzy przedkładają konserwę nad świeże mięso. Wiadomo, że mięso z puszki nie może się równać ze świeżym - ani smakiem, ani wartością odżywczą. Ale w puszce nie ma zazwyczaj niczego, czym moglibyśmy się zatruć. Za przyjemność jedzenia surowego mięsa możemy zapłacić zdrowiem. Każdy wybiera pomiędzy ryzykiem odkrywania czegoś nowego, a bezpiecznym konserwatyzmem tego, co już dawno zostało odkryte. I nie ma w tym nic złego, pod warunkiem, że jesteśmy świadomi nieustannego procesu zamiany nowego w stare, awangardy w klasykę. Kłopot jest wtedy, gdy konserwa chce udawać świeżynkę - robi się i śmieszno, i straszno.

Jerzy Szerszunowicz jest dyrektorem Centrum im. Ludwika Zamenhofa w Białymstoku

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny