Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jagiellonia Białystok: Nie będą spać na ziemi

Wojciech Konończuk
Czesław Michniewicz nie jest zadowolony z dorobku punktowego Jagiellonii, ale mówi, że nie ma też powodu do wpadania w czarnowidztwo
Czesław Michniewicz nie jest zadowolony z dorobku punktowego Jagiellonii, ale mówi, że nie ma też powodu do wpadania w czarnowidztwo Wojciech Oksztol
Nie była to jesień naszych marzeń, ale nie mamy też powodu do wstydu - podsumowuje 17. kolejek rozgrywek ekstraklasy trener żółto-czerwonych Czesław Michniewicz.

Ogólną ocenę pierwszej fazy rozgrywek zmieniła na lepszą wygrana 1:0 w Gdańsku z Lechią. Teraz można powiedzieć, że nie jest źle, a przeciętnie.

- W Gdańsku mogliśmy się przekonać, co znaczy w meczach wyjazdowych dobry, silny fizycznie napastnik, jakim jest Grzegorz Rasiak, dla mnie główna postać tego spotkania. Swoich szans nie zmarnowali także Łukasz Tymiński i Vladimir Kukol - wylicza szkoleniowiec.

Jedna jaskółka nie czyni jednak wiosny i trudno ukryć, że Jagiellonia nie wykorzystała swego potencjału, szczególnie w meczach wyjazdowych.

- Pewnie, że 22 punkty nie satysfakcjonują ani mnie, ani piłkarzy, ani kibiców i działaczy. Ale trzeba sobie wyjaśnić pewne rzeczy. Przychodząc od Białegostoku Jagiellonia jawiła mi się jako piękna fabryka, ze świeżo odniesionymi sukcesami. W środku jednak coś szwankowało i nie było już tak ładnie - zauważa Michniewicz. - Nie chodzi tylko o naruszony występami w europejskich pucharach okres przygotowawczy, ale o plagę kontuzji. Chyba nie było drużyny bardziej dotkniętej urazami, niż nasza. Ot, chociażby pozycja bramkarza. Zaczynaliśmy z reprezentantem kraju Grzegorzem Sandomierskim, a kończyliśmy z czwartym golkiperem Tomaszem Ptakiem - dodaje.

Naruszony trzon zespołu

Opiekun Jagi dorzuca, że jakkolwiek trudno młodych bramkarzy winić za porażki, to duża rotacja na tej pozycja rzutowała na brak spokoju w grze całej linii defensywnej. Stąd pomyłki i głupio tracone bramki.

- Pech nie oszczędził też innych formacji. Najbardziej żałuję urazu Dawida Plizgi, który złapał dobrą dyspozycję i doznał groźnej kontuzji podczas meczu w Łodzi z Widzewem. W końcówce nie było też Rafała Grzyba. Z urazami zmagali się Tomek Frankowski i Grzesiek Bartczak, nie miałem do dyspozycji Roberta Arzumanjana i Bartka Grzelaka, Grzesiek Rasiak długo nie dostał certyfikatu. Nie chcę, by brzmiało to jak wymówka, ale trzon zespołu praktycznie w każdym meczu był naruszony - kontynuuje 41-letni trener.

Był jeszcze jeden ważny czynnik zewnętrzny, wpływający na jesienią grę Jagiellonii. W przerwach na reprezentację na zgrupowania wyjeżdżało wielu żółto-czerwonych.

- To splendor dla klubu, ale mi to pracy nie ułatwiało. Jak łatwo policzyć, w czasie rundy przez miesiąc nie miałem na zajęciach od siedmiu do dziesięciu zawodników, którzy wyjeżdżali na mecze reprezentacji. A na przykład Śląsk Wrocław nie oddawał nikogo, spokojnie przygotowywał się do kolejnych występów ligowych, co miało przełożenie na wyniki - zaznacza Michniewicz.

Zdaniem szkoleniowca mimo wszystko dorobek punktowy powinien być większy.

- Szkoda naszych zdecydowanie najgorszych meczów, czyli z Górnikiem Zabrze na wyjeździe i Podbeskidziem Bielsko-Biała u siebie. Ale żal mi też najlepszego meczu na obcym terenie - z Wisłą w Krakowie. Gdyby nie błędy sędziego wygralibyśmy i kto wie, jakby się wszystko potoczyło dalej - dywaguje opiekun białostoczan.

Pochwały dla młodzieży

Michniewicz za najlepsze występy uznaje potyczki w Krakowie i u siebie z Polonią Warszawa. Przy indywidualnych notach wskazuje przede wszystkim na rozwój młodych piłkarzy.

- Dobrze, że nasi mistrzowie kraju juniorów nie giną i znajdują miejsce w pierwszej drużynie. Chciałbym wyróżnić Tomka Porębskiego, który po gorszym występie w Chorzowie z Ruchem stał się obiektem drwin, a podniósł się i jest podstawowym zawodnikiem. To młodzi ludzie, którym będą się zdarzać wzloty i upadki. Ważne, by ich wspierać i dawać szanse - deklaruje trener.

Według szkoleniowca solidnością wyróżniali się obrońcy: Alexis Norambuena i Thiago Cionek.

- Z Thiago śmieliśmy się, że goni w liczbie zdobytych bramek Franka, tyle, że samobójczych. A tak poważnie, to można na niego liczyć, co pokazał chociażby mecz w Gdańsku, w którym wyłączył gry asa Lechii Abdou Traore - mówi Michiewicz.

Jesień za nami i trzeba myśleć o przyszłości. Mówi się o wielkim wietrzeniu szatni, a nawet o tym, że możliwe jest odejście szkoleniowca. Jako jego następcy wymieniani są Jurij Szatałow czy Jan Urban.

- Takie jest życie trenera. Nikt mnie o tym w klubie nie informował, ale to normalna praktyka, że sonduje się wśród szkoleniowców możliwość ich zatrudnienia. Do mnie też dzwoniono, gdy byłem bez pracy, kiedy jeszcze w jakimś klubie był inny człowiek. Nie jest to komfortowe, ale trzeba z tym żyć i na pewno się o to nie obrażę - deklaruje Michniewicz.

Odejdą ci, którzy nic do zespołu nie wnoszą

Opiekun Jagi nie zapowiada wielkiej rewolucji w składzie.

- Nie wyrzucimy przecież wszystkich łóżek, żeby potem spać na ziemi. Trzeba brać pod uwagę możliwości klubu i to, co można wykrzesać z kadry. Ale są piłkarze, którzy zawiedli i którzy nic nie wnoszą do zespołu, nie tworzą rywalizacji - zauważa trener.

Kto zatem odejdzie?

- Nie chcę mówić jeszcze o personaliach. Ale mówi się na przykład, że chcę pozbyć się Andriusa Skerli i Hermesa. To nieprawda. Obaj bardzo wiele zrobili dla Jagiellonii i bardzo ich za to szanuję. Nie zawsze im szło, zgoda. Ale na przykład Skerla grał cały rok na okrągło, mimo kłopotów zdrowotnych. Kiedy była przerwa w lidze, jeździł na kadrę Litwy i występował w dwóch następnych meczach. To musiało się odbić na jego dyspozycji - mówi Michniewicz. - Obaj jednak będą musieli przyjąć do wiadomości, że miejsce w składzie trzeba sobie wywalczyć - zaznacza szkoleniowiec Jagi.

Nie jest jednak tajemnicą, że oprócz Rogera Canasa, który już odszedł z Jagiellonii, na szczycie czarnej listy znajdują się Marokańczyk El Mehdi Sidqy i Brazylijczyk Maycon.

Najpilniejszymi potrzebami transferowymi są: zatrudnienie lewego obrońcy i lewego pomocnika. Przydałoby się też sprowadzenie wysokiego, defensywnego pomocnika, środkowego defensora oraz doświadczonego bramkarza.

- Kluczem jest lewa strona, bo to nasza bolączka. Norambuena gra tam z przymusu, a w środkowej linii nie ma nikogo, kto chociażby trochę odciążył Tomka Kupisza. Jeśli rywal wyłącza go z gry, praktycznie nasza ofensywa przestaje istnieć. Chciałbym mieć wiosną taki komfort, jaki szykuje się w ataku. Jeśli będę miał do dyspozycji Tomka Frankowskiego, Bartka Grzelaka, Grześka Rasiaka i Jasia Pawłowskiego, to będzie wielkie pole manewru i potężna siła rażenia - przekonuje Michniewicz.

Wiadomo już, że udało się pozyskać Nikę Dżalamidze z Widzewa Łódź. Czynione są starania o ściągniecie jego kolegi klubowego Sebastiana Madery oraz Marcina Budzińskiego z Arki Gdynia.
Na razie trener i piłkarze rozjechali się na urlopy, a na pierwszym po przerwie treningu spotkają się 9 stycznia przyszłego roku.

Czytaj e-wydanie »

Zaplanuj wolny czas - koncerty, kluby, kino, wystawy, sport

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny