Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jagiellonia Białystok: Bujanie w obłokach, słaby styl i dziwna polityka personalna

Wojciech Konończuk
Tomasz Frankowski to jeden z nielicznych jagiellończyków, do których nie można mieć pretensji o mecz w Wodzisławiu
Tomasz Frankowski to jeden z nielicznych jagiellończyków, do których nie można mieć pretensji o mecz w Wodzisławiu fot. Wojciech Oksztol
Żółto-czerwoni coraz mniej przypominają drużynę jeszcze sprzed kilku tygodni, kiedy spotkania z nimi musiał obawiać się każdy. Sytuacja staje się coraz trudniejsza i Jadze niezwykle ciężko będzie uniknąć pozostania do wiosny w strefie spadkowej ekstraklasy.

W sobotę Jaga zagrała najgorszą połowę przynajmniej od kilku lat, a za rywala miała najsłabszą w lidze Odrę Wodzisław. Niewiele lepiej było wcześniej z Lechią Gdańsk i sprawy zaczynają iść w złym kierunku.

Jaga sezon zaczęła imponująco. W czterech kolejkach odrobiła karę za udział w aferze korupcyjnej i ci, którzy po odjęciu jej dziesięciu punktów widzieli w białostoczanach głównego kandydata do spadku, musieli przemyśleć swoje stanowisko. Słabszą grę na wyjazdach żółto-czerwoni nadrabiali efektownymi zwycięstwami w Białymstoku i awansowali coraz wyżej w tabeli.

Wszystko zdawało się sprzyjać ekipie Michała Probierza. Rywale przegrywali mecz za meczem i przynajmniej pięć drużyn pozostaje w zasięgu Podlasian. Jagi nie krzywdzą sędziowie. W minionym sezonie kilka razy nasza drużyna została okradziona z punktów skandalicznym sędziowaniem, to teraz sporne sytuacje są rozstrzygane na korzyść Jagi.

Z Lechią było dobrze

Białostoczanie nie wykorzystali wszystkich sprzyjających warunków. Coś zacięło się w meczu z Lechią Gdańsk. Wielkim błędem było to, że nikt nie wyciągnął z tego wniosków. Trener Probierz zwalił odpowiedzialność na... przeciwnika (bo zagrał defensywnie). Szkoleniowca w obronę wzięli też działacze. Prezes Ireneusz Trąbiński na konferencji prasowej oświadczył, że Jaga grała dobrze, miała sytuacje bramkowe i nie ma powodu do obaw. Na dodatek, jak przy każdym wcześniejszym niepowodzeniu, pojawiło się tłumaczenie, ile to punktów byśmy nie mieli i na którym miejscu byśmy nie byli, gdyby nie kara nałożona przez PZPN. Zamiast przyjąć do wiadomości, że w tabeli Jaga ma kilkanaście punktów i jest w strefie spadkowej, nadal bujano w obłokach.

Efekt można było przewidzieć. Skoro było dobrze z Lechią, to tę "dobroć" drużyna kontynuowała w pierwszej połowie spotkania z Odrą. Poszła nawet dalej. Z Lechią nie oddaliśmy żadnego celnego strzału, a w Wodzisławiu żadnego strzału w ogóle.

Winą za to nie należy obciążać tylko szkoleniowca, bo piłkarze do tak ważnego spotkania powinni podejść z większym zaangażowaniem. Inaczej mógł też się zachować zarząd, który zamiast roztaczać parasol ochronny nad szkoleniowcem i zawodnikami powinien porozmawiać z nimi i zażądać poprawy.

Ale to Probierz ustalił katastrofalną taktykę. Lepszej dla Odry nie wymyśliłby pewnie sam jej opiekun Marcin Brosz. Wszyscy wiedzieli, że ekipa z Wodzisławia pęka po stracie pierwszego gola, że jej bolączką jest obrona i niedoświadczony bramkarz. No to Jaga schowała się za podwójną gardą i czekała, kiedy rywal rozwinie skrzydła i zacznie strzelać gole. A ci, którzy umieją zdobywać bramki - Tomasz Frankowski i Kamil Grosicki, siedzieli na ławce rezerwowych. Probierz tłumaczył, że chciał zaskoczyć, i zaskoczył. Tylko że nie rywali, a własnych zawodników, którzy przez 50 minut snuli się bez sensu na boisku. Remis w takich warunkach to i tak znakomity wynik.

Najlepiej nie być Polakiem

W parze z coraz gorszym stylem gry idzie dziwaczna polityka personalna. Gracze Odry w ogóle nie powinni wychodzić z szatni, bo oto mieli za rywala "galaktyczną" ekipę, w której piłkarz ekstraklasy we wrześniu (Grosicki) grzeje ławę, a gracz października (Grzegorz Sandomierski) w ogóle nie jest w kadrze meczowej. To jakich tuzów musi mieć Probierz?

Personalia to temat na oddzielną analizę, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że wracają czasy z okresu prowadzenia zespołu przez Adama Nawałkę. Wtedy szans na grę nie mieli białostoczanie. Teraz ideałem jest bycie do tego obcokrajowcem albo przynajmniej dochodzenie do futbolowej emerytury.

Jeżeli szanse dostaje taki mierny grajek jak Neil Hlavaty (dwa razy w lidze i w Pucharze Polski), a darmo czekają na nią Michał Fidziukiewicz, Patryk Gondek, Mariusz Gogol i inni, jeśli pomija się tak zdolnych golkiperów jak Sandomierski i Rafał Gikiewicz, a broni puszczający do siatki, co się da, Grzegorz Szamotulski, to nie tylko o teraźniejszość, ale i o przyszłość Jagi trzeba się martwić.

Sytuacja nie jest jeszcze zła, bo różnice w tabeli są minimalne. Ale czas, by wrócić do schematu, że w Jagiellonii grało 11 aktualnie najlepszych zawodników, wkładających w mecz całe serce i mających do zrealizowania optymalną taktykę. Czyli dokładnie odwrotnie niż było w Wodzisławiu.

Co myślisz o grze Jagiellonii? Skomentuj na forum.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny