Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jacek Sochacki: Agresja jest wszechobecna

Anna Kopeć
Jacek Sochacki, psycholog
Jacek Sochacki, psycholog
Brutalność jest zakodowana w naszej kulturze - mówi Jacek Sochacki, psycholog. - Kiedy próbujemy karać ludzi za agresywność, zachowujemy się jak dzieci, które nie liczą się z własnym pochodzeniem i wiekową tradycją.

Kurier Poranny: Kilka dni temu zapadł nieprawomocny wyrok w głośnej sprawie 17-letniej Klaudii S., która podczas libacji w mieszkaniu na Wysokim Stoczku w sposób brutalny zakatowała swojego kolegę. Sąd skazał ją na 15 lat więzienia. Pana zdaniem to słuszny wyrok?

Jacek Sochacki: Straszne w tym wszystkim jest, że ktoś, kto zachował się w sposób absolutnie koszmarny, przez 15 lat jest zwolniony z troski zabiegania o swój byt w warunkach poszanowania norm społecznych, podczas gdy pani i ja każdego dnia musimy się troszczyć o dach nad głową i jedzenie, dbając o przestrzeganie tych norm. Chore jest myślenie społeczeństwa, że przez karanie i przymus odosobnienia można coś osiągnąć.

Społeczności w zakładach karnych funkcjonują w oparciu o normy będące karykaturą norm społecznych obowiązujących na wolności. W efekcie wyroku sądowego, młoda dziewczyna będzie przez najbliższe kilkanaście lat uczyła się życia w oparciu o takie właśnie karykaturalne normy. Ponad pół wieku temu, Philip ZImbardo w swoim eksperymencie wykazał, że sytuacja uwięzienia, to sytuacja depersonalizacji - pozbawiająca człowieka jego indywidualnych cech osobowych. To w najbliższym czasie będzie się działo ze skazaną dziewczyną za pani i moje pieniądze - to gorzka prawda.

Skąd u nastolatki taki poziom brutalności i agresji?

- Agresja jest wszechobecna. Jest niezbędnym składnikiem rozwoju jednostek i społeczeństw. Ważne jest jednak racjonalne jej ukierunkowanie, a nie powstrzymywanie lub udawanie że jej nie ma, zaprzeczanie jej ważności i niezbędności. Zamiast myśleć, jak przeciwdziałać agresji, jak ją wyplenić czy wytępić, może warto zastanowić się, jak ją mądrze spożytkować. W wykorzystaniu agresji do zniszczenia przeciwnika przykładów nie brakuje. Pomników generałów i ludzi, którzy uczestniczyli w kampaniach wojennych jest całe mnóstwo. To głęboko zakorzenione w kulturze europejskiej przekonanie. Nikt nie stawia pomników dezerterom, którzy woleli uciec lub dać się zabić niż zabijać innych. Proszę podać imię i nazwisko tej osoby, która Marii i Józefowi użyczyła stajenki w Betlejem. Była przecież taka osoba.

Nie mam pojęcia.

- Ale wie pani, kim był Herod?

To król Judei, który zarządził rzeź niewiniątek, by zgładzić Jezusa.

- Czyli w świętych księgach ludzkości jest podane imię kogoś, kto zdecydował o zabijaniu niemowląt, natomiast o kimś, kto być może wykonał jakiś dobry i przyzwoity gest nie ma ani słowa?

Oczywiście bardziej kojarzymy tego, który wsławił się czymś złym niż szlachetnym. Do czego zatem zmierzamy?

- Jak łatwo dostrzec agresja jest zakodowana w naszej kulturze. Kiedy próbujemy karać ludzi za agresywność, zachowujemy się jak dzieci, które nie liczą się z własnym pochodzeniem i wiekową tradycją. Próbujemy stawiać zapory zamiast się mądrze edukować. Problem tkwi w tym, że doniesienia prasowe dotyczące tej tragedii są pełne oburzenia, że takich sytuacji nie powinno być. Brakuje głosów jak zapobiegać. Zapewne próżno też szukać takiego artykułu, który będzie rozważał, jak leczyć taką dziewczynę i jej otoczenie. Jak pomóc jej dalej żyć z tym, co zrobiła.

Człowiek zabił człowieka, bo był pijany, naćpany i puściły hamulce. W narkotycznym amoku ujawniła się stłumiona, stłamszona agresja, dla której młoda dziewczyna w codziennym życiu nie znajdowała mądrego ujścia. Ktoś nie zadbał o pozytywne wzory, nie pokazał, jak sensownie, ku zadowoleniu wszystkich, można spędzać czas. A o tym właśnie trzeba mówić. O tym, że niewiele jest zajęć pozalekcyjnych, o tym że relacje rodzinne często są zadaniowe, nakazowo-rozliczeniowe. To wstyd, że wciąż głosimy przekonanie, że kara i nagroda to najlepsze instrumenty wychowawcze.

Nie ubolewamy nad tym, że nie wymyśliliśmy niczego sensowniejszego niż system penitencjarny, który produkuje recydywistów, których następnie utrzymujemy z pieniędzy ciężko pracujących ludzi. Zamiast myśleć o przestępcach, jako o ludziach, którzy są, w pewnym sensie, chorzy i jak ich wobec tego należy leczyć, zastanawiamy się, jak ich skutecznie odciąć od kontaktu ze światem zewnętrznym.
Jak rozumiem to krzywdzące?

- O dziwo dla skazanych w mniejszym subiektywnie stopniu niż dla tzw. normalnych ludzi. To i ja, i pani będziemy płacili za utrzymanie w więzieniu tej nastolatki. Ona zapewne po kilkunastu miesiącach się przystosuje do tych warunków. Za 15 lat znów z naszych pieniędzy pójdą wydatki na to, by ją przystosować na nowo do życia w społeczeństwie.

Jest duże prawdopodobieństwo, że te działania skończą się klęską. I ta dorosła już kobieta, po odsiadce, znów popadnie w konflikt z prawem i pójdzie siedzieć. W więzieniu będzie umiała się odnaleźć, a w normalnym społeczeństwie już nie. Taki stan rzeczy często wywołuje niechęć, złość, oczekiwanie, że ktoś tę "niesprawiedliwą"- bo obciążającą niewinnych i grzecznie pracujących ludzi - uporządkuje. Nasila się niechęć do przestępców, rośnie agresja społeczna do nonkonformistów i dewiantów, a w efekcie rośnie rzesza ludzi predysponowanych do niekontrolowanych zachowań agresywnych. W ten sposób "błędne koło" kary i nagrody zamyka się. Chcąc przeciwdziałać - produkujemy potencjalnych sprawców. Nie jesteśmy nastawieni na to, żeby mądrze socjalizować młode pokolenie, a raczej na to, by dawać po łapach tym, którzy robią źle.

Akcentujemy nie to, by się uczyć, ale to by już umieć, a jak ktoś nie umie, to staramy się go ukarać lub pozbyć z pola widzenia.

W takim razie jak odwrócić te proporcje?

- To pytanie do polityków, dlaczego finansujemy procedury dające opłakane skutki społeczne, a nie wspieramy programów o dużym potencjale prospołecznym, pomagających młodym ludziom odnaleźć właściwe sposoby zachowania. Nam, Polakom, wspaniale udają się zrywy powstańcze i działania narodowowyzwoleńcze, natomiast codzienne życie w rodzinach wychodzi raczej kiepsko. Jesteśmy "zawołanymi" opozycjonistami, partyzantami, oponentami. Gorzej z konstruktywizmem społecznym, działaniem na rzecz słabszych i niezaradnych. Być może zamiast potępiać złych ludzi, zamiast organizować więzienia z klimatyzacją lub bez zajęlibyśmy się tym, jak mamy się wzajemnie uczyć współżycia w rodzinie, w grupie, jak zadbać o outsiderów.

W przypadku tej tragedii chyba możemy mówić o znieczulicy społecznej. Konającym przez wiele godzin na balkonie chłopakiem nikt specjalnie się nie przejął - ani sąsiedzi, ani imprezujący w mieszkaniu młodzi ludzie. Skąd ona się bierze?

- Często nie reagujemy z lęku. Tłumionej agresji zazwyczaj towarzyszy lęk. Obawiamy się nie tylko konfrontacji i samotności w walce, obawiamy się też opinii obserwatorów. Psycholodzy społeczni mówią przecież o dyfuzji odpowiedzialności. Kiedy obserwują wypadek trzy lub cztery osoby, to zazwyczaj któraś z nich zareaguje. Jeśli jednak obserwatorów jest więcej niż sześciu, to zapewne nie zareaguje nikt. W większej grupie każdy oczekuje reakcji od innej osoby.

Ten schemat zadziałał także w tym mieszkaniu na Wysokim Stoczku?

- W tym przypadku znaczącą rolę odegrała zapewne nietrzeźwość młodych ludzi. Być może nikt z otoczenia nie wezwał policji do mieszkania, w którym odbywała się ta impreza, bo sąsiedzi byli do takich imprez w tym miejscu przyzwyczajeni. Albo się bali lub czekali, aż zareaguje inny sąsiad.

A wiek imprezowiczów ma znaczenie?

- Zapewne tak. Oprócz używek odegrały swoją rolę i hormony, których w tym wielu w organizmie nie brakuje. Ważna też przecież dla nastolatków jest chęć zaistnienia w grupie, w towarzystwie.

To towarzystwo patologiczne.

- To wiemy, że nie umieli skorzystać z pozytywnych wzorców zachowania. Młodzi ludzie pokazali to, czego ich starsze pokolenie nauczyło.

Ludzie z natury są egoistami czy altruistami?

- Bez egoizmu nie jesteśmy w stanie funkcjonować, wyznaczać sobie celów. Jeśli próbujemy się tego wypierać i próbujemy kochać bliźnich bardziej niż siebie, to popadamy w deficyt miłości własnej, w metaforycznie mówiąc "dziurę budżetową" miłości do bliźniego. Dać można tylko coś, co się ma. Inwestuję w coś, czego nie mam. Zdrowy egoizm jest niezbędny do życia. Powszechne przykazanie miłości brzmi "Kochaj bliźniego swego jak siebie samego", a nie "Kochaj bliźniego swego bardziej". To zdanie zakładające, czy wręcz wymuszające egoizm. Bo żebym mógł kochać bliźniego jak siebie samego, to muszę kochać siebie. Jeśli nie będę siebie kochał, to co będę miał do zaoferowania bliźniemu? Można, podobnie jak agresję, ukrywać egoizm. Co jednak zrobimy, gdy wymknie nam się spod kontroli i zawładnie naszym zachowaniem?

Zatem konkluzja jest oczywista: jesteśmy egoistami i nie starajmy się temu za wszelką cenę zaprzeczać.

Czytaj e-wydanie »

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny