Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jacek Marczuk z Sochoni - wędzenie wędlin to jego pasja

Barbara Kociakowska
Wędzenie wędlin zimnym dymem to długotrwały proces, trwa 5-7 dni – mówi Jacek Marczuk z Sochoni. Aby uwędzić je na ciepło wystarczą dwa dni.
Wędzenie wędlin zimnym dymem to długotrwały proces, trwa 5-7 dni – mówi Jacek Marczuk z Sochoni. Aby uwędzić je na ciepło wystarczą dwa dni. Fot. Anatol Chomicz
I był to dobry wybór. Wędzonki produkowane przez Jacka Marczuka zdobywają uznanie wśród smakoszy. Do Sochoni ściągają przedstawiciele ogólnopolskich mediów, w tym znany telewizyjny kucharz - Karol Okrasa.

Przygoda związana z produkcją tradycyjnych wędlin zaczęła się kilka lat temu. Bardzo naturalnie. I ojciec, i teść pana Jacka potrafili przygotowywać znakomite, tradycyjne wędzonki, zresztą kiedyś na wsiach wszyscy umieli to robić.

A, że Jacek Marczuk - jak przyznaje - lubi dobrze zjeść, więc postanowił spróbować. Zrobił eksperyment, połączył obydwa przepisy - ojca i teścia - i tak powstała jego własna receptura. Sprawdziła się, bo "Polędwica sochoniowska dymiona jabłonką" została uznana w 2007 roku, za najlepszy produkt pochodzenia zwierzęcego w konkursie Nasze Kulinarne Dziedzictwo (etap wojewódzki) i otrzymała nominację do prestiżowej nagrody - Perły. Jednak mieszkaniec Sochoni na finał konkursu do Poznania nie pojechał.

Wędzi nawet tydzień

Polędwica sochoniowska to wędlina dojrzewająca, wędzona zimnym dymem, czyli o niskiej tempertaurze, która nie ścina białka. Mięso nacierane jest tylko solą, naturalnymi przyprawami i czosnkiem. Samo wędzenie trwa długo.

- Czasem wystarczy pięć dni, a czasem i tydzień to za mało - mówi pan Jacek. - Wymaga to dużo pracy.

Wędzarnia znajduje się na podwórku. Od tych, jakich zazwyczaj używają rolnicy, różni się tylko trochę. Posiada też wbudowany termometr.

- Żeby uzyskać powtarzalność produkcji, trzeba kontrolować temperaturę wędzenia - wyjaśnia Jacek Marczuk.

Do wędzenia na zimno używa drewna jabłoni i akacji, a na ciepło (trwa ono dwa dni) olchy.
Przygotowuje szynki, karkówki, boczki, kiełbasy.

Sprzedaje na festynach

Na razie tradycyjne wędliny robi na niewielką skalę - dla rodziny i znajomych. Czasem sprzedaje je na imprezach, zwłaszcza tych odbywających się w pobliskim skansenie. Twierdzi, że znalazł niszę, bo na takie wędzonki jest duże zapotrzebowanie. Zresztą nie tylko na wędliny, ale i na tradycyjne sery czy inne regionalne produkty. Ludzie zwracają coraz większą uwagę na to, co jedzą. Przecież "swojskie" wędliny mają inny zapach, smak oraz trwałość. Kiedyś na wsiach ludzie robili świniobicie dwa razy do roku. I nic się nie psuło.

- Widzę, że na festynach ludzie szukają takich rzeczy - opowiada pan Jacek. - Parę razy wędziłem na miejscu, w pokazowej wędzarni w Białostockim Muzeum Wsi, ludzie się przyglądali, interesowali, widzieli różnicę.

Zdaje sobie sprawę z tego że tradycyjne wędzonki są produktem z górnej półki. Mają znacznie wyższa cenę niż te w sklepie. Najczęściej trzeba za nie zapłacić od 30 do 50 zł za kilogram (w zależności od rodzaju wędliny). Jednak na festynach większość osób tę cenę akceptuje.

- Dlatego zamierzam wykorzystać tę niszę - mówi.

Będzie przydomowa masarnia

Mieszkaniec Sochoni ma ambitne plany. Zamierza wybudować przydomową masarnię. Wówczas będzie się utrzymywać z produkcji wędzonek.

Koszt budowy takiej masarni to około 200 tysięcy złotych. Jacek Marczuk zapewnia, że powstanie ona wkrótce. Ma już prawie wszystko przygotowane, zaakceptowany projekt, skonsultowane z weterynarzem ciągi technologiczne. Teraz najważniejszą sprawą są pieniądze, których jeszcze trochę brakuje.

Kiedy zrealizuje swój projekt i wybuduje taki mały zakładzik, zgodnie z przepisami, będzie mógł produkować w ciągu tygodnia 4,5 tony wędlin.

- Może wydawać się, że jest to niewiele, ale dla mnie taka skala produkcji w zupełności wystarczy - tłumaczy producent ze wsi Sochonie.

Ale to nie koniec obwarowań, bo tylko 30 proc. z tego można przeznaczyć do sprzedaży hurtowej (np. w sklepach z tradycyjną żywnością). Resztę producent musi sprzedać sam.

Daleko nie sprzeda

Z takiej przydomowej masarni, jaką zamierza wybudować Jacek Marczuk, nie można sprzedawać wędlin w całym kraju. Sprzedaż będzie ograniczona do obszaru województwa podlaskiego i województw sąsiadujących. Ale jak zapewnia, to nie jest problem. Przez te lata zdążył już poznać rynek, wie gdzie może sprzedać swoje wyroby.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny