„Ja teraz kłamię” jest określany jako thriller sensacyjny.
Mnie jednak wydaje się, że lepszym sformułowaniem byłoby jednak celebrity show. I to ze wskazaniem na show. Bo sama fabuła filmu nie jest zbyt skomplikowana. Cytuję: „Troje celebrytów, biorących udział w kontrowersyjnym telewizyjnym show „Konfesjonał Gwiazd” wierzy, że zwycięstwo w programie, w którym muszą wyjawić publiczności swoje największe sekrety, przyniesie wielkie pieniądze oraz pomoże w realizacji marzeń”. Znacie? Znamy. Takich filmów już kilka nakręcono, ale żadnego z nich nie stworzył Paweł Borowski. A kto pamięta jego hipnotyzujące „Zero”, ten może zdawać sobie sprawę, że będziemy mieli do czynienia z matematyczną precyzją. Z takim właśnie zapleczem logistycznym kręcone są te same zdarzenia widziane z perspektywy trójki celebrytów – starzejącej się aktorki (genialna Maja Ostaszewska), scenarzysty-alkoholika (Rafał Maćkowiak) i nastoletniej gwiazdki (Paulina Walendziak). Co między nimi zaszło nie ma takiego znaczenia, jak sposób pokazania ich świata na ekranie.
Zadziwiający, chłodny, wyrachowany, łączący futuryzm rodem z „Barbarelli” i „Wojny światów” Piotra Szulkina ze stylizacjami z wybiegów mody. Hipnotyzująca jak kobra, w wielkim czarnym turbanie Agata Buzek, wycofana, ale gotowa na seks Maja Ostaszewska w przepięknych, często geometrycznych sukienkach, Paulina Walendziak w błyszczących butach i strojach idealnie dopasowanych do nastoletnich gwiazdeczek pop, które zaczynały swoją karierę w internecie. Do tego auta – jakby żywcem przeniesione z filmów o Fantomasie (sic!), policjanci ze wspomnianych wizji Szulkina – w głowie się kręci, a operator kamery Arkadiusz Tomiak zapisuje to wszystko w rewelacyjny, futurystyczny sposób. A scenografia? Niezwykłe obiekty, zdaje się zaadaptowane z bardzo zwyczajnych miejsc, stają się jakimś „kongresem futurologicznym”. Do tego muzyka Adama Burzyńskiego w klimacie zimnego synth popu z początku lat 80. XX wieku. Wszystko do siebie idealnie pasuje.
I cóż, że sama historia może nie wciągać, a zwiedzeni reklamami „piknikowi kinomani” z sobotniego seansu o godz. 14 wychodzili z sali. Nie widzieli ani Adama Woronowicza, ani nie poznali rozwiązania zagadki tego na swój sposób przecież i thrillera. Za to z jakim wizualnym show!
Paweł Borowski: Sam pomysł opiera się w zasadzie na założeniu, jak by wyglądał świat w nowym millenium, wyobrażony przez kogoś żyjącego w latach 60. ubiegłego wieku. Jednocześnie akcja filmu rozgrywa się w 2008 roku czyli ponad 10 lat temu. Wiadomo więc doskonale, że to co oglądamy na ekranie nie miało miejsca. W ten sposób powstał świat, który po prostu nie istnieje. Czysta fikcja.

NaM - Podlaskie ligawki
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?