Warszawski aktor jest jedną z największych żyjących ciągle legend tego zawodu. Tak samo wiarygodny w roli Horna w „Ziemi Obiecanej” Wajdy z 1975 roku jak i porucznika Kopińskiego z serialu „07 zgłoś się” albo Henryka Szlangbauma. Mało kto pamięta, że debiutował na wielkim ekranie jako dziecko już w 1958 roku w filmie „Wolne miasto” Stanisława Różewicza. Dzieciństwo spędzał w teatrze, choć o mały włos nie zostałby aktorem, bo chciał zwiać z egzaminu do szkoły teatralnej.
Aktor Fronczewski, mimo niebywałej popularności i sympatii jaką zaskarbiał sobie w serialach, choćby multikulturowej „Rodzinie zastępczej”, najbardziej ceni sobie grę w teatrze. W rozmowie z Marcinem Mastalerzem przyznaje się do męki wynikającej z nauki tekstu, szlifowania postaci niemal do ostatnich chwil przed premierą. Tłumaczy, dlaczego tak wielu aktorów nadużywa alkoholu, sypie jak z rękawa anegdotami z lat 70. I przyznaje, że od stanu wojennego imprezy w tym środowisku i bratanie się zaczęło zanikać, a teraz zastąpiła je trzeźwa pogoń za pieniądzem. Wolał też zadeklarować esbekowi dojeżdżanie do teatru rowerem, niż dostanie na powrót prawa jazdy odebranego za prowadzenie po pijanemu w zamian za współpracę z komunistyczną policją polityczną. Legendarny Pan Kleks, Franek Kimono, czy pan Piotruś z kabaretu to jedne z dziesiątek twarzy znanych ogółowi. Teatromanom opowiada o swojej atencji wobec Gustawa Holoubka, wielbicielom skandali o zdradzie żony.
Wspaniały aktor i człowiek z krwi i kości, którego zna chyba każdy, zdradza zaledwie rąbek swoich wspomnień. Ciąg dalszy niewykluczony.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?