Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Izabela Branicka obchodziła imieniny. Przepych na balu hetmanowej

Andrzej Lechowski dyrektor Muzeum Podlaskiego w Białymstoku
Portret Izabeli Branickiej, Muzeum w Choroszczy
Portret Izabeli Branickiej, Muzeum w Choroszczy Ze zbiorów Muzeum Podlaskiego w Białymstoku
Do uczty imieninowej zastawiono olbrzymi stół na 200 osób, przez całą jego długość był przeprowadzony basenik, wypełniony tokajem. Pływały po nim 24 kunsztowne okręciki ze słodyczami dla dam. Biesiadnicy mogli do woli czerpać przedniego napoju.

Gdybyśmy żyli w XVIII wieku, to w tych dniach bylibyśmy świadkami fetowania imienin Izabeli Branickiej. Na chrzcie, urodzonej w 1730 roku przyszłej Pani Krakowskiej, dano na imię Elżbieta. Stad też listopadowe uroczystości. Jej rodzina hołdowała od pokoleń kulturze francuskiej i dlatego więc małą Elę nazywano na francuską modłę Izabelą.

Branicka z lubością, już w wieku dojrzałym wspominała te francuskie związki, wywodząc je od swojego pradziadka Jana Andrzeja Morsztyna. Wiadomo, że był największym polskim poetą doby baroku. Jednak poetycką wenę Morsztyn z powodzeniem łączył z polityką, będąc przywódcą wpływowego w połowie XVII wieku stronnictwa politycznego, które zapatrzone było właśnie we Francję. Jego córka Izabela, w 1693 roku poślubiła Kazimierza Czartoryskiego. Była kobietą nowoczesną. W 1736 roku w jej warszawskim pałacu ( w tym miejscu stoi dziś hotel Bristol) powstał pierwszy salon polityczny, od którego początek wzięła późniejsza Familia.

Jednym z pięciorga dzieci Izabeli i Kazimierza Czartoryskich była urodzona w 1700 roku Konstancja, która w wieku 20 lat poślubiła Stanisława Poniatowskiego. Miała z nim ośmioro dzieci. Jednej z córek dano na chrzcie imiona Ludwika Maria na pamiątkę żony króla Władysława IV, u której dziadek Morsztyn prowadził salon poetycki. Druga córka to właśnie nasza białostocka Izabela.

I właśnie w pałacu babki Izabeli przy Krakowskim Przedmieściu odbyło się wesele Jana Klemensa Branickiego z młodziutką, 18-letnią Izabelą Poniatowską. Poprzedził je wspaniały ślub. Takiego Warszawa dawno nie widziała. Dziś pretendowałby do miana ślubu stulecia. Pamiętnikarz Marcin Matuszewicz pisał, że "książęta Czartoryscy naówczas In summo fastigio łask królewskich byli, wszyscy ich wenerowali, do łask ich certatim ubiegali się, a jeszcze tembardziej mocnili przez związki małżeńskie. (…) Branicki naówczas hetman polny koronny, wojewoda krakowski, z Poniatowską wojewodziną mazowiecką, siostrzenicą ks. Czartoryskiego, podkanclerzego, a Sapieha wojewoda podlaski z córką jego ślub brali u św. Krzyża w Warszawie. Obadwa razem były śluby. Jechały obydwie panny młode z niezliczoną kawalkatą i karet asystencją po błogosławieństwo od króla i królowy. Królowa sama obydwom korony ślubne przypinała".

Już sama ceremonia świadczyła o tym, że zarówno dla Branickiego jak i Poniatowskich ślub ten był szansą na realizację wielkich planów politycznych. Młodziutkiej Poniatowskiej realia tego politycznego układania się nie były obce. Tak była wychowana.

Życie dworskie w Białymstoku miało cementować ten alians. Wersal Podlaski odwiedzały poselstwa, koronowane głowy, słynni podróżnicy. Budowaniu prestiżu służyły też i imieniny. Hetman obchodził je na świętego Jana Chrzciciela. Izabela na Elżbiety. Im więcej Branicki marzył o największych zaszczytach z koroną włącznie, tym wspanialsze urządzał uroczystości.

Henryk Mościcki opisał jak obchodzono imieniny hetmanowej w 1760 roku, gdy wydawało się, że Branicki dochodzi do szczytu swej potęgi. "Na kilka dni przed imieninami zjeżdżać zaczęli do Białegostoku zaproszeni goście. Przybyli więc: synowie Augusta III, kanclerz wielki koronny Małachowski z żoną, biskupi Krasicki i Wołłowicz, Mniszkowie, Pacowie, Brühlowie, wojewoda Sapieha, kasztelan Łoś, kasztelan Rozwadowski, wojewoda Sołohub, podstoli Lubomirski, wielki łowczy Czartoryski etc., etc.

Najpierw urządzono dwudniowe polowanie w okolicach Bielska, Brańska i Tykocina; uczestnicy wrócili z pięknymi trofeami myśliwskimi. W dzień św. Elżbiety (Izabeli) wszyscy goście zebrali się w Podlaskim Wersalu, aby móc gremialnie złożyć życzenia solenizantce. Do uczty imieninowej zastawiono olbrzymi stół na 200 osób, przez całą jego długość był przeprowadzony basenik, wypełniony tokajem, pływały po nim 24 kunsztowne okręciki ze słodyczami dla dam. Z basenu biesiadnicy mogli do woli czerpać przedniego napoju.

Po obiedzie, dań którego, z powodu fantastycznej ich mnogości wyliczyć nie sposób, miejscowy podczaszy wniósł ogromny puchar, mający pochodzić z czasów Czarnieckiego. Pucharem tym wzniesiono toast na cześć hetmanowej, poczem wszyscy panowie kolejno wychylali go za jej zdrowie, przy dźwiękach orkiestry i wiwatowych salwach armatnich. O zmierzchu goście, mimo chłodu, udali się do rzęsiście iluminowanych ogrodów, aby podziwiać ognie sztuczne i fajerwerki. Reprezentacyjny bal w salonach pałacowych, ciągnący się do białego dnia, zakończył właściwą uroczystość.

Niektórzy goście pozostali jeszcze przez kilka dni, gdyż pragnęli brać udział w tradycyjnych, staropolskich poprawinach".

Dziś po tamtych latach pozostały nam jedynie wspomnienia i ledwie przypominający dawną wspaniałość pałac z resztkami ogrodów. Pięknie natomiast tradycje imienin Izabeli wskrzesił Mariusz Perkowski z fundacji Pro Anima. Zrobił to z talentem i taktem godnym miana dworzanina Pani Krakowskiej. Wiwat!

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny