Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Izaak Markus - białostocki przedsiębiorca

Andrzej Lechowski dyrektor Muzeum Podlaskiego w Białymstoku
Reklama fabryki Markusa z 1921 roku
Reklama fabryki Markusa z 1921 roku
Wszyscy to wiedzieli- bez Markusa i strażaków z Białostockiej Ochotniczej Straży Ogniowej, popularnej BOSO nie mogła się obyć żadna miejska uroczystość.

Jednym z liderów białostockich sfer przemysłowych w okresie międzywojennym był Izaak Markus. Był on właścicielem, założonej w 1896 roku, fabryki wełny ponownej i przędzalni, która znajdowała się przy końcu ulicy Pocztowej (Jurowiecka). Ale w historii Białegostoku Markus zapisał się jako wieloletni, od 1918 roku, komendant Białostockiej Ochotniczej Straży Ogniowej. Dbał jak nikt o swoich podwładnych. Lubił pokazywać się publicznie w strażackim mundurze. Bez Markusa i strażaków z BOSO nie mogła odbyć się żadna miejska uroczystość.

Słynął też Markus z szerzenia ducha tolerancji. To za jego sprawą BOSO w swoich szeregach skupiała ludność żydowską i chrześcijańską. Jedną z piękniejszych kart historii straży zapisał komendant w 1920 roku.

Tuż przed wkroczeniem do Białegostoku bolszewików, wycofujące się z miasta władze zaproponowały mu członkostwo w Komitecie Obywatelskim. Jego zadaniem miała być "opieka nad miastem i życiem obywateli". Na pierwszym zebraniu Komitetu wybrano przewodniczącego, którym został znany w Białymstoku przemysłowiec i właściciel teatru Palace, Litterer.

Jego zastępcą został właśnie Markus. Tymczasem w mieście panował chaos. Mieszkańców paraliżował strach. Szerokim echem odbiła się sprawa pewnej rodziny. W trakcie rabunków, których dopuszczali się maruderzy, w jednym z domów rozegrała się tragedia. W trakcie napadu bandy rabusiów "zmarła z przerażenia kobieta znajdująca się w stanie odmiennym. Mąż zrozpaczony pozbawił się życia przy zwłokach żony, którą kochał nad życie". Gdy zwłoki obojga małżonków spoczywały w mieszkaniu już dwa dni, to o zajściu powiadomiony został Markus.

Zwrócił się on do gminy żydowskiej, aby ta dokonała pochówku. Gmina odmówiła stwierdzając, że "obawia się dokonać obrządku pogrzebowego ze względu na mogące wyniknąć ekscesy". Markus poprosił więc o pomoc BOSO. Na jego apel zgłosiło się 6 strażaków. Wszyscy byli katolikami. I to oni oddali ostatnią posługę zmarłym, grzebiąc ich na cmentarzu żydowskim. Ten niezwykły incydent najdobitniej świadczył o wielkim autorytecie Markusa.
Nic przeto dziwnego, że gdy w sierpniu 1921 roku do Białegostoku z historyczną wizytą zjechał Józef Piłsudski, to odbył on dłuższą, serdeczną rozmowę z Markusem. Doceniając odwagę i poświęcenie Komendanta, Marszałek na zakończenie rozmowy stwierdził, co usłyszeli też zgromadzeni wokół strażacy i miejscowi notable, że "pożary muszą się Was bać!"

Markusa otaczały zewsząd szacunek i sympatia. Ogólną więc dezaprobatę wzbudził incydent, który wydarzył się w 1928 roku. Około północy 25 maja przy ulicy Poleskiej wybuchł pożar w fabryce sukna Borucha Szwarca. Wnet zjawiły się jednostki miejskiej straży i BOSO. Przybył też Izaak Markus. W trakcie gaszenia ognia podbiegł doń syn Mosze Zylbera, Abram, który przerażony wykrzyknął, że płonie fabryka jego ojca położona nieopodal, około 100 metrów od fabryki Szwarca.

Markus niezwłocznie wysłał tam jednego ze swych podkomendnych. Ten na miejscu stwierdził, że fabryce Zylbera nic nie grozi. Jednak po kilkunastu minutach sytuacja się powtórzyła. I znów alarm okazał się fałszywy. Gdy młody Zylber po raz trzeci próbował przekonać Markusa o niebezpieczeństwie, ten zbeształ go za szerzenie paniki i stanowczo odesłał go z kwitkiem. Rozhisteryzowany Zylber nie wytrzymał napięcia.

"Podniósł rękę i uderzył Komendanta Markusa po głowie z taką siłą, że hełm spadł Komendantowi z głowy".

Widzący całe zajście strażacy rzucili się na napastnika i byłoby z nim krucho, gdyby nie interwencja samego poszkodowanego. Wezwano policję, która odwiozła Zylbera do aresztu. Markus po zakończeniu akcji zjawił się w komisariacie i spowodował zwolnienie Zylbera. Po kilku dniach zarząd BOSO, pomimo szlachetnej postawy Komendanta, uznał, że sprawa ma jednak poważniejszy charakter. Uważano bowiem, że każdy strażak w trakcie akcji, w więc i Izaak Markus "jest żołnierzem służby społecznej i czynna obraza jego wówczas jest tak samo karygodna jak obraza żołnierza na posterunku".

Pomimo apelu Komendanta, aby puścić w niepamięć postępek porywczego Zylbera zarząd BOSO zdecydował podać go do sądu. Sprawa ta całkowicie przesłoniła to co stało się z fabryką Szwarca. Jego przędzalnia zajmująca dwupiętrowy murowany budynek w jedną noc przestała istnieć. Komunikat ogłoszony po pożarze był jednoznaczny. "Spłonęło całe urządzenie fabryczne. Uległo zniszczeniu przeszło 20 maszyn i surowiec o łącznej wartości około 250 000 zł. Bez pracy pozostało 80 robotników".

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny