Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Iwona Menzel napisała Po wsze czasy. Pisarka opisuje Białystok i okolice

Jerzy Doroszkiewicz
Jerzy Doroszkiewicz
Iwona Menzel - Urodziła się w Warszawie, gdzie w socjalistycznej rzeczywistości spędziła jak najbardziej szczęśliwe dzieciństwo i ukończyła studia na Wydziale Architektury. Wyjazd z Polski, konsekwencję zawartego w Wiedniu ślubu z obywatelem niemieckim, uważała za duże poświęcenie i miała rację: od tej chwili życie stało się jednym pasmem rozstań, powrotów i nieporozumień. Mieszka i pracuje w Darmstadt, dawnej stolicy Hesji. Koordynuje duże projekty urbanistyczne. Przez wiele lat działalność literacka autorki ograniczała się głównie do niemieckich tekstów fachowych i niezliczonych listów do rodziny w Polsce.
Iwona Menzel - Urodziła się w Warszawie, gdzie w socjalistycznej rzeczywistości spędziła jak najbardziej szczęśliwe dzieciństwo i ukończyła studia na Wydziale Architektury. Wyjazd z Polski, konsekwencję zawartego w Wiedniu ślubu z obywatelem niemieckim, uważała za duże poświęcenie i miała rację: od tej chwili życie stało się jednym pasmem rozstań, powrotów i nieporozumień. Mieszka i pracuje w Darmstadt, dawnej stolicy Hesji. Koordynuje duże projekty urbanistyczne. Przez wiele lat działalność literacka autorki ograniczała się głównie do niemieckich tekstów fachowych i niezliczonych listów do rodziny w Polsce. Archiwum domowe
Iwona Menzel w powieści "Po wsze czasy" portretuje Białystok i okolicę. Jak wypadamy?

Jak Pani trafiła nad Biebrzę?

Iwona Menzel:
To bardzo romantyczna historia…

Zostanie Pani nad Biebrzą do końca życia?

Przez wszystkie lata spędzone w Niemczech rozpaczliwie tęskniłam za Polską. Kiedy rozpadł się blok komunistyczny i Polska znalazła się w Unii Europejskiej, spełniło się marzenie, o którym nie odważyłam się nawet śnić. Po burzliwej transformacji okazało się jednak, że kraj, za którym tęskniłam, przestał istnieć. W Tatrach bilbordy i stragany zasłoniły góry, na Mazurach zamiast jezior zafalowały aquaparki, przydrożne lipy wycięto i zastąpiono reklamami. Polskę, którą zachowałam w pamięci, odnalazłam jednak nad Biebrzą, gdzie do horyzontu rozciąga się nietknięty ręką człowieka i niezmieniony od stuleci krajobraz. Pobliski Goniądz, malowniczo położony na wysokim brzegu rzeki, wygląda dokładnie tak, jak powinno wyglądać szanujące się prowincjonalne miasteczko: biały kościół na wzgórzu, rynek ze starodrzewem, otoczony kamiennym murem cmentarzyk. To bardzo piękne miejsce i chciałbym tu zostać. Zagroda nad Biebrzą jest jednak wyzwaniem, szczególnie zimą, i nie wiem, jak długo będę w stanie stawić mu czoło. W każdym razie mieszkanie w Niemczech mam nadal.

Kiedy Pani skończyła studia, jak wyglądała Polska?

Była to szara Polska socrealizmu i wielkiej płyty, pustych półek w sklepach i niekończących się kolejek. Była to jednak również Polska pięknych, drewnianych chałup, brukowanych kamieniami dróg, stogów siana na polach, furmanek ciągniętych przez konie i stadek gęsi za opłotkami. Wieś przypominała europejski skansen, ale jakże była malownicza!

Skąd pomysł na ślub w Wiedniu?

Och, jaki Pan jest młody! Przepraszam, chciałam powiedzieć: jaka ja jestem stara. Pomysł na ślub w Wiedniu, Paryżu, Florencji czy na Karaibach, to można mieć dzisiaj. W tamtych czasach nie była to kwestia wyboru. Do września 1972 roku między Polską a Niemcami nie istniały żadne stosunki dyplomatyczne. Jedynym reprezentantem Niemiec w Polsce była Misja Handlowa w Warszawie, a Polski w Niemczech Misja Wojskowa w Berlinie. Do Niemiec się nie jeździło, a zawarcie małżeństwa z obywatelem NRF-u w Polsce było praktycznie niemożliwe, szczególnie, że mój teść był generałem Bundeswehry. Burmistrz Wiednia uznał jednak tę historię za wystarczająco romantyczną, żeby udzielić nam ślubu osobiście.

Czym zajmowała się Pani w Darmstadt?

Pracowałam jak architekt w miejskim biurze urbanistycznym. Zajmowałam się projektami rewaloryzacyjnymi, rozbudową placów i ulic, a także koordynacją dużych przedsięwzięć rewitalizacyjnych na terenach poprzemysłowych. Należałam do tych szczęśliwców, którzy mogą wykonywać zawód, bedący jednocześnie ich pasją.

Kiedy zaczęła Pani pisać?

Pisałam właściwie zawsze. Jest to forma komunikacji, którą zdecydowanie preferuję. Gawędziarz ze mnie żaden, bardzo też niechętnie prowadzę rozmowy telefoniczne. Również spora część mojej pracy zawodowej polegała na formułowaniu tekstów. Jak długo żyła moja matka, pisałam do niej prawie codziennie. Była to jedyna możliwa wówczas forma kontaktu. Te listy szły sześć tygodni w jedną stronę, odpowiedzi można się było więc spodziewać po trzech miesiącach. Tego sobie dzisiaj, w dobie internetu, młodzież w ogóle nie może wyobrazić. Kiedy skończyła się ta regularna wymiana myśli, zaczęłam pisać powieści. Przez Europę przetaczała się wówczas fala nieprawdopodobnych wprost przemian i chciałam je uchronić od zapomnienia.

Skąd zainteresowanie tematyką powstań narodowych i życia pod zaborem rosyjskim?

Czas nad Biebrzą ma inny wymiar. Ten krajobraz jest ponadczasowy, tak samo wyglądał w dobie heskich księżniczek na tronie Romanowów i niemieckich fabrykantów w Białymstoku. Pozostało w nim echo dawno minionych wydarzeń. Mnie przybliżył on epokę Marie, Elli i Alix, kiedy te tereny były Ziemiami Zabranymi, uważanymi przez Imperium Rosyjskie za jego odwieczną, integralną część. W tym kontekście powtarzane w Rosji do dziś przysłowie: „Kurica nie ptica, Polsza nie zagranica” nabiera niepokojąco złowieszczego znaczenia.
W Darmstadt pamięć o tragicznych losach pięknych księżniczek jest wciąż żywa. Przypominają o nich nazwy placów i ulic, pałace, w których przebywały odwiedzając heską rodzinę i panichidy, odprawiane w rocznicę śmierci ostatniej pary cesarskiej w małej cerkwi na Mathildenhoehe, wybudowanej na przywiezionej z wszystkich guberni Rosji ziemi. Nic więc dziwnego, że ile razy wyjrzałam przez okno, moje myśli krążyły wokół tych młodziutkich dziewczyn, które nagle znalazły się pośrodku bezkresnej, białej pustyni, oddalone tysiące kilometrów od swoich domów rodzinnych, w czasach, kiedy pocztę dostarczano dyliżansem, a każda podróż trwała tygodniami. Jeśli dla mnie był to szok, to jaki musiał być dla nich?
Z Podlasiem związana była szczególnie ostatnia para cesarska, Mikołaj II i Aleksandra Fiodorowna, Alix von Hessen-Darmstadt. Białowieża była prywatnymi dobrami myśliwskimi cara i chętnie w niej przebywał w towarzystwie żony i dzieci. Wizytował też pobliską twierdzę Osowiec.

Ile trzeba się napracować, żeby znaleźć twarde fakty historyczne, które mogą posłużyć za kanwę niemal awanturniczego romansu?

Sporo! Nie śmiałabym jednak napisać powieści stricte historycznej, brak mi na to wystarczającej wiedzy. Inżynier we mnie wymaga jednak rzetelnego sprawdzania wszelkich realiów. Dopiero kiedy wiem, jak sznurowało się gorset, zaprzęgało konie do powozu, czym czyściło się srebra, jakim materiałem wybite były przedziały wagonów pierwszej klasy i ile czasu trwała podróż konna do Tbilisi, mogę poczuć się swobodnie w opisywanej epoce. Najlepszym, bo najbardziej obiektywnym źródłem informacji, były dla mnie pamiętniki i zdjęcia z epoki, bo jedne i drugie nie zostały poddane interpretacjom i manipulacjom potomnych. Nieocenione i nawet dziś jeszcze zdumiewająco aktualne okazały się „Listy z Rosji” markiza Astolphe de Custine, choć pochodzą z wcześniejszego okresu. Mnóstwo materiałów dotyczących heskich księżniczek i ich czasów można bez trudu znaleźć w Darmstadt, rezydencji wielkich książąt heskich. Rodzina książęca pisała niestrudzenie pamiętniki i listy, lubiła też się fotografować. Istnieje nawet film, nakręcony podczas uroczystości koronacyjnych Mikołaja II, pierwsza kronika filmowa na świecie.

W „Po wsze czasy” zagląda Pani do Białegostoku – skąd czerpała Pani wiedzę na temat wyglądu miasta w drugiej połowie XIX wieku?

Na temat Białegostoku jest kilka dobrych publikacji, między innymi wydany pod patronatem Kuriera Porannego „Przewodnik historyczny” Andrzeja Lechowskiego. W internecie informacji jest pod dostatkiem, choć nie zawsze można je uznać za wiarygodne. Ciekawe są portal Wirtualny Szetl, strony Instytutu Żydowskiego, a także zbiory pocztówek Murawiejskiego. Pouczające okazało się również porównanie materiałów polskich z niemieckimi, opisującymi te same wydarzenia z okresu powstania styczniowego, ale w diametralnie różny sposób.

Jak Pani sądzi – z perspektywy dostępnych lektur i informacji – jakim miastem mógł być ówczesny Białystok? Mimo mitu wielokulturowości, Pani zauważa podział na sklepy żydowskie i chrześcijańskie

Choć we wspomnieniach niemieckich i żydowskich mieszkańców dawnego Białegostoku miasto było piękne i pełne elegancji, nie sądzę, żeby naprawdę miało ten urok, który nadaje utraconej ojczyźnie tęsknota. Przyjezdni, wśród nich Eliza Orzeszkowa, opisywali je jako miasto zaniedbane, brudne, o fabrycznym charakterze i chaotycznej zabudowie. Obok pałaców stały drewniane, parterowe domki, większość zakładów przemysłowych stanowiły małe manufaktury i chałupniczo produkujące tkalnie. Nawet na rynku z fasad domów odpadał tynk, ścieki płynęły otwartymi rynsztokami, a dostęp do sklepów zapewniały przerzucone nad nimi deski. Najnędzniejsze były dzielnice biedoty żydowskiej. Żydzi, w większości Litwacy, napływający z centralnych guberni Cesarstwa, byli całkowicie zrusyfikowani, lojalni wobec władz i dzięki znajomości rynku rosyjskiego znacznie efektywniejsi w interesach od Polaków. Nie czyniło ich to w oczach polskiej ludności sympatyczniejszymi.

Zabierając swoją główną bohaterkę do wyimaginowanego dworku, daje Pani czytelnikom szansę na poznanie losów patriotycznych rodzin po powstaniu styczniowym. Czy to był tylko sztafaż do stworzenia romansu z epoki z elementami powieści awanturniczej?

Wprost przeciwnie. Romans pozwolił mi opowiedzieć o epoce.

Wydaje mi się, że Pani wynosi ówczesnych Polaków na piedestał – wkłada ich do szufladki z katolicyzmem i jednocześnie dobrym wykształceniem, ze znajomością francuskiego włącznie

Represjonowany przez władze carskie katolicyzm był jednoznaczny z polskością. Księża katoliccy czynnie włączali się w działalność konspiracyjną i walkę wyzwoleńczą, zwłaszcza tu, na Podlasiu.
O dobrym wykształceniu polskiej szlachty i powszechnej znajomości francuskiego wyrażają się z uznaniem cudzoziemcy w pochodzących z tego okresu listach i pamiętnikach. Francuski był w tamtych czasach językiem salonów, jego znajomość należała do dobrego tonu, a francuska guwernantka we dworze nie stanowiła rzadkości. Był to również język dworu carskiego i arystokracji rosyjskiej. Duża część „Wojny i pokoju” napisana jest po francusku.

A skąd wzięła się w powieści legenda o cudownym krzyżu?

Na Podlasiu legendy o cudownych krzyżach, kapliczkach i źródełkach są tak powszechne, że nawet nie trzeba ich wymyślać. Opowiadają się same.

Pani szczegółowo prześledziła najważniejsze potyczki powstańcze – jest i masakra niedaleko Kopnej Góry podczas powstania listopadowego, pojawiają się Siemiatycze i inne miejscowości z czasów walk w powstaniu styczniowym. W pewnym momencie powieść przypomina „Wierną rzekę”!

Porównanie z „Wierną rzeką” uważam za wielki komplement, dziękuję. Przyznaję jednak, że od lektur szkolnych dzieli mnie szmat czasu i nie mam ich dobrze w pamięci.

Lubi Pani tajemnice?

Podlasie jest z natury rzeczy tajemnicze i magiczne. Prawie czterdzieści lat spędzonych w bardzo racjonalnym kraju uczy jednak trzeźwego stosunku do tajemnic.

Losy swojej bohaterki potraktowała Pani z dużym rozmachem – jest Gdańsk, wcześniej wyjazd do Sankt Petersburga i spotkanie z carem. Pani celowo w roli głównej obsadziła Niemkę, by mogła z zewnątrz przyglądać Podlaskiemu?

Owszem. Spojrzenie z zewnątrz jest zawsze ciekawe, uczy tolerancji i pokory. Początkowo interesowały mnie przede wszystkim heskie księżniczki, rzucone przez los z tak dobrze mi znanego, idyllicznego Darmstadt w głąb bezkresnego kraju, którego władcy żyli w bizantyjskim przepychu, a naród wegetował na poziomie wczesnego średniowiecza. O istnieniu silnej kolonii niemieckiej w dziewiętnastowiecznym Białymstoku nie wiedziałam, było to dla mnie dużym zaskoczeniem. Dla Niemców związana więzami krwi z ich rodzinnym krajem Rosja nie była wrogiem, tylko krajem fantastycznych możliwości, który dawał im bajeczne warunki osiedlenia i szansę na szybkie zdobycie majątku. Ich stosunek do powstania ze zrozumiałych względów nie mógł być przychylny. Podobnie negatywnie nastawieni byli pochodzący z centralnych guberni Rosji Żydzi, jak również część chłopów, zawdzięczających carowi zniesienie pańszczyzny.
Podejście Augusty do kwestii polskiej zmienia się z czasem, jest jednak racjonalna i nie widzi sensu w beznadziejnej walce z przeważającym wrogiem. W odróżnieniu od panny Zahorskiej chce za wszelką cenę ocalić ukochanego mężczyznę i nie dopuścić do tego, żeby złożył życie w ofierze na ołtarzu ojczyzny.

To powieść chyba przede wszystkim dla kobiet – wszystkie emocje przedstawia Pani z ich perspektywy.

A czy mężczyźni w ogóle czytają powieści? Nie mam też wrażenia, że ich emocjonalność i seksualność jest mi na tyle znana, że potrafiłabym opowiadać moje historie z męskiego punktu widzenia. Jak wiadomo: mężczyźni są z Marsa, a kobiety z Wenus.

W powieści znalazł się też udany pierwiastek fantastyczny, to psy o ludzkich cechach

Zapewniam Pana, że nikt nie jest tak ludzki jak pies!

Dlaczego Pani zdecydowała się na pisanie powieści?

Porządkuję sobie w ten sposób świat. Poza tym, jak już pisałam na początku, chętniej słucham niż mówię.

Lubi Pani spotkania z czytelnikami?

Nie. Unikam ich. Bardzo cenię i szanuję moich czytelników, ale powieści powinny same mówić za siebie. Wszystko, co miałam do powiedzenia, powiedziałam w moich książkach. Marcel Reich-Ranicki bardzo słusznie zauważył, że pisarze są wyjątkowo nudni, bo każdą ciekawszą myśl dawno już przelali na papier i nie pozostało w nich nic, czym mogliby się z innymi podzielić. Autor nie celebryta, nie widzę powodu, żeby się nim interesować. Chyba, że jest megalomanem i to lubi.

Czy jest już pomysł na kolejną książkę?

Po ukończeniu każdej kolejnej powieści czuję się pusta jak wydmuszka i jestem przekonana, że już nigdy więcej niczego nie napiszę. Nie tracę jednak nadziei, że jeśli jakaś historia powinna być opowiedziana, zgłosi się do mnie któregoś dnia sama.

Czytaj recenzję: Iwona Menzel – Po wsze czasy. Romans historyczny z rosyjskimi siepaczami w tle

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny