Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Iwanówka, czyli łuk?

Marian Olechnowicz
Iwanówka jest typową, podlaską ulicówką. Domy stoją blisko siebie, szczytami do drogi.
Iwanówka jest typową, podlaską ulicówką. Domy stoją blisko siebie, szczytami do drogi. Fot. Marian Olechnowicz
Małe ojczyzny. Iwanówka już od XV wieku należała do dóbr turośniańskich, znajdujących się w ziemi bielskiej, powiatu suraskiego. Chociaż imię Iwan jest powszechnie uważane za wschodniosłowiańskie, to jednak ma rodowód germański.

Iwa, to był niegdyś łuk z drewna cisowego. W 1592 roku dwaj bracia Jundziłłowie: Jerzy i Andrzej dokonali podziału majątku w Turośni Dolnej. Od tego czasu Iwanówka przechodziła w ręce różnych właścicieli.

W XVIII wieku była wsią jaśnie wielmożnego pana starosty Zaleskiego. Drogą prostą zaledwie pół mili do kościoła w Turośni, sąsiadowała z Nieckami z dóbr Łysczyńskich, mających dwór w Markowszczyźnie. We wsi zamieszkiwało 40 osób. Najwięcej było Bukłahów, Wronów, Ignaciuków. Tak jest i dzisiaj.

Nie różniła się wieś swą wielkością od pobliskich Niecek lub Zalesian. Iwanówka jest typową ulicówką. Niektóre domy stoją szczytem do drogi. Kiedyś wszystkie były zbudowane ciasno, blisko siebie, rzędem. I tak samo kryte słomianą strzechą.

W 1946 roku pożar strawił prawie całą wieś. A było to tak. Szła uzbrojona banda nocą. Pora była już po Matce Boskiej Siewnej. Konie chcieli chłopom zabrać, ziarno i z domów, co się dało. Ludzie stawili opór. Więc banda podpaliła wieś i poszła sobie dalej, do Topilca. A, że wiatr był duży, to poniosło iskry po strzechach. Ostały się tylko domy Pućkowskich i Wronów. Chodzili potem ludzie, czasem nawet boso, po wsiach okolicznych po prośbie. Nie mieli przecież, co do garnka włożyć, ani nawet też zboża na zasiew. Ale wieś odbudowali.

Dwadzieścia lat później znowu przyszedł czerwony kur. Ale wtedy już nie banda, ale dzieci zaprószyły ogień. Może dlatego Antoni Ignaciuk założył straż pożarną i namówił ludzi do zbudowania remizy. A cegłę kupili z rozebranego dworu Kundów w Turośni.

Sklepu we wsi nigdy nie było. Była za to kuźnia, którą trzymał Jurczak. Józef Pućkowski trudnił się robieniem odpustowych cukierków. Najsmaczniejsze były raczki. Takie podłużne, białe z czerwonymi paskami. Miały smak wanilii.

Wiara niewiara

Wierni z Iwanówki zbudowali kaplicę w latach trzydziestych. Potem nieco zniszczała. Po wojnie władze nie pozwalały na jej odbudowę, więc ludzie wyczekali na śmierć Bieruta. Zanim nastał Gomułka, to kaplica była prawie wykończona. Chciała tej odbudowy cała wieś, ale najwięcej starali się: Antoni i Zygmunt Bukłaho, Sylwester Mielech, Antoni Ignaciuk i Władysław Kondzior. Nawet dach już mieli postawić. A tu przyjechała milicja, bo ktoś doniósł. Każdy z budowniczych zapłacił potem grzywnę po 900 złotych, co było równe miesięcznej, dobrej pensji. Kaplicę wyświęcił ksiądz Wołejko z Turośni. Niech o nim ktoś wreszcie książkę napiszę - mówią ludzie z Iwanówki.

Kaplica jednak stanęła. I o tych, którzy ją odbudowali też trzeba pamiętać, bo tak odważni byli w wierze. Choć ludzie tu zawsze żyli w zgodzie z Bogiem, to w Sylwestra, czyli Bogaty Wieczór, diabeł wstępował. Fury sąsiadom podkradali, bramy, a także pługi i brony. I na dach wciągali. A, że dachy słomą na babkę były kręcone, więc i szło gładko. Szukali potem gospodarze swojej własności przez kilka dni. Inni zaś potrafili kawalerowi, od jego domu aż do domu panny, całą ścieżkę popiołem wysypać.

Bawili się w karnawałowe wieczory, bo panien i kawalerów było po połowie. Najczęściej w domu "wujka" Piotra Bukłahy, gdzie była duża izba. Pieniędzy nie brał, ale trzeba było potem odrobić. Kiedyś to chłopakom kazał dwie topole spuścić na ziemię i porżnąć. Najpierw potańczyli, a potem ścięli. Tuż po wojnie przygrywał na pedałówce Stefan Czech z Niecek. Teraz od lat gra sołtys Edward Mielech, który w domu ma aż trzy harmonie. A jak gra? Niech lepiej wójt Jurczak z Turośni sam poświadczy, bo to chyba żaden opłatek we gminie bez Mielechowej harmonii i śpiewania nie obejdzie się... I dobrze. Zgodniej jest wtedy wśród ludzi i całej turośniańskiej gminie.

Ziemia iwanowska
Ziemię chłopi z Iwanówki mieli niegdyś w "reskach", czyli cząstkach. Najwięcej tych resek miał Bukłaho, bo aż 112! Jak tylko miał jakiś grosz, to kupował po kawałku ziemi. Dziadek na jednym takim zagonie sadził tylko 10 rządków kartofli. Wszyscy tak też mieli.
Na skraju wsi są jeszcze doły po kartoflach, bo tam piasek był. Cała wieś tam kartofle dołowała. Latem w tych dołach jaskółki gniazda miały. Kiedy przyszedł do wsi geometra i wymierzył, to Bukłaszuki dostali aż 10 hektarów w jednym kawałku, czyli kolonię. W pobliżu wsi płynie rzeczka, bez nazwy. Len kiedyś w tej strudze moczyli, bo każdy na swym kawałku uprawiał. Taka wiejska ta struga, bez nazwy.
Za wsią, w stronę Turośni, jest miejsce zwane Smolioką, gdzie kiedyś wszyscy wypasali konie i krowy. Dziś nikt już koni nie hoduje. Las w kierunku Juraszek nazywany jest Siedliskiem, a ten za szosą Pieczyskiem. Są też Nowinki i Łoźniaki. Widugiry, to miejsce w stronę Turośni. Nikt nie zna jego pochodzenia, chociaż - jak mówi sołtys Edward Mielech - słyszał, że wieś o takiej nazwie jest gdzieś za Sejnami. Może to litewskie, jaćwieskie? Stare to na pewno nazwy. Jak i stara jest Iwanówka.


Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny