MKTG SR - pasek na kartach artykułów

„IO" [RECENZJA]. Intrygująca podróż przez Europę w towarzystwie osiołka. Oceniamy polskiego kandydata do Oscara!

Krzysztof Połaski
Nominacja do Oscara dała filmowi „IO" drugie życie.
Nominacja do Oscara dała filmowi „IO" drugie życie. materiały prasowe dystrybutora Gutek Film
Film „IO" Jerzego Skolimowskiego przeszedł przez polskie kina praktycznie niezauważony. Wyróżnienie w Cannes nie pomogło, nazwisko cenionego twórcy też nie, dopiero fakt, że film otrzymał nominację do Oscara sprawił, że „IO" zyskał drugie życie. I bardzo dobrze.

Spis treści

Skolimowski gra na własnych zasadach

Powiedzieć, że Jerzy Skolimowski to twórca niebanalny, to tak, jakby nie powiedzieć nic. Słynny artysta od lat gra w kino na swoich własnych zasadach, a jego produkcje - czasem trafione bardziej, czasem mniej - zawsze wyróżniają się na tle reszty polskiej kinematografii. Nie inaczej jest w przypadku „IO", który mógłby stanowić audiowizualną definicję kina autorskiego. Od pierwszych minut czuć, że Skolimowski bardzo osobiście traktuje podjęty temat, a do filmu podchodzi niezwykle poważne. Miejscami może nawet zbyt poważnie, bo nie da się ukryć, że „IO" potrafi niebezpiecznie otrzeć się o kicz. Właściwie to cały czas jest taniec na cienkiej jego granicy.

Gorzka ocena współczesności

Jerzy Skolimowski przygląda się współczesności z perspektywy bezbronnego osiołka, który zdany jest na łaskę i niełaskę ludzi, a ci najczęściej są pozbawieni moralności i nasączeni złem do szpiku kości. Przez ponad 80 minut seansu poznajemy całą galerię postaci z różnych światów, którzy będą musieli skonfrontować się z tytułowym „IO". Z jednej strony mamy kierowcę tira (Mateusz Kościukiewicz) i dziewczynę z cyrku (Sandra Drzymalska), a z drugiej kibola (Mateusz Murański) czy księżną (Isabelle Huppert). Pełen przekrój.

„IO" to list miłosny do zwierząt?

„IO" najprościej odczytać jako list miłosny do zwierząt, ale to jedynie podstawowa warstwa tej produkcji. Skolimowskiemu chodzi o coś więcej, a sam osiołek jest jedynie symbolem bezradności w bezwzględnym świecie, gdzie ludzie są gotowi na wszystko, aby osiągnąć swoje cele. Nie mają litości i nie znają wyższych wartości. To traktat o bólu samotności i pragnieniu wolności. Czasem być może zgubnym, bo finalnie będziemy musieli zmierzyć się sami ze sobą. A łatwe to nie jest.

Warstwa wizualna „IO"

Całość zachwyca wizualnie. Przepiękne, wręcz oniryczne, zdjęcia to dzieło Michała Dymka, który stworzył świat z pogranicza baśni i horroru, gdzie może wydarzyć się absolutnie wszystko. Pięknie to wygląda, szczególnie na wielkim ekranie, bo właśnie tam ta feeria kolorów i eksperymentalnych ujęć ma szansę wybrzmieć najpełniej.

Warto obejrzeć „IO"?

„IO" dzieli publiczność. I bardzo dobrze, bo to oznacza, że generuje emocje. Trudno przejść obok historii osiołka obojętnym i nawet jeżeli Jerzy Skolimowski miejscami skręca w stronę telenoweli, taniego kiczu i szantażu emocjonalnego, to nie da się filmowi odmówić niezwykłego uroku oraz niepodrabialnego klimatu, który sprawia, że opowieść o „IO" chce się chłonąć. Intrygująca podróż przez Europę w towarzystwie osiołka.

Ocena: 7/10
Krzysztof Połaski

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny