Literacka nagroda Nike
Literacka nagroda Nike
Literacka nagroda Nike to prestiżowe wyróżnienie dla najlepszej polskiej książki roku. Przyznawane od 1997 roku. Zwycięzca wyłaniany jest etapami. W pierwszym jury przyznaje 20 nominacji, następnie wybiera siedmiu finalistów. I to właśnie do tych ostatnich dołączył w tym roku Ignacy Karpowicz. Będzie konkurował z Krzysztofem Vargą, Tomaszem Piątkiem, Ingą Iwasiów, Bohdanem Sławińskim, Andrzejem Bartem i Eugeniuszem Tkaczyszyn - Dyckim. Wyniki poznamy już w niedzielę 4 października. Zwycięzca dostanie 100 tys. zł i statuetkę.
Kurier Poranny: Został Pan nominowany do nagrody Nike za powieść "Gesty". Jak Pan to przyjmuje?
Ignacy Karpowicz: Jakoś nie budzi te we mnie większych emocji. Wiadomo, że fajnie by było nagrodę dostać. I tyle.
Spytam więc za Kazikiem: "Jak powstają twoje teksty"?
- Zupełnie zwyczajnie. Siadam i piszę. W wypadku “Gestów" jedna różnica polegała na tym, że kształt pierwszej wersji tekstu niewiele różnił się od wersji ostatecznej. Nie było niekończących się poprawek. Poza tym, po raz pierwszy, zaczynając pisać,wiedziałem, jak mniej więcej ma wyglądać całość.
A jak było z odbiorem? Znajomi chwalili?
- Znajomi nie są obiektywni. Co do krytyków, to wiadomo, że jednym podoba się to, drugim coś innego. Ale to dobrze. Na szczęście czasy, w których obowiązywał jeden kanon, już się skończyły. W “Gestach" stężenie groteski i absurdu jest znacznie niższe niż w “Niehalo" czy “Cudzie". Niektórym się to spodobało, innym - nie.
Pamiętam na przykład fragment w "Gestach", w którym pada opinia, że Białystok jest tak na prawdę miastem arcypolskim. Trochę mnie to zaintrygowało.
- Białystok, jak wiele zniszczonych w czasie II wojny miast, musiał zbudować nową tożsamość. Wcześniejsi mieszkańcy zostali wymordowani, pojawili się nowi, napływowi. A najłatwiej było budować nową tożsamość na polskości, czy też arcypolskości. Taka zresztą była polityka PRL-owskich władz: Polska krajem jednolitym narodowo. Na szczęście to się zmieniło. Nie trzeba już być stuprocentowym Polakiem. Znowu wolno być Litwinem, Białorusinem, Tatarem, Żydem i mieszkać w Białymstoku. To żaden obciach. Słowem, wszystko idzie w dobrym kierunku. Przynajmniej z mojego punktu widzenia.
Na co dzień mieszka Pan w Warszawie. Jak jesteśmy tam widziani?
- Coraz lepiej. Wiele się mówi na przykład o Galerii Arsenał, ostatnio przebił się też festiwal muzyki cerkiewnej. Nawet wpadka z logo nie jest aż tak beznadziejna, jak by się zdawało.
No właśnie. Zaraz po tym jak ta sprawa "wybuchła" w mediach, pomyślałem sobie, że byłoby to idealne tło do kolejnej Pana książki. Tak było na przykład ze słynną Wielką Stopą w "Niehalo"...
- Ja bym bardziej był skłonny do opisania zawirowania z nazwą Teatru Dramatycznego: Piłsudski czy Węgierko. Logo jakoś mniej mnie śmieszy.
Zaraz, zaraz, to znaczy, że pisze Pan nową książkę?
- Tak, kończę ostatni rozdział. Tytuł roboczy to “Balladyny i romanse". Książka będzie trochę bardziej w stylu “Niehalo" i “Cudu". Fabuła jest taka, że na Ziemię (a konkretnie do Białegostoku i Warszawy) zstępują bogowie. A bogowie między ludźmi to jednak sprawa nieco absurdalna. Ogólne przesłanie ma brzmieć: dobry bóg to bóg odległy. No, ale nie będę zdradzał szczegółów. Co wyjdzie, zobaczymy.
Dziękuje za rozmowę.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?