Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

I po Łapach...(wideo)

Jarosław Sołomacha [email protected] tel. 085 748 95 54
Na politykach i władzach Krajowej Spółki Cukrowej nic nie zrobi wrażenia - denerwuje się Kazimierz Górski.
Na politykach i władzach Krajowej Spółki Cukrowej nic nie zrobi wrażenia - denerwuje się Kazimierz Górski. fot. Anatol Chomicz
Co my teraz możemy zrobić? Jak możemy protestować? Przecież się nie zastrzelę - mówi zrezygnowany Kazimierz Górski, pracownik cukrowni.

Wczoraj zapadła decyzja o likwidacji upraw wokół zakładu. A to oznacza rychły koniec samej cukrowni.

To bandycka decyzja i wielki cios w plantatorów. Nasi politycy się nie spisali. Jestem tym wstrząśnięty - grzmi Roman Czepe, burmistrz Łap. - Trochę się spodziewałem, że tak będzie. Ale liczyłem jeszcze na ministra - przyznaje.

Zawrzało w całym miasteczku. Ludzie boją się utraty pracy. W sezonie w zakładzie jest zatrudnionych ponad 500 osób.

- Każdy myśli, co teraz będzie. Ludzie stracą pracę. Będą musieli szukać nowej - denerwuje się Waldemar Roszkowski, również pracownik cukrowni.

- Będzie bieda i na pewno dużo nerwów - martwi się Krzysztof Kapitan. Ma czym, bo w cukrowni pracuje jego żona.

Ponad dwa tysiące plantatorów też nie będzie miało lekko. - Będziemy musieli siać kukurydzę. Spadną nasze dochody. To dla nas wielki problem - mówi Wiktor Rejent, prezes Podlaskiego Związku Plantatorów Buraka Cukrowego.

Blokowali, pikietowali i nic

Przypomnijmy. W grudniu Krajowa Spółka Cukrowa, właściciel zakładu, uchwaliła plan restrukturyzacji. Zakłada on likwidację rejonu plantacyjnego wokół Łap. W zamian ma dostać od Unii Europejskiej pieniądze.

Teraz zakład nie będzie miał z czego produkować cukru. Władze KSC obiecywały, że uruchomią produkcję zastępczą. Nie potrafiły jednak powiedzieć, czego. Fabryce pozostaje najwyżej paczkowanie i magazynowanie cukru.

Łapianie nie przebierali w środkach, by ocalić swój zakład. Pikietowali przed bramą zakładu, Sejmem, Kancelarią Premiera, ministerstwem rolnictwa, na białostockim Rynku Kościuszki. Dwukrotnie zablokowali krajową ósemkę. - Tyle razy jeździliśmy protestować. Politycy obiecywali nam, że nas nie zostawią, że pomogą. A co z tego wyszło? - złości się Roszkowski.

W styczniu KSC złożyła swój plan do Agencji Rynku Rolnego. Ta nie mogła go zmienić, ale mogła planu nie przyjąć i nie przesyłać do Brukseli. Na decyzję miała czas do wczoraj.

Wszyscy żyli nadzieją, że zakład i uprawy przetrwają. W piątek na ten temat obradowała jeszcze sejmowa komisja rolnictwa. A minister rolnictwa Marek Sawicki mówił, że "przyjęty przez Zarząd KSC producencki wariant redukcji jest szkodliwy dla rozwoju gospodarczego Polski Wschodniej".
Ale o godz. 14.30 ARR wysłała plan do Brukseli.

- Zakwalifikowaliśmy wszystkie wnioski złożone przez producentów cukru - lakonicznie wyjaśnia Nina Mirgos-Kilanowska, rzecznik ARR.

Pojedziemy do Brukseli

A co z dwoma tysiącami rolników, którzy nie będą mogli uprawiać buraka? - To nie jest pytanie do nas - odpowiada Mirgos-Kilanowska.

- Będziemy próbowali podać KSC do sądu. Nie mogła nas pozbawić prawa do uprawy - deklaruje Rejent.

Dla łapskiej cukrowni jest jeszcze jedna szansa. Unijny fundusz restrukturyzacyjny może okazać się za mały i KSC może pomocy nie otrzymać. A to oznacza, że uprawy nie będą musiały zostać zlikwidowane. Ale tę możliwość za mało realną uważają sami urzędnicy z Agencji Rynku Rolnego.

- Pojedziemy do Brukseli. Zrobimy tam pikietę. Może to coś da - zapowiada Rejent.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny