Kurier Poranny: We wrześniu 2013 r. oficjalnie zakończyłeś starty jako zawodnik hajnowskiego Żubra. Teraz jesteś judoką GKS Czarni Bytom. Zacząłeś studia w Katowicach.
Hubert Maglewski: Studiuję fizjoterapię na Akademii Wychowania Fizycznego. Pierwsze wrażenia, to trochę daleko od domu, w ogóle nowe środowisko. Nie wiedziałem, że będzie aż tak ciężko, bo kierunek trochę mi daje w kość. Oprócz tego muszę to jakoś godzić z treningami w Bytomiu, w chyba najlepszym w Polce klubie. Jest po prostu cały czas męczarnia.
Ile razy w tygodniu trenujesz i ile czasu?
- To zależy od dnia. Trzy-cztery razy w tygodniu mam trening, siłownia - dwa razy w tygodniu i trening biegowy trzy razy w tygodniu.
Czyli dziewięć razy w tygodniu…
- Zdarza się, że mamy dwa elementy treningowe w ciągu jednego dnia.
Ile czasu trwa taki element treningowy?
- Zależy jaki. Średnio trzeba liczyć godzinę - dwie. We wtorek jest tzw. randori, gdzie spotykamy się i walczymy ze sobą. Randori trwa nawet trzy godziny.
Jak to pogodzić z zajęciami? Jesteś przecież na studiach dziennych.
- Dzięki drużynowemu mistrzostwu Polski prawdopodobnie od następnego semestru będę miał tzw. indywidualny tok nauczania.
To by było lepsze.
- Na pewno, bo w pełni można oddać się treningowi, ale mówią, że to też trochę rozleniwia.
Zawsze byłeś obowiązkowy, uporządkowany, uładzony.
- To zasługa trenera. Gdy zacząłem trenować, miałem 7 lat. Judo bardzo dobrze uczy obowiązkowości. Godziny treningów zrobiły swoje. Lubię, gdy nawet spotkanie ze znajomymi jest uporządkowane - ustalona godzina, żeby się nie spóźnić.
Trudne studia i długie treningi. Jest czas dla dziewczyny?
- Na razie, nie wiem stety, czy niestety, ale nie ma. Na razie nie chcę się tym zajmować. Wyjechałem, żeby trenować i się uczyć. Na dziewczyny przyjdzie pora.
Twoje najnowsze osiągnięcia, to od listopada jesteś drużynowym mistrzem Polski.
- Tak, ze swoją nową drużyną, Czarni Bytom. To były zawody młodzieżowe, do 23 lat. Z tym, że jestem jeszcze juniorem, czyli startowałem kategorię wyżej. Czarni to taka drużyna, że można było się spodziewać mistrzostwa. Myślę, że medal był pewny. Trenując w takim klubie raczej jest się skazanym na jakiś sukces.
Chciałeś przejść do tego klubu?
- Moje plany szły w zupełnie innym kierunku. Ale pojechaliśmy z trenerem na zaproszenie GKS Czarni Bytom, na obóz wakacyjny. Na treningu zazwyczaj siedzi sztab ludzi i patrzą, kto i jak trenuje, jak się stara, jak mu wychodzi. Po ostatnim treningu, jeden z trenerów wyszedł z propozycją, bym dołączył do nich. Bo ogólnie plany miałem takie, żeby iść do Warszawy, na ten sam kierunek, na uczelnię tego samego typu.
No tak, Warszawa bliżej.
- Tym bardziej, że szlaki już przetarte. Parę osób z naszego klubu Żubr, m. in. trenera syn, czy Rafał Sosnowski, właśnie w Warszawie trenowali i się uczyli. Chciałem iść w ich ślady, ale ponieważ pojawiła się interesująca propozycja, to zastanawiałem się nad tym aż do lipca. W końcu postanowiłem, że spróbuję swoich sił na Śląsku i jak na razie jestem z tego zadowolony.
Kiedyś nasi jechali na Śląsk, ale tylko do kopalni. Teraz sytuacja się zmieniła i mamy lepszy "towar eksportowy". W ogóle ktoś tam słyszał o Hajnówce?
- Na uczelni to raczej nie, ale w klubie owszem. Głównie przez trenera Jakuba Ostapczuka. Samego przyjęcia w klubie nie mogłem sobie wymarzyć lepszego. Traktują mnie na równi. To jedna wielka rodzina, a tam trenuje około 500 osób. 14 grup, podczas gdy u nas dwie, trzy. Praca też tam inna, bo wiadomo, więcej sparingpartnerów. Tutaj miałem jednego, czasami dwóch.
Rozpocząłeś treningi od października, tak jak naukę na studiach. W końcu listopada pierwsze poważne zawody, mistrzowsko zakończone. Kiedy kolejne zawody?
- Myślę, że gdzieś w marcu. Albo puchar Polski, albo mistrzostwa Polski indywidualne. Wypadałoby być chociaż w siódemce punktowanej. To byłoby super. Niespodzianka by była, gdyby wpadł jakiś medal. Jeszcze muszę dużo pracować, aby do faworytów dorównać i ich przegonić. Ale różnie bywa, to taki sport, że niespodzianek jest dużo.
Dlaczego zainteresowałeś się akurat judo?
- Mama trenowała kiedyś u nas, w Hajnówce. Zaprowadziła mnie do trenera Jakuba Ostapczuka, spodobało się. To, że zostałem przy judo, to zasługa rodziców, bo wiadomo, czasem się nie chciało, koledzy szli na podwórko, spotykali się ze znajomymi, a tu trzeba było na trening. Czasami to denerwowało. Ale teraz nie żałuję.
Judo stało się twoją pasją. I tak jak powiedziałeś, świetnie kształtuje charakter.
- Jest to sport godny polecenia. Tym bardziej, że bardzo rozwija. Judo i pływanie - dwa sporty z których można przejść na inną dyscyplinę, np. lekkoatletykę, czy piłkę nożną.
Tęsknisz za Hajnówką?
- Oczywiście. Tu jest mój dom i większość kolegów.
Przyjechałeś na święta, a Jakub Ostapczuk mówił, że prowadzisz treningi.
- Trener chciał, żeby pokazał, jak tam się trenuje. Musiałem przeprowadzić trening od początku do końca. Muszę przyznać, że z dziećmi naprawdę nie jest to łatwe, więc trzeba podziwiać naszego trenera.
Rozmawiała Krystyna Kościewicz
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?