Greta Rogoz jest polonistką, a Wojtek Syguła leśnikiem. Ona pochodzi z Sanoka, jego rodzinne strony to Grodków w pobliżu Opola. Odległość między nimi wynosiła jakieś 450 km. Jednak się odnaleźli, a dom znaleźli na Podlasiu.
Greta miała trzy suki malamutki, jedna z nich właśnie się oszczeniła. Wojtek interesował się psimi zaprzęgami, postanowił kupić szczeniaka. Nawiązali kontakt przez wspólną koleżankę. Suczka Andzia pojechała do Grodkowa, a jej nowy właściciel zdawał Grecie relację, jak psiak się zachowuje w nowym otoczeniu. Nić sympatii zaczęła się rozwijać i umacniać. I tak to się zaczęło. Z czasem odkryli, że chcą robić to samo - hodować psy, mieszkać razem.
Magiczne dziesięć dni na Podlasiu
Na zaproszenie znajomych przyjechali na Podlasie. To było magiczne dziesięć dni. Zakochali się w urokach doliny Narwi i Biebrzy. Postanowili, że tu będzie ich dom. Wynajęli taki od kobiety, która przebywała w Niemczech. Warunek był jeden: gdy ona przyjeżdża, oni się wyprowadzają. To nie było łatwe, mieli już sześć psów i znalezienie lokum na przeczekanie graniczyło z cudem. Zaczęli szukać czegoś na własność.
Krynica 44 w gminie Trzcianne to dziś ich ukochane miejsce na ziemi. Choć na początku za dużo było powiedzieć dom. Zadaszone mury, bez okien, prądu i wody. Za to okolica właśnie taka, jakiej szukali. Dwa hektary, w tym trochę otwartej przestrzeni. Idealne miejsce na hodowlę psów i treningi zaprzęgów. W namiocie mieszkali do października. Dom remontują i urządzają do dziś.
Na ratunek husky
Od znajomego maszera Adama Ludwika z Białegostoku dostali suczkę i nazwali ją Ninovan. W języku Czejenów to znaczy "nasz dom". Tak powstał Szamański Krąg, jedna z największych psiarni tradycyjnych psów zaprzęgowych w naszym kraju. Czyli takich, jakie towarzyszyły Eskimosom na dalekiej północy. Prawie wszystkie psy były przedtem bezdomne, a Greta i Wojtek uznali, że husky trzeba ratować. Większość ludzi myli pojęcia, husky to psy biegające w zaprzęgach, a nie rasa. Rasa to syberian husky.
Mieszkali na kolonii, ale wzbudzali zainteresowanie mieszkańców wsi. Ludzie z ciekawością ich obserwowali. Byli i nadal są dla nich odmieńcami. Tyle psów innych niż wiejskie, malamuty, syberiany i grenlandy. I te psy nie szczekają, raczej wyją, podobnie jak wilki.
- I nagle z ciekawości zaczęły zaglądać do nas dzieci ze wsi - opowiada Greta. - Było ich około dwudziestki, więc żeby nie przeszkadzały, daliśmy im z Wojtkiem zajęcie. Powoli wciągnęły się w naszą pasję.
W klubie przyjaciół
Zaprzyjaźniony Klub Przyjaciół Wilków i Psów Północy Wataha z Łodzi przyjął dzieci pod swoje skrzydła i w Krynicy powstał ich młodzieżowy oddział. Młodzicy mają od 10 do 15 lat. Jeżdżą na zawody i zdobywają puchary.
- Powtarzamy im, że to nie jest najważniejsze. Należy po prostu przezwyciężać trudności, opanować własną niemoc i mieć chęci do życia - cieszy się Greta.
Wojtek mówi, że podlaskie wsie bardzo ich zaskoczyły. Porównują je z tymi na Podkarpaciu i zachodzie Polski, skąd pochodzą. - Tu rzeczywiście jest biednie i niestety, zbyt często w niektórych domach gości alkohol. Ludzie nie mają pomysłu na życie, ale są ogromnie życzliwi i gościnni.
Dlatego podkreślają, że nigdy nie spotkali się z niechęcią czy agresją. Raczej z ciekawością niż wrogością.
- Nasza wieś jest katolicka, my nie chodzimy do kościoła, więc posądzano nas, że jesteśmy sektą. To nasza odmienność była tego przyczyną - mówi Greta. - Ale my ciągle rozmawiamy z dziećmi ze wsi i są to rozmowy o wszystkim, także o Bogu. Powiedzieliśmy, że modlimy się wszędzie, również w lesie. W końcu teoria o sekcie upadła.
Dzieci przebywając w Szamańskim Kręgu, zajmują się pielęgnacją psów, wyprowadzają je, uczą się ich mowy ciała i dopiero potem ścigają się w zaprzęgach. Te wszystkie obowiązki traktują jak przyjemność. Uczą się przy tym konsekwencji, systematyczności, cierpliwości i spokoju, to dla nich nowość.
Greta i Wojtek są byłymi sportowcami, ona trenowała łyżwiarstwo szybkie, Wojtek był piłkarzem. Wiedzą, jak prowadzić treningi, jak mobilizować.
- Bo ważne są wyniki w nauce i pomoc rodzicom w gospodarstwie, a dopiero wolny czas mogą poświęcać psom - wyliczają. Ale teraz dzieciaki ze wsi przychodzą do nich również po pomoc w nauce, posiedzieć przy Internecie. Czasem po prostu pogadać.
Wataha z Łodzi zaprosiła swoich młodszych klubowiczów na wycieczkę. Większość dzieciaków pierwszy raz była w kinie, na kręgielni, lodowisku. W mieście nawet uliczny korek wzbudzał w nich ciekawość. Odwiedzili Łódź, Piotrków Trybunalski i Bełchatów. Innym razem Greta zabrała dwóch chłopców w swoje rodzinne strony - w góry, których oni nigdy przedtem nie widzieli.
- Bo często rodzice nie poświęcają im czasu, to taki zimny wychów - twierdzi Greta. - Dlatego z nami czują się dobrze. Mamy jednak twarde zasady, które im przekazujemy: szanujemy zwierzęta i ludzi.
Efekty są, jedna z dziewcząt przyniosła pod kurtką dwa małe kociaki, które rodzice chcieli utopić.
Oprócz zajęć edukacyjnych dla dzieci organizują profesjonalne wyprawy, kilkugodzinne wycieczki, imprezy zaprzęgowe dla rodzin i firm. Do gospodarstwa dołączyły koniki polskie, które świetnie się spisują na wszelkich wyprawach.
Oboje takie życie sobie wymarzyli i wszystko im się spełnia.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?