Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Harcerstwo w Białymstoku. Zaproszenie do kręgu

Adam Czesław Dobroński [email protected]
Próba w Orlim Gnieździe
Próba w Orlim Gnieździe
To będzie opowieść pogodna, w sam raz na wiosenne słońce. Bo kto wejdzie w krąg harcerski, ten ma niepowtarzalną szansę na piękne przygody, które się wspomina przez następne dziesięciolecia, co i ja czynię. Czuwaj!

Przegląd zdarzeń osobliwych z lilijką i krzyżem harcerskim w tle rozpocznę od przypomnienia fragmentu tekstu Aleksandra Dreslera, czyli "Sańki" z ulicy Sosnowej. Druh Aleksander zaczął służbę w 1. Białostockiej Drużynie Strażackiej im. Romualda Traugutta, którą łatwo było rozpoznać po czerwonych płomiennych chustach. Potem była Drużyna im. księcia Józefa Poniatowskiego z chustami koloru amarantowego.

Ciągnęło druhów na biwaki i obozy, więc prowadzono akcję zbierania papieru. Jak nazbierano 15 bel po 50 kg, to wynajmowano samochód i wieziono makulaturę do fabryki papieru w Grodnie. Był zysk, a ponadto radość ze zwiedzania grodu królewskiego (fakt, że nie musiano czekać na granicy). Jeszcze większy dochód dawała sprzedaż starych gazet sprzedawcom śledzi, wszak prawdziwy przedwojenny białostoczanin nie mógł żyć bez śledzików, a te wymagały owinięcia na ten przykład w "Dziennik Białostocki". Wszyscy byli zadowoleni: harcerze, sprzedawcy, konsumenci, wzbogacał się i obieg wiadomości prasowych. Że trochę woniało?! A z dzisiejszych dzienników to czym powiewa? Rajskimi aromatami?

Wróćmy do relacji Sańki. Druhowie wykonali sami plecaki z deszczułek, załadowali na drabiniasty wóz stoły, ławy i sprzęt kucharski oraz dwie panie, a sami ze śpiewem, w kolumnach zastępowych przemaszerowali w tri miga 14 kilometrów. Spali w stodole pokotem na sianie, jedli co można było kupić w okolicy, łapali ryby i wyciągali raki rękoma, oddychali swobodnie, "połykali" godziny, których zresztą nie mogli zliczyć z powodu braku zegarków. Hartowali ciała i wzmacniali się duchowo.

Opowiadał o tym chętnie i druh Ryszard Kaczorowski. Swą ostatnią wędrówkę latem 1939 roku odbył w Puszczy Augustowskiej. Widział ustawione zasieki z drutów kolczastych. Nie mógł przewidzieć, że to koniec wspaniałej karty harcerstwa w II Rzeczypospolitej. Nie tylko polskiego w wymiarze narodowym, bo była w Białymstoku także drużyna rosyjska im. Aleksandra Puszkina, a przez krótki czas również żydowska.

Harcerze z jedenastki

Podążając śladami dh. Prezydenta, ucznia Szkoły Powszechnej nr 11 przy ul. Mazowieckiej, trafiłem do obecnej Szkoły Podstawowej nr 11 im. Kornela Makuszyńskiego przy ul. Poleskiej. Dowodzi tu Anna Kaliszewska, która z niejednego harcerskiego pieca chleb jadła. Najpierw była to drużyna przy podstawówce nr 16 na Bacieczkach, potem drużyna wodna przy II LO i Krąg Instruktorski przy WSN (ul. Świerkowa). Białostocką Drużynę 111 "Wikingów" przy "jedenastce" założyła dh. hm. Teresa Gogiel (pozdrawiamy).

Były to takie dobre czasy, że szkoła harcerzami stała, utworzono szczep i aż tętniły życiem cztery harcówki. A latem brać ruszała w Polskę z preferencjami dla Gór Świętokrzyskich, Tatr, Sudetów. Nie przerażały dzienne przemarsze po 20 km o lichym wikcie, w trampkach i przemakających bluzkach.

Harcerze białostoccy korzystali ze stałych baz (przykładem Półko koło Supraśla, Stańczyki, Doktorce), mieli swe ulubione miejsca i życzliwych gospodarzy. Dh hm. Anna opowiada o przygodach na obozie w Mikaszówce, przeprawie wpław, nocnych alarmach. W lesie urządzono ołtarz, którego nie była w stanie zdemaskować wizytacja z dostojnikami w składzie. Na obóz nad jeziorem Czarne (pow. gołdapski) dojechał dh. Stanisław Moniuszko, legenda białostockiego ZHP. Razem z kuzynem przywieźli (5 km od autobusu przeszli pieszo) w walizkach wystawę. Dh Stanisław przez tydzień zadziwiał sprawnością i animuszem. Wysoki, szczupły, już nieco pochylony, skory do rozmowy. Mówiono, że najpierw pojawiała się czapka rogatywka, potem jej właściciel i przypominano, że jak bywał komendantem obozu, to wartownik pilnował, by mu nikt nie przeszkadzał w czasie modlitwy. Krążyły opowieści i o innych legendarnych harcmistrzach białostockich: ks. Pawle Grzybowskim, Aleksandrze Sandomierskiej, Bolesławie Klepackim, ks. Kazimierzu Kułakowskim, Janie Jędrachowiczu.

W drużynie "Wikingów" jest obecnie około 30 druhen i druhów, to niewiele jak na 600 uczniów. Ale i ta trzydziestka znaczy wiele, bo prezentuje się chwacko, pamięta o tradycjach, jest rozśpiewana i mobilna. Jednym słowem, widać ich w szkole, a już najbardziej w trakcie imprez, świąt, Dni Myśli Braterskiej, podczas Wigilii harcerskiej, i tak można wymieniać długo.

Trzy Orle Pióra

Ta sprawność jest marzeniem i dumą harcerzy. Dla jej osiągnięcia trzeba przejść trzy całodobowe próby: głodu, milczenia i samotności (w ostępach leśnych). W "Orlim Gnieździe", bazie harcerskiej nad jeiorem Rajgrodzkim, jeszcze bardziej zaostrzono kryteria. Jeśli ktoś złożył przyrzeczenie harcerskie, skończył 15 lat, zachowuje wzorową postawę i ma szczerą wolę się sprawdzić, to musi napisać list z wyjaśnieniem motywacji, odbyć trzy wymienione już próby, upodobnić swój wygląd do Indianina, założyć na szyję powróz z pokrzyw. Na koniec staje przed starszyzną "Bractwa czerwonej strzały", by przy biciu bębnów wykazać się odpornością na strach.

To tylko uproszczony opis procedury, która kończy się wręczeniem metalowego orlego pióra. Druhny mają szansę przypiąć na rękawie metalowy grot strzały, co oznacza zaliczenie do grona Scytyjek. Oczywiście też po wypełnieniu rozlicznych prób, w tym wypatroszeniu, upieczeniu i zjedzeniu ryby, przeniesieniu z drugiego końca jeziora wody (nie można uronić ni kropelki), zniesienie bez krzyków kilku szykan z użyciem żab, pijawek i zimnej wody. Pieczę nad tym obrzędem sprawuje nadleśniczy Marian Podlecki, a "Orlim Gniazdem" opiekują się dwaj księża harcmistrzowie Aleksander i Tadeusz.

Niestety, żałuję, ale takiej próby nie przeszedłem, choć pamiętam, jak kazano nam w pamiętnym 1956 roku spędzić samotnie noc w Puszczy Piskiej. Miałem wrażenie, że pod drzewem, na które się wdrapałem zgromadziły się wszystkie wilki mazurskie.

Podlasie ma wszelkie dane, by być matecznikiem harcerzy bez względu na kolor chust i przynależność organizacyjną. Pięknie, że są tu ofiarni instruktorzy, trwają drużyny przy szkołach, nie tracą ducha weterani. Byłoby jeszcze piękniej, gdyby podlaski krąg harcerski był z roku na rok większy, bardziej krzepki, przyjazny. Ale by się cieszył w niebiesiech dh prezydent Ryszard.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny