Pierwsze "halo" nad Białą wypowiedziano w ebonitową trąbkę trzymaną przy ustach w 1891 r. Po ok. 10 latach w 360 białostockich fabrykach, urzędach i nielicznych domach stały aparaty telefoniczne. Oczywiście wszyscy abonenci mogli porozumiewać się tylko dzięki telefonistkom łączącym ręcznie żądanych rozmówców. Centrala - mózg telefonii - znajdowała się w budynku poczty na Warszawskiej 13.
W 1926 r. ogłoszono triumfalnie, że "Białystok się europeizuje". Zarząd Telefonów Miejskich rozpoczął wielką inwestycję. Służące ponad 30 lat połączenia zaczęto wymieniać na nowe, pracujące w systemie Cedegren (?). Jak go zwał, tak go zwał. Ważne było to, że dzięki niemu można było obsłużyć 2400 abonentów. W pierwszym rzędzie zgłosili się adwokaci, lekarze i apteki. Ale i "zwykli" białostoczanie też zapragnęli telefonów, bo była niezwykle korzystna, niska ceną założenia instalacji. Można ją było rozłożyć na raty.
Nowością w aparatach marki Ericson były informacje, "czy dany abonent rozmawia z innym abonentem - uskutecznia się to przez dźwięki w słuchawce. Przytem system nowej centrali nie daje możności podsłuchiwania prowadzonych rozmów". Tere-fere! Dlaczego więc w warunkach korzystania z Białostockiej Sieci jak wół w paragrafie 5. napisano, że gdy będzie się w rozmowach używało nieprzyzwoitych wyrażeń, to zarząd takiemu ordynusowi odetnie telefon!
Europeizacja nie obyła się bez kłopotów. W trakcie kładzenia kabli "robotnicy zamurowując otwory w chodnikach po założeniu kabli, urządzili pokrywki nieco wyżej niż chodnik, wskutek czego wiele ludzi - zwłaszcza wieczorem przewraca się". Kłopotliwe też było i to, że przez pewien czas jednocześnie funkcjonowały stare i nowe linie. Często więc się zdarzało, że łączono zupełnie przypadkowych rozmówców. Bywało też, że jednocześnie połączonych zostało kilku abonentów. Wywoływało to sytuacje czasem zabawne, a czasami doprowadzało do awantur.
Polska Akcyjna Spółka Telefoniczna, zwana popularnie Pastą, corocznie wydawała spisy abonentów, czyli książki telefoniczne. Na pierwszych stronach informowała o telefonicznym savoir-vivrze. Żeby być skutecznie połączonym, należało sprawdzić numer, z którym chciano się połączyć. Po podniesieniu słuchawki należało powiedzieć go telefonistce. Ta zaś zobowiązana była go powtórzyć, na co abonent miał wyraźnie i głośno powiedzieć "tak". I dopiero następowało połączenie. Można było gadać do woli. Płaciło się bowiem za połączenie, a nie za minuty!
Wkrótce w Białymstoku pojawiły się publiczne rozmównice telefoniczne. W 1929 r. zamontowano je w buźnie macedońskiej przy Rynku Kościuszki 26, na dworcu kolejowym głównym i poleskim, w kinach Apollo na Sienkiewicza 22 i Modern na Lipowej 20, w magistracie na Warszawskiej 21 i na poczcie przy Kościelnej. Po kilku latach podłączono aparaty na Antoniukowskiej, na poczcie przy Lipowej 24, na stadionie w Zwierzyńcu i w Sądzie Okręgowym.
Leży przede mną książka telefoniczna z 1934 r. Wzruszająca to lektura. Tak, tak, to się czyta świetnie, bo bohaterów dużo i... ciekawa fabuła. Czy to 948? Z doktor Białówną proszę. 331 Halo. Jakub Szapiro? 153 Przepraszam, czy to pan wojewoda Marian Zyndram Kościałkowski? 1160 Ritz? Chciałbym na dzisiejszy wieczór zarezerwować stolik u Państwa. Halo, halo! Mówi się! Niestety, cisza.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?